ROZDZIAŁ 17: Too Young To Fall In Love

(...)
Well you're killing me
Your love's a guillotine
Why don't you just set me free


Too young to fall in love

Run for the hills
We're both sinners and saints
Not a woman, but a whore
I can taste the hate
Well now I'm killing you
Watch face turning blue
Not yet a man
Just a punk in the street







~ Z perspektywy Roxy

   Kolejny dzień z moimi kochanymi zjebami. Już nawet nie komentowałam śpiących na kanapie nagich Janet i Bolana, tylko oparłam brodę na dłoniach i patrzyłam się nostalgicznie przez okno na łażącego po naszym ogródku krokodyla. Tymczasem do domu z hukiem wpadli Slash i mój chłopak. Dosłownie wpadli. Chyba przepychali się pod drzwiami, który wejdzie pierwszy, aż w końcu zamek nie wytrzymał i zaskoczeni chłopacy stracili równowagę, zaliczając glebę na progu. Leżeli tak chwilę, po czym tępo zarechotali. Przewróciłam oczami. Pierwszy wstał Sebastian, podszedł do mnie i pocałował mój policzek.
- Cześć, kochanie. - zamruczał seksownie. 
- No cześć. - uśmiechnęłam się.
- Ej, Petrucci, nie widziałaś może mojego nowego pupila? - zapytał Kudłacz, który był zbyt leniwy na to, by wstać z podłogi. 
- Krokodyla? - uniosłam jedną brew.
- Ooo, skąd wiesz, że mam krokodyla? - gitarzysta otworzył szerzej oczy i wyglądał bardzo głupio, więc zachichotałam. 
- A tak sobie pomyślałam, że skądś musiał się wziąć ten w naszym ogródku. - wskazałam ręką na okno. Mulat zapiszczał ucieszony odnalezieniem swojej zguby i wyleciał radośnie z domu.  
- Roxy, bo Ava ma dzisiaj urodziny, i robimy jej mega imprezę niespodziankę, i czy to mogłoby się odbyć u was? - Bach zrobił proszącą minę. 
- A róbcie, co chcecie. - wzruszyłam ramionami. 
- Dziękuję. - blondyn mnie uściskał. - A i jeszcze, skoro jesteśmy przy temacie, pasowałoby jakoś ozdobić teren, i ustaliliśmy, że zajmiesz się tym razem z Gardner i Paulem, prooooszę? 
- A jak mi się za to odwdzięczysz? - założyłam ręce na piersi.
- Romantyczna randka poza miastem? - zaryzykował.
- Ale będziesz musiał się postarać. - nadąsałam się i podeszłam do kanapy, by obudzić przyjaciółkę. Poklepałam ją po policzku. Nie zadziałało. Westchnęłam i szarpnęłam ją za rękę tak, że spadła z łóżka.
- KURWA! - wrzasnęła wściekła i poderwała się na równe nogi, a Spodniostan z zainteresowaniem zaczął się przyglądać jej rejonom intymnym. 
- A ja Roxy, miło mi. Ubieraj się, idziemy po Stanleya i ozdabiamy naszą chatkę na osiemnastkę Avy. - poinformowałam ją niewzruszenie i poszłam do kibla, po drodze uderzając jeszcze Rachela w łeb. - Ty też wstawaj, to nie plaża nudystów!
- A, właśnie, dołącz grzecznie do Hudsona i jego krokodyla, bo macie ułożyć playlistę na dziś wieczór. - usłyszałam jeszcze za sobą wokalistę i zaspanego, marudzącego bruneta.


~ Z perspektywy Duffa

- Hej ho, hej ho, do monopolu by się szło... - podśpiewywałem wesoło, czekając przy samochodzie Sixxa. 
- Wstrętny alkoholik. - syknęła Kath, przechodząc obok mnie i ruszając w kierunku, z którego przyszedłem, czyli Sunset. 
- Tylko nie wstrętny! - oburzyłem się. 
Tymczasem Nikki spadł ze schodów, aż mu batonik wypadł i upadł pod moje nogi. Jako że jestem miły, jedynie się uśmiechnąłem, podniosłem zgubę i położyłem ją na dachu wózka starszego basisty. Tylko, kurwa, zapomniałem, że to kabriolet i nie ma dachu. Snickers spadł na beżową skórzaną tapicerkę i ujebał ją czekoladą. Spanikowałem i wskoczyłem efektownie do środka, wycierając ślady zbrodni swoją koszulką. Sixx jak gdyby nigdy nic usiadł na miejscu kierowcy i ruszył energicznie, przez co spadłem jak długi pod siedzenia. 
- To będzie cudowny dzień i prawdziwe zakupy. - rozmarzył się brunet, a ja zobaczyłem, że ma pół żelkowego misia przyklejonego do buta, więc odczepiłem jedzonko i schowałem je do kieszeni, z myślą o prezencie dla dzisiejszej solenizantki. Następnie spróbowałem wstać i zająć miejsce pasażera, co ze względu na styl jazdy Nikki'ego nie było takie proste. Już miałem usiąść, gdy mój kumpel gwałtownie zahamował, przez co poleciałem do przodu i nadziałem się brzuchem na szybę. Stęknąłem i szybko usiadłem, ciesząc się, że nic jeszcze dzisiaj nie jadłem. - No, to idziemy do raju. - Sixx wysiadł z wózka, bo dotarliśmy pod monopolowy. Trochę nieprzytomny wyturlałem się z samochodu i podążyłem za nim. Nikki dał nam obu wózki i rozpoczęliśmy wybory czcigodnych trunków. Całe dno mojego koszyka wypełniliśmy piwem, a bruneta Danielsem. Nie namyślając się wiele, resztę przestrzeni zapełniłem wódką. Sixx stwierdził, że to zdecydowanie za mało i poszedł do sprzedawcy, by załatwić dostawę do domu. Tirem. Idiota. Po mojej sugestii zamienił to na trzy tiry. 


~ Z perspektywy Kath

   Weszłam z obrzydzeniem do Hell House. Tutaj, w tym syfie, można spodziewać się wszystkiego. Skierowałam się w stronę pokoju Stradlina. Bez pukania pociągnęłam za klamkę. Spadł na mnie jakiś różowy kawałek materiału.
- Co, u kurwy?! - wściekłam się, ściągając to to z twarzy.
- Pewnie bokserki Axla. - wzruszył ramionami gitarzysta i dalej coś zapisywał na opakowaniu od pizzy. - One są wszędzie.
Zawyłam z obrzydzenia i wyjebałam to za siebie. Izzy tylko się uśmiechnął nieznacznie.
- No dobra, miałeś mi pomóc, więc rusz swój zgrabny tyłeczek i idziemy po Roba. - westchnęłam, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych, licząc na to, że ćpunek za mną pójdzie. Po chwili usłyszałam za sobą niespieszne kroki. Szliśmy w milczeniu. Na szczęście do rudery Skidów było niedaleko. Standardowo weszłam bez pukania, zauważając, że perkusista śpi w najlepsze na swoim materacu, więc przewracając oczami, bez zbędnych ceregieli wytargałam go z tej rudery za kłaki. 
- Na nic twoje płacze, Affuso, masz nam pomagać! - warknęłam na skomlącego blondyna.
- Ale ja nic nie wiem. - zajęczał Rob.
- Sebastian nic ci nie powiedział? - zdziwiłam się.
- No, nie, nie było go tu wczoraj ani dzisiaj, przecież on z nami nie mieszka.
- A, fakt, zapomniałam. No, ale sądziłam, że skoro był przy ustalaniu planu, to was poinformuje. No nic, tak czy siak, Ava ma dzisiaj urodziny i urządzamy jej przyjęcie niespodziankę. I wasza dwójka ma mi pomóc w przygotowaniu jedzenia. - zmrużyłam groźnie oczy, by nie ważył mi się nawet protestować. Westchnął i wstał. 
- A nie możemy po prostu zamówić cateringu? - Stradlin uniósł jedną brew. 
- Nie, bo to ma być zrobione z miłością. - zamachałam rękoma. 
- Naprawdę nie rozumiem, po co jesteśmy ci tam potrzebni. - sprzeczał się dalej gitarzysta. - Przecież to będzie polegało na tym, że ty będziesz gotować, a ja pilnować Affuso, żeby nie podjadał. No to równie dobrze mogłoby nas tam nie być. 
- Muszę mieć kogoś do towarzystwa, ok?! - nadąsałam się, że spodziewa się po mnie logiki. Niedoczekanie jego. Nie na darmo byłam najlepszą przyjaciółką młodej Stallone, halo. Warcząc na parę idiotów, chwyciłam ich za ręce i zaprowadziłam do najbliższego marketu. Każdemu przydzieliłam po jednym wózku sklepowym i ruszyliśmy, ładując tam wszystko, co nam wpadło w ręce. Jakimś cudem starabaniliśmy się z tym wszystkim do domu dziewczyn, gdzie zastaliśmy w salonie wycinającą literki z czarnego kartonu Petrucci, zaplątanego w lampki choinkowe Paula (próbował je zawiesić na karniszu) i ustawiającą wszędzie czarne świeczki Janet. Zmierzyłam wszystko tylko kątem oka (bo w sumie sterta zakupów przed moją twarzą nie pozwalała mi na więcej) i wtoczyłam się z chłopakami do kuchni. Szybko wzięłam się za przyrządzanie lasagne, a moje pachoły postanowiły dać ujście swojej kreatywności. Izz nalał Danielsa do wielkiego gara i dosypał żelatyny, właśnie wymyślając alkoholową galaretkę, a perkusista zaczął ustawiać na stoliku w salonie misterną konstrukcję z żelek. Gardner pomogła mu zrobić prowizoryczne urządzenie sikające wódką, które wepchnęli w sam środek żelkowej figury, tworząc mini fontannę. 



~ Z perspektywy Rachela

    Z taczkami wypełnionymi masą winyli wtarabaniliśmy się do domu mojej blondi i jej psiapsiół. Slashi miał węża na szyi i krokodyla na smyczy. Popierdoleniec. Wyjebaliśmy wszystko na dywanie w salonie i zaczęliśmy ustalać kolejność puszczania albumów.
- Zaczynamy Pistolsami. - warknąłem.
- Nie-e. - Mulat oponował jak dziecko. - To impreza dla Avy, a nie jakiegoś punko-maniaka. Zaczynamy Zeppelinami.
- No ale zaraz po tym Pistolsi. - uparłem się.
- Niee... Dalej można by Cooperka. - uśmiechnął się gitarzysta, z rozrzewnieniem patrząc na okładkę No More Mr. Nice Guy.
- No to potem Pistolsi. - westchnąłem.
- Nie. Ale można by KISS. - wzruszył ramionami Hudson.
Oczy mi się zaświeciły. Bosze, jak ja kocham KISS. Zapiszczałem i zacząłem skakać naokoło Kudłacza i jego obślizgłej Esmeraldy, ale w końcu potknąłem się o tego krokodyla i wyjebałem. Kurwa.
- Ty zabierz stąd to swoje zasraństwo! - wydarłem się.
- Ty się wyrażaj, on ma imię! - oburzył się Slash.
- Jakie niby? - zainteresowała się Roxy mocująca czarny napis na sznurku... Chwila, to nawet nie był sznurek... Czy to jelito?... Nieważne. 
- No... W sumie to jeszcze nie wymyśliłem. - podrapał się Mulat po kłakach. 
- A może by tak Fiodor? - zaproponowała Kath.
- O, idealnie. - rozpromienił się gitarzysta.
- Fiodor Zasraniec. - ochrzciłem gada, chlapiąc go resztkami piwa z butelki, która leżała obok mnie. Niestety, zwierzaczek się wkurzył i kłapnął na mnie zębami. Wystraszyłem się, zerwałem na nogi i ze skowytem spieprzyłem pod stół w kuchni. 


~ Z perspektywy Axla

   Mlaskając arogancko gumą, wpadłem z glana do domu zjebów. 
- Tyler, cho no tu! - zagwizdałem. Pojebaniec wypadł z szafy. Bez słowa wyciągnąłem go za kłaki z jego własnego domu, sprzedałem kopniaka w dupę, po czym wetknąłem głowę z powrotem w drzwi i wrzasnąłem, że mają przyjść dzisiaj na imprezę i przynieść prezenty. Wróciłem do wokalisty patrzącego na mnie z pokrzywdzonym wyrazem ryja, wzruszyłem ramionami i warknąłem: - Organizują imprezę niespodziankę dla Avy i mamy pospraszać lud. 
- Spoczko foczko! - wydarł się Steven i z radością pohasał w kierunku, jak mniemam, wyjebanej willi Osbournów. Westchnąłem i poszedłem za nim posępnym krokiem. 
- Ooooozzyyyyyyyyyy!  - o skubaniec, jodłować potrafi. Raz, dwa, trzy... oho.
- Proszę mnie stąd natychmiast opuścić! - oburzyła się Sharon, wychodząc przed drzwi. 
- On nie chciał. - uśmiechnąłem się do niej kulturalnie, jednocześnie piorunując Tylera wzrokiem. - Po prostu robimy imprezę urodzinową dla przyjaciółki i chcieliśmy zaprosić pani męża.
- Ach, skoro tak. - babeczka się zarumieniła i poszła po naszego Króla Ciemności. Przyczłapało to to po chwili, spadło ze schodów i rozwaliło się przed nami.
- Dzisiaj. Wieczór. Dom dziewczyn. Niespodzianka dla Avy. Masz przyjść z wyjebanym prezentem. - wycedziłem i ciągnąc Tylera za ucho, ruszyliśmy dalej. Przechodziliśmy właśnie koło planów filmowych. Wpadłem na diabelski pomysł i zatargałem tam krzyworyjca, który jako gwiazda był moją przepustką.



~ Z perspektywy Scotti'ego


    Sebuś powiedział babci, że mamy zająć się ochroną terenu przed glinami i zaczął się armagienioń, akopalipsa elipsa jebana. Poszła obklejać komisariat czarną taśmą izolacyjną, jakby to miało ich zatrzymać, no naprawdę, tej różowej od Axla kazała łazić po mieście z jakimś wielkim gwoździem i przebijać opony w radiowozach, a ja naburmuszony siedziałem na werandzie dziewczyn, ostrząc noże i wkładając je do katapulty na piłeczki tenisowe. Do środka wolałem nie wchodzić, za dużo ludu, jeszcze kazali by mi robić coś męczącego. Widziałem przez okno, jak Slash skrupulatnie układa albumy obok odtwarzacza w odpowiedniej kolejności i warczy na Affuso, że jak tylko cokolwiek przestawi, to da jego jajka Fiodorowi na kolację. Wzruszyłem ramionami i zacząłem się przyglądać, jak Rachel po drugiej stronie ulicy zajmuje się małym Perry'm. Stali przed światłami.
- No, Tony, pamiętaj, jak cię uczyłem. Co robimy na zielonym? - zwrócił się do pociesznego gówniarza.
- Kopiemy ludzi po kostkach. - wyrecytował posłusznie Anthony.
- Bardzo dobrze. - pochwalił go basista. - A na pomarańczowym?
- Wypychamy staruszki pod pędzące auta.
- Doskonale. Obyś tak kiedyś Agnes wepchnął. No, nieważne. A na czerwonym?
- Przebiegamy przez ulicę.
- Idealnie. A jak jesteśmy daltonistami jak Duff i nie odróżniamy kolorów?
- Wyciągamy rękę przed samochody i z pewną miną przechodzimy dostojnym krokiem.
- Tak, dokładnie. 
W tym momencie moje towarzyszki strażniczki wróciły. Kath dała nam znak, że impreza pomału się zaczyna. Elisabeth wlazła z lornetką podpierdoloną od swojego faceta na drzewo, staruszka postanowiła zrobić obchód (Sixx sprzedał jej bazukę, módlmy się o przetrwanie), a ja zostałem bramkarzem. Postawili mnie koło drzwi i dali listę gości. 
- Siemasz, Hill. - wyszczerzył się do mnie Bach i chciał mnie minąć.
- Ej, nie tak prędko. - zatrzymałem go i zacząłem wodzić palcem po kartce.
- Chyba sobie żartujesz. - debilowi mina zrzedła. 
- Nie ma cię tu. - uniosłem jedną brew.
- Ale stary... Ja jestem jednym z organizatorów tej impry! - zamachał rękoma.
- Dostałem wyraźne polecenia. - uśmiechnąłem się do niego wrednie, wciąż tarasując mu przejście. 
- Ale... Kurwa, Scotti! - wydarł się. Trzepnąłem go w łeb. Popatrzył na mnie z pokrzywdzoną miną.
- To za zdradzanie moich danych osobistych. - zmrużyłem oczy. - A teraz stań grzecznie na trawniku, możesz wejść tylko z Avą albo Kath, jeśli nie ma cię na liście.
- Ty zajebańcu!
- Spierdalaj, zjebie.
- Pierdolony Tinky-Winky!
- Kutas!
- Gwałciciel!
- Syn proboszcza!
- Psychopata!
- Bezmózg!
- Ty nawet nie tolerujesz laktozy!
- A ciebie to laktoza nawet nie toleruje!
- Żyd!
- Gestapowiec!
- Niewyżyty glamowiec!
- Pieprzony gówniarz!
- Ty biedaku mieszkający w kołpaku!
- Ty to zaraz będziesz w trumnie mieszkał! 
Warknął i poszedł. Zza moich pleców wychylił się Bolan.
- To ja go wykreśliłem z listy. - powiedział cicho. - Uznałem, że to będzie świetny żart... 
- Mnie tam to bawi. - wyszczerzyłem się. W tym momencie poczułem zapach marihuany, a moim oczom ukazał się widok Leo niosącego wypchany płócienny worek na plecach.
- Ja z towarem, brachu. - rzekł luzacko, a ja się przed nim teatralnie ukłoniłem i wpuściłem do środka. Odwróciłem się, a moją widoczność zasłoniła blond szopa kłaków. Odsunąłem jegomościa na odległość mojej wyciągniętej ręki. No tak, Adler. Zerknąłem na listę. Jest. Kiwnąłem głową na wejście, dając mu przyzwolenie, ale debil dalej stał. Westchnąłem i na niego popatrzyłem.
- Bo wiesz... Ja wczoraj dowiedziałem się, że mam młodszą siostrę, więc pewnie nie ma jej na liście, ale ona musi wejść.. - spojrzał na mnie szczenięcymi ślepiami. Popatrzyłem na stojącą obok niego nastolatkę w koszulce Pistolsów. Wpatrywała się we mnie zafascynowanym wzrokiem. 
- To Amy. - przedstawił ją jej brat. 
- Miło poznać, ja Scotti. - uśmiechnąłem się lekko, a ona jeszcze bardziej rozszerzyła oczy, choć nie sądziłem, że to możliwe. 
Zagwizdałem na Rachela, a on przytruchtał z młodym na rękach. 
- Bolan, przypilnuj tej dwójki na imprezie, nie wiem, czego się po nich spodziewać. - rozkazałem mu, a on spojrzał na blondynkę.
- Hej mała! - ucieszył się. - Nie wiem kim jesteś i co tu robisz, ale po twoim stroju widzę, że się dogadamy! 
- To Amy, moja młodsza siostra. - pochwalił się Stevie i we czwórkę weszli. Wywróciłem oczami i wymierzyłem swoim tasakiem w twarz następnego kolesia w kolejce, bo wyglądał mi na podejrzanego typka. 


~ Z perspektywy Avy 


  Co za cudowny dzień. Tata z samego rana wyciągnął mnie na miasto, żebyśmy spędzili czas tylko we dwoje, jak kiedyś. Takie urodziny to ja mogę mieć zawsze. Podarował mi piękny złoty naszyjnik i zabrał do restauracji, wesołego miasteczka, kina, a na końcu na drinka w przyzwoitym miejscu, w przeciwieństwie do moich dotychczasowych doświadczeń. 


Wracaliśmy pomału w kierunku domu Paula i reszty, gdzie się tymczasowo zatrzymaliśmy, gdy tata zaczął ciągnąć mnie w inną ulicę. W mojej głowie zapaliło się ostrzegawcze światełko. Chyba nie chce mnie zaprowadzić do Tommy'ego... Nie, na pewno nie. Nonsens. Ale moim oczom ukazał się właśnie jego dom... i zbiegowisko pod domem dziewczyn obok. Stanęłam jak wryta.
- Nie wierzę, nie zgadzam się na to! - zbuntowałam się, wyczuwając imprezę niespodziankę i próbowałam wyrwać się tacie, ale on przerzucił mnie sobie przez ramię i jak gdyby nigdy nic zaniósł na podejrzany teren. Postawił mnie dopiero na progu domu. Na przód momentalnie wyrwali się Kath, Slash, Popcorn i Bach, pchając wózek z wielkim tortem, na którym widniała podobizna Bon Jovi. Zmarszczyłam brwi.
- To w ramach rekompensaty, że nie może ich tu dzisiaj być. - wyjaśniła moja przyjaciółka i od razu zaintonowała grupowe Happy Bithday To You. Przewróciłam oczami, czekając, aż skończą fałszować. No dobra, przyznaję, nie fałszowali. Tak to jest zadawać się z bandą muzyków. Kiedy skończyli, kazali mi zdmuchnąć świeczki i pomyśleć życzenie. Przymknęłam oczy. Chcę, żeby Tommy dalej mnie kochał. I zdmuchnęłam wszystkie naraz. Debile zaklaskali i rzucili się na mnie składać życzenia. 
- Wiem, że tego nie lubisz, więc tylko cię ucałuję. - wyszczerzyła się brunetka, śliniąc mi policzki i wręczając wielką pluszową maskotkę przedstawiającą... Starchilda?! 
- O mój Jimie, dziękuję!! - pisnęłam i ją mocno przytuliłam, na co ona zachichotała. 
- Masz prawdziwego i możesz go przytulać, a cieszysz się do maskotki. - westchnął z politowaniem tata, a ja zmroziłam go wzrokiem. 
- Dobra, teraz ja, suńcie grube dupy! - zabełkotał mój bliźniak, najwyraźniej już wstawiony. - No to życzę ci dużo Danielsa, dużo żelek, dużo seksu, dużo Danielsa, dużo imprez, dużo Danielsa, dużo mnie i jeszcze dużo Danielsa. A i bym zapomniał, dużo Danielsa. 
Parsknęłam śmiechem i pocałowałam go w nos, który jakimś cudem wystawał spod jego burzy loków, a on dał mi koszulkę Motley Crue z motywem, a jakże, Jacka Danielsa. 
- To teraz ja. - stanął przede mną Stevie. - Ja to bym chciał, żebyś już zawsze nas kochała i z nami była, więc życzę ci dużo cierpliwości i pojebaństwa. - rzekł uroczo jak zwykle, podając mi pluszową piżamkę w kształcie Kubusia Puchatka. 


Oczy mi się zaświeciły i gorąco dziękując, ucałowałam jego policzki.
- Ja mam taką samą, tylko że z Prosiaczkiem, Slash z Tygryskiem, a Sebastian robi za Kłapouchego. - dodał z szerokim uśmiechem, a ja patrząc na moich chłopców od razu zapowiedziałam piżama party. 
- A ja ci życzę każdego jebanego faceta, jakiego tylko sobie zażyczysz. - pociągnął mnie za włosy Bach i podał bransoletkę z logiem Skid Row. Wyściskałam zajebańca. Teraz do swojej kolejki dopchał się Nikki.
- Życzę ci tego, co ty sobie życzysz, o ile mi to nie szkodzi. - uniósł lekko lewy kącik ust i wręczył mi kluczyki z logiem Porsche. Spojrzałam na niego jak na wariata. - Nie byłem pewny, czy srebrny kolor ci odpowiada, więc kazałem go przemalować. 
Wskazał palcem przez okno. Ujrzałam tam piękne sportowe auto pomalowane czarną matową farbą i poobklejane logami takich zespołów jak KISS, Aerosmith czy Deep Purple. Zapiszczałam dziko i wskoczyłam na basistę, wylewnie dziękując, co go rozbawiło, za to jego narzeczona na mnie warknęła i nas od siebie stanowczo odsunęła. Kolejny był Neil. Dostałam podręczny zestaw każdego glamowca. I tak wiedziałam, że prędzej czy później zajebie mi te rzeczy. Następny Paul. Podarował mi VIP-owski dożywotni karnet na koncerty jego zespołu. Gene. Dał mi swoją basówkę z autografem. Od Axla dostałam kij do napierdalania. Scotti podarował mi zestaw noży, Mars Księgę Czarnej Magii, Ozzy worek pieniędzy, Petrucci wiadro żelek, Rachel kostkę z naszywkami punkowych zespołów, Tyler łożko wodne (jak on to tu wtargał...), Izzy worek treningowy z naklejoną twarzą Heather, Gardner sokowirówkę (to moje porozumiewawcze spojrzenie z Hudsonem mówiące: Flakowirówka bezcenne), Alice laleczkę Chucky, McKagan pół starej żelki, Rob pustą bombonierkę (ach ten jego apetyt), Kuehnemund garść kradzionych kostek do gitary, Joe i Brooklyn koszyk zajebiście drogich alkoholi, Keifer paczkę podpasek, Share kubek przestawiający mnie i Kudłacza, Kennedy wielgachną czarną poduchę, która robi za fotel, Tony laurkę, Fitz ekspres do kawy, Snake zestaw do robienia tatuaży, Caroline kasetę video z Dirty Dancing, Monkey farby do włosów każdego koloru, babcia Hill bombę na czarną godzinę, a Steven Seagal mały, poręczny pistolet. Chwila moment... STEVEN SEAGAL?? Nie tylko mi się to wydało dziwne, bo..
- Co ty tu robisz?! - wykrzyknęła przechodząca obok Kath, upuszczając tacę z sushi na Fiodora. 
- Składam życzenia najlepszej przyjaciółce mojej młodszej siostrzyczki. - uśmiechnął się, obejmując ją ramieniem. - Ładnie to tak z domu uciekać, co?
Sixx otworzył w zdumieniu usta, a Vince zachichotał wrednie. Podszedł do rodzeństwa Seagal, wziął brunetkę za rękę i podsunął jej dłoń z pierścionkiem zaręczynowym pod oczy Stevena. Ten zacisnął konwulsyjnie szczękę. Wokalista z uśmiechem wskazał na Nikki'ego i zaczął paplać coś o tym, jakim to jego przyjaciel jest szczęściarzem. Basista przeżegnał się, kreśląc na swoim ciele pentagram i wyskoczył przez okno. Seagal wyciągnął swój pistolet z kieszeni i pomknął za nim. 
- No, kochaliśmy go. - Neil udał, że ociera łezkę spod oka i zajął się jakimiś panienkami w kącie salonu. Ja wzruszyłam ramionami, poklepałam pocieszająco Kath po policzku i ruszyłam ku żelkowej fontannie. 


~ Z perspektywy Tommy'ego


   Dziewczyny chyba urządziły jakąś dziką i głośną imprezę, a ja siedziałem sam w moim opustoszałym domu na kanapie w salonie, przykryty kocem i ciągle od nowa czytałem list od Avy, który został wysłany z Kanady, ale doszedł dopiero dziś. Czułem się jak śmieć. W tym samym momencie, w którym ja posuwałem Locklear, bo mnie penis uwierał w gacie, moja mała tęskniła za mną w hotelowym pokoju, rezygnując z imprezowania z chłopakami. Jesu, jestem taką podłą świnią... Gdyby to wszystko jeszcze dało się odkręcić... Oddałbym wszystko, żeby między mną a Stallone było co najmniej tak, jak w dniu jej wyjazdu z Bon Jovi. 
- I co, nawet nie złożysz swojej byłej życzeń urodzinowych? - nagle jak zjawa wyrósł przede mną Bach.
- Och... To jej urodziny dzisiaj świętujecie? - bąknąłem inteligentnie.
- Nawet nie wiesz, kiedy ona ma urodziny? - zdumiał się blondyn. - Stary, za przeproszeniem, ale jesteś beznadziejnym facetem.
- Wiem. - szepnąłem płaczliwie.
- Ej, stary... Nie no, tak mi się wymsknęło... Gwiazdy rocka nie płaczą... - próbował ratować sytuację Sebastian. 
- Ale wszystko zjebałem! - warknąłem, opadając na poduszki i nawet nie próbując zatrzymać potoku łez na mojej twarzy. Ściągnąłem obrączkę i pieprznąłem ją do kominka. Ładnie się topiła w ogniu. Jak moja ochota do życia.
- Nie wszystko. Ona dalej cię kocha, więc walcz, choćby cię psem poszczuła. - poklepał mnie po ramieniu i wyszedł. 



~ Z perspektywy Richiego

   Siedziałem w szpitalu przy łóżku Heather, przysypiając, gdy nagle się obudziła. Przywitałem ją ciepłym uśmiechem, który z trudem odwzajemniła.
- Kim ty jesteś? - spytała prawie niesłyszalnie. Zamarłem. Straciła pamięć... To moja szansa.
- Twoim mężem. - odparłem pewnie, wskazując na obrączkę na jej dłoni. Bon Jovi stojący w progu sali spojrzał na mnie podejrzliwie. Przyłożyłem palec do ust, nakazując mu milczenie.
- Och... Jakim cudem nie pamiętam, że wyszłam za mąż za tak przystojnego faceta? - łatwo zaakceptowała. Dobrze się składa.
- Spadłaś z dużej wysokości. Byłaś pijana i za bardzo się wychyliłaś. Ale spokojnie, ja ci wszystko opowiem... - mrugnąłem do kumpla, żeby go uspokoić, że ja tu już sobie poradzę z manipulacją. Przygryzł wargi i wyszedł z pomieszczenia.



~ Z perspektywy Nikki'ego


       Ukrywałem się w naszym salonie, co jakiś czas wyglądając za zasłony, czy brat Kath nie idzie mnie wyeksterminować. Drzwi zatarasowałem kanapą. Nagle rozległo się terkotanie telefonu. Prawie popuściłem ze strachu w gacie i niepewnie odebrałem.
- Halo? - zaszeptałem.
- Cześć Sixx, to ja, Jon. 
Odetchnąłem z ulgą.
- No cześć, stary. Słuchaj, to nie jest dobry moment..
- Nie, słuchaj. To trzeba załatwić jak najszybciej. Heather odzyskała przytomność, ale na szczęście dla nas wszystkich straciła pamięć. Sambora właśnie ją urabia, że po prostu se wypadła z okna, więc nikt nie trafi za kratki i zmyśla, jak to się poznali, pobrali i byli szczęśliwym młodym małżeństwem.
- O kurwa. - zdumiałem się.
- No w końcu zrozumiałeś. Przemów Lee do rozsądku i załatwcie jak najszybciej unieważnienie ich ślubu, to se będzie mógł wrócić do Avy i problem z głowy.
- Ok, jesteście wielcy, już do niego lecę, dzięki! - wykrzyknąłem radosny i wybiegłem z domu tylnym wejściem, zapominając o ścigającym mnie Seagalu. 













W końcu oddaję w wasze ręce nowy rozdział. ^^ Jednocześnie zapowiadam, że następny pojawi się dopiero, gdy pod tym zobaczę komentarze od minimum trzech różnych osób. :P


Pomału zbliża się rocznica powstania bloga (15 lutego). Z tej okazji możecie wysyłać w wiadomości na stronę Psycho Therapy lub na mojego maila (misunderstoodakkamisunderstood@gmail.com) przeróżne pytania, jakie chcielibyście zadać poszczególnym bohaterom. Jeśli tych pytań trochę się nazbiera, postaram się opublikować takie wywiady. Mam nadzieję, że pomysł się podoba i że się zaangażujecie. ;) 

Ode mnie to chyba tyle. Zachęcam do aktywności, a nie biernego czytania. 

























Komentarze

  1. Czy to przypadek, że siostra Adlera ma na imię Amy i uwielbia Karnisza?...bo u mnie jest bardzo podobnie xDDD a taki worek treningowy i kasetę z Dirty Dancing to ja też chcę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co masz na myśli, ale to jest po prostu blogowa Amelia. Jeśli ty masz jakiegoś bloga, to nie czytałam. ;)
      Przydałyby się takie prezenty, fakt xD

      Usuń
    2. Tak, wiem kto to jest, naprawdę nietrudno się domyślić xD a bloga nie mam, po prostu perfidnie zgapiłam od ciebie i piszę sobie swoje opowiadanie prywatnie, ale mogę ci przesłać screeny jak chcesz poczytać ;)

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
  2. Jebańce nieaktywne takie...LENIWE LUJE.NO.NI MA.NI.
    *
    *
    *
    pfff,a ja to już wyjebanej piżamy to nie mam -,- ..ale grunt że brachu wkręcił mnie na imprękę ^^
    *
    *
    *
    *
    A z tymi pytaniami to genialny pomysł, będę musiała nad tym pomyśleć :3
    *
    *
    *
    *
    AVE STRUŚ.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I pewnie już nie będzie :')

      Spokojnie, piżamkę zawsze można dokupić xD

      Mam nadzieję, że wypalą te wywiady.

      Dziękuję 💙

      Usuń
    2. Oby wypaliły,a jak nie to przynajmniej ja cię wspomogłam :'(

      A no w sumie,racja,można xD

      Usuń
  3. Hej, nie wiem czy mnie pamiętasz, bo dawno mnie nie było, ale pod względem niezbyt zrozumiałych dla mnie samej wydarzeń (to chyba przez tą grypę, która mnie pokonała) napisałam kolejny rozdział i chciałabym się przekonać, czy nie powinnam już przypadkiem zakopać tego bloga gdzieś w najgłębszych kręgach piekielnych. Także, jeśli będziesz miała czas i ochotę, zapraszam na https://before-tomorrow-comes.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj :D
    Jako tajemniczy wędrowiec, przybyłam z otchłani internetów.
    Trafiłam tu wczoraj i muszę powiedzieć, że oczarowałaś mnie już bohaterami, a z rozdziału na rozdział było coraz ciekawiej! Raz płakałam ze śmiechu, raz ze smutku, a ty tu przerywasz w takim momencie! Spróbuję zacząć od początku. No to tak: w końcu ktoś umieścił mojego Coopera w opowiadaniu! Brawo Ty! I jeszcze jest mój Sebuś i Axl, awww... O! Jeszcze Jon! No... Pokochałam Cię, po tym, jak to przeczytałam. Nie umiem pisać komentarzy. Pochwalę Cię jeszcze za ortografię i interpunkcję... Chwała Ci... I czekam na następny!!!
    ~ Agata

    P.S.: Chyba nie muszę mówić, że jak nie napiszesz nowego, to Cię znajdę?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcecie, żeby Rose was wypatrzył przez rolkę od srajtaśmy i nasłał na was Paula na kosiarce, to zostawcie po sobie komentarz. Nawet króciutki. Nawet negatywny. Po prostu żebym wiedziała, że obchodzi was to, co piszę.

Popularne posty z tego bloga

Naleśniki z Nutellą i lodami

Bohaterowie

Rozdział 19: Blame It On The Love Of Rock And Roll