ROZDZIAŁ 18: Big Guns
I wet my lips I thought I had it made
Like Valentino with a hand grenade
I made my move with my libido on
She circled once and then she dropped the bomb
She got the big guns
Pointed at my heart
Bang bang shooting like a firing squad
Big guns
She blew me away
And I went down in flames
Like Valentino with a hand grenade
I made my move with my libido on
She circled once and then she dropped the bomb
She got the big guns
Pointed at my heart
Bang bang shooting like a firing squad
Big guns
She blew me away
And I went down in flames
~ Z perspektywy Vince'a
Co kurwa... Gdzie ja jestem... Ocknąłem się nad ranem; sądząc po dźwiękach, impreza dogorywała; z twarzą w czyichś cyckach... Chwila... Zmrużyłem oczy, by poprawić ostrość wzroku i zobaczyłem, że spałem na Jan. Miło, nie powiem. Sturlałem się z niej i rozejrzałem naokoło. W którymś momencie usłyszałem narastające dzikie wrzaski, a po chwili przez środek salonu przebiegł piszczący Tom uciekający przed Beth, która goniła go z butem nad głową. Ja pierdolę... Po chwili przybiegł zasapany McKagan.
- Widziałeś... gdzieś... moją kowbojkę? - wydyszał, przystając i opierając ręce na kolanach.
- Tam pobiegła. - odparłem tępo, pokazując palcem kierunek, w którym zniknęła ta dzika pogoń. Basista podziękował i ruszył odzyskać swe obuwie. Zamrugałem, po czym chwyciłem za leżącą obok mnie butelkę wódki, pociągnąłem legendarnego łyka i zataczając się, postanowiłem wrócić do domu. Jesu, jak dobrze, że Lee kupił dom obok dziewczyn, nie muszę teraz daleko iść. Po drodze wypełnionej wpadaniem do rowu i wygrzebywaniem się z niego przy wtórze przekleństw co pięć kroków, jakoś wtarabaniłem się do środka. Na kanapie zobaczyłem Tommy'ego zwiniętego w kulkę pod kocem i oglądającego swoje nagrania z dzieciństwa, jak razem z siostrą tańczyli balet. Przewróciłem oczami, po czym jebnąłem się obok niego, ochlapując go alkoholem. Spojrzał na mnie z wyrzutem zaczerwionymi oczami.
- Co ty stary, płakałeś? - zdumiałem się.
- Nie. - wychrypiał. - Oczy mi się pocą.
- Jasne. - westchnąłem, po czym wyłączyłem mu to lamerskie badziewie i przełączyłem na MTV. Dziwne. Niby patrzyłem na teledysk KISS, a słyszałem piosenkę Aerosmith.
- Od kiedy oni grają ich covery? - zapytałem przyjaciela, a on spojrzał na mnie jak na upośledzonego.
- Debilu. Nic nie słychać z telewizora po prostu, bo na górze nasi współlokatorzy urządzili sobie piżama party. - wzruszył ramionami.
- I nas nie zaprosili?! - oburzyłem się. - Przecież to my kupiliśmy ten dom!
- JA kupiłem ten dom. - sprostował Lee.
- Zamknij się. - fuknąłem na niego, chwyciłem go za ramię i zatargałem na górę. Wparowałem z buta do pokoju Sebastiana i ujrzałem jak właściciel pokoju wraz z Avą, Slashem, Adlerem i jakąś nastolatką poprzebierani jakby uciekli ze Stumilowego Lasu okładają się piankami przy muzyce Aerosmith. Uszczypnąłem się, żeby sprawdzić, czy to tylko haluny, ale Tommy zachichotał, więc on też chyba to widział. Nagle zarwałem w środek czoła butelką po piwie i się wyjebałem.
- Oj przepraszam! - wystraszył się Bach przebrany za Kłapouchego i uklęknął przy mnie. - Wyślizgnęła mi się.
- Kuuurwa człooowieku. - zapiał Lee. - To było odjechane!
- Jakbyś tak nie machał tymi swoimi wielkimi łapskami, to byś nie zmarnował piwa! - ochrzaniła wokalistę Skid Row Stallone.
- A jakbyś użył więcej siły, to przynajmniej byś go zabił! - zawtórował jej Kudłacz. Usiadłem i spojrzałem na nich morderczym wzrokiem. Uśmiechnęli się wrednie w identyczny sposób. Jako Kubuś Puchatek i Tygrysek przerażali mnie jeszcze bardziej.
- Dobra, bo zrobiło się agresywnie. - zasmucił się Popcorn akka Prosiaczek. - Wchodźcie i bawcie się razem z nami!
- Nie wiem, czy jestem mile widziany... - Tommy się zmieszał.
- A nie pierdol, tylko wchodź. - nastolatka przebrana za Maleństwo chwyciła go za dłoń i zaprowadziła do barku.
- A kim ty właściwie jesteś? - spytałem elokwentnie, wciąż z podłogi.
- To Amy, moja młodsza siostra. - poinformował dumnie Stevie. - Mieszka teraz z nami.
- Ok. - machnąłem ręką i podtrzymując się Baszka, wstałem. - Żyję. - uznałem, że ich poinformuję.
- I chuj. - wzruszył ramionami Lee i zaczął zjadać pianki z podłogi.
- Ty. - Ava spojrzała oskarżycielsko na swojego byłego chłopaka i ścisnęła groźnie trzymaną w ręku butelkę. Perkusista zamarł z otwartymi ustami, przez co mogliśmy podziwiać przeżutą piankę. - Dmuchaj. - nakazała, podając mu władczo pojemniczek do dmuchania baniek mydlanych. Tommy odetchnął z ulgą i zaczął wydmuchiwać chmary baniek, a ta banda pojebów rozpoczęła skakanie w tej chmurze. Siostra Adlera przebijała je palcem, Sebek je zjadał, Stallone próbowała złapać je w butelkę, Pudel co chwilę się gubił i kręcił naokoło własnej osi, a Hudson przebijał je scyzorykiem. Opadłem na łóżko i zacząłem jojczeć, że lepiej by było, jakbym został z dorosłymi. Nagle do pomieszczenia wparował wściekły Todd, a za nim wystraszony Sidoris.
- Ty chuju! - wydarł się basista i rzucił z pięściami na Tommy'ego. Ten nie okazał zdziwienia, tylko od razu zaczął się z nim napierdalać.
- Przestańcie! - krzyknęła Ava i skoczyła Kernsowi na plecy. Od razu przestali się bić, żeby jej czasem nie uszkodzić. - Co tu się odpierdala? - zapytała spokojnie, podczas kiedy jej amanci usiłowali zabić się wzrokiem.
- On namówił Franka, żeby mnie zamknął na czas twoich urodzin! A ja w ramach prezentu napisałem dla ciebie wiersz! No kurwa! - wpieniał się Dammit.
- Nonsens. - żachnął się Lee. - Po pierwsze to ja zapomniałem, że ona ma dzisiaj urodziny, a na tą całą imprezę nikt mnie zaprosił.
- To ja kazałem mu go zamknąć. - przyznał się Sebastian.
- Czemu? - zdziwiła się brunetka.
- No bo... Ale Kath zgodziła się ze mną, że to dobry pomysł! - wokalista próbował się nieudolnie wytłumaczyć.
- Co to za spiski knujecie... - Stallone zmrużyła oczy podejrzliwie. - Nawet chyba nie wnikam. A ty nie rzucaj się na ludzi, zanim nie upewnisz się, że naprawdę są winni, od tego mamy Axla! - opierdoliła Todda.
- Sorry. - burknął basista, nawet nie patrząc na Tommy'ego.
- A wiersz możesz jej zadeklamować jak wrócą Bon Jovi; Kath obiecała, że wtedy powtórzymy imprezę. - uśmiechnął się przepraszająco Bach.
- BLIŹNIAKU MÓJ JEDYNY UKOCHANY!!! - usłyszeliśmy wrzaski Sixxa i opętańczy tupot. Po chwili rumor, przekleństwo i ponowne kroki. Bosze, to to nawet po schodach nie umie wbiegać... Po chwili wpadł do pokoju, otarł krew z rozbitej wargi i zaczął machać Lee przed nosem jakąś kartką. - ZAŁATWIŁEM CI UNIEWAŻNIENIE ŚLUBU Z HEATHER, BO WIESZ, ONA STRACIŁA PAMIĘĆ I TERAZ MYŚLI, ŻE JEST ŻONĄ SAMBORY, A CIEBIE W OGÓLE NIE PAMIĘTA!!! MOŻESZ BYĆ Z AVĄ JAK WCZEŚNIEJ!
- Co? - zdumiała się wyżej wspomniana, a Nikki dopiero teraz zauważył, że dziewczyna jest w pokoju, zwisająca z pleców Kernsa.
- Eee... - odparł elokwentnie. - To ja muszę już lecieć. - zachichotał nerwowo, wcisnął swojemu bratu papierek w ręce i uciekł, zjeżdżając po poręczy. Na dole wjebał w ścianę. Stallone zsunęła się z przyjaciela i wgapiła się w Tommy'ego.
- Telenowela na żywo. - syknąłem wrednie, położyłem się na łóżku, zakładając ręce na karku i przyglądając się scence rodzajowej przede mną.
- W sumie to dobrze się składa, bo i tak wpierdoliłem obrączkę do kominka. - bąknął inteligentnie Lee.
- Tommy.... - zaczęła Ava.
- NIE! - przerwał jej Dammit z szalonym spojrzeniem. - No nie pierdol, że po tym wszystkim do niego wrócisz!
- A to nie twoja sprawa! - obruszył się mój przyjaciel.
- Bardzo moja, bo ją kocham!! - warknął Todd.
- Ja też ją kocham, więc mamy problem! - wycedził Lee.
- Nie zabierajcie nam Avyyyy! - rozpłakał się nagle Steven, a ja parsknąłem śmiechem. Dostałem poduszką od Slasha, więc mu oddałem i zaczęliśmy się przepychać.
- Hej, jak ktoś mnie kocha, to musi mnie wziąć w pakiecie razem z wami, spokojnie. - uspokoiła go łagodnym głosem Stallone, przytuliła i pogłaskała po czuprynie.
- Ja już dałem im pokoiki i wszystko! - wyrwał się Tommy.
- Ja też mogę im dać! - Kerns walczył.
- Ej, to nie jest jebana licytacja! - ofuknęła ich Ava. W tym momencie nieco się zagapiłem na tyłek Amy (Neil, pedofilu!), co Mulat oczywiście wykorzystał i popchnął mnie tak brutalnie, że zaorałem zębami farbę na ścianie.
- Kulwa! - syknąłem wściekle i bez namysłu wgryzłem mu się w stopę.
- Popierdoliło, dzikusie?! - wrzasnął z bólu i kopnął mnie w nos, aż coś mi się tam przestawiło.
- Ej! Nie bij go! Tylko my możemy go bić! - stanął w mojej obronie Lee i rzucił w gitarzystę pałeczką do perkusji. Utknęła mu we włosach. Wszyscy zachichotaliśmy i atmosfera nieco się rozluźniła.
- Skoro nie ma rządzącego się Jona, to ja muszę to zrobić. - stęknął Bach, powstał i wykrzyknął: - Ogłaszam jebane referendum!
- W sprawie czego? - zainteresowałem się.
- Głosujemy, z kim ma być Ava! Decyzja zapadnie demokratyczną większością! - odparł dumny z swego pomysłu.
- Pojeba... - zaczęła Stallone, ale oczywiście zaraz jej ktoś przerwał.
- Popieram kandydaturę Tommy'ego! - wyszczerzył się Lee, a brunetka przewróciła oczami.
- A ja popieram Todda! - wydarł się Dammit.
- Sądzę, że Kerns będzie dla niej lepszy. - przyznał z wysiłkiem Slash, unikając pełnego wyrzutu spojrzenia naszego perkusisty.
- Ja też. - wybąkał Sebastian, spuszczając wzrok na skarpety Adlera.
- Co? - zdziwił się Todd. - To po kiego chuja mnie zamykałeś?
- Ja... Uch. Nie wiem. - chlipnął wystraszony przywódca sreferendudum. - 3:1 dla Dammita.
- Tylko Lee. - stwierdziła stanowczo Owieczka.
- Zgadzam się z przedmówcą. - dodała szybko jego siostrzyczka.
- No to remis. - wydukał Sebuś. Po chwili spojrzenia wszystkich skierowały się na mnie. - Ekhm... Vince...
- Tak? - zapytałem uśmiechnięty, oglądając swoje paznokcie.
- Masz decydujący głos... - wyszeptał ze strachem. Moje brwi powędrowały na samą górę czoła, a mój wzrok skierował się z ślipiami Tommy'ego. Te oczy mówiły: Kurwa, Neil, byłem dla ciebie chujem, ale błagam - nie rób mi tego! Mój uśmieszek stawał się coraz skrajniej wredny. Uwielbiam mieć władzę. Decydować, czy rozpierdolę komuś życie czy nie. Co prawda to mój przyjaciel... Ale perspektywa dowalenia mu kusząca.
- Tooo... - zacząłem przeciągając, aż wszyscy spięci na mnie patrzyli. -...aleta. Muszę siku.
Zachichotałem i poszedłem się odlać.
~ Z perspektywy Roba
I to bezcenne uczucie, gdy usiłujesz pochwalić się swoim kumplom, że zajemałeś cukierki, ale pudełko ci wypada z ręki... No nieważne.
- Swoją drogą, pójdziecie ze mną do Avy? - zapytał, usiłując przestać się śmiać, Sebastian.
- A po co? - Snake mlasnął gumą.
- No bo może wy ją przekonacie jakoś, żeby wyszła z tej jebanej kryjówki... - stęknął nasz wokalistełek.
- Nie mamy nic do stracenia.. - zaintonował jak nie on Hill i ruszyliśmy do Chatki Puchatka.
- No polemizowałbym z tym. - zacmokał Dave.
- Właśnie, ona wyrywa włosy, jak się zezłości. - zachlipał Bach.
- Może ma cukierki... - pomyślałem na głos i pognałem jak głupi, ku pięknej, cukierkowej przyszłości. Za mną podążyli moi trzej muszkieterowie. Wpadłem do domku perkusisty Motley Crue i nie spoglądając za siebie, z buta wyważyłem drzwi do pokoju naszej brutalki, które zawaliły się na stojącego tuż przed nimi osobnika. Po wystających tlenionych kłakach i stłumionym głosie, zorientowałem się, że to Vini. Nie zważając na niego, poderwałem się i już miałem dostać się do bazy zbudowanej z koców i poduszek, gdy drogę zagrodził mi Slash z widelcem.
- Hasło. - warknął.
- Eee... - podrapałem się po łepetynie.
- Smalec i masło. - wzruszył ramionami Scotti, który niesłyszalnie zdążył stanąć za mną.
- Skąd wiedziałeś? - Kudłacz wyglądał na zbitego z tropu, zresztą tak samo jak sam Hill.
- To jest wasze hasło? - żachnął się Sebuś. - A ja tu kurwa jakieś szyfry jebane wymyślałem, Enigmy chciałem w muzeum szukać...
- No dobra, wasza dwójka wchodzi. - Hudson przewrócił oczami, wskazując na mnie i gitarzystę.
- Dlaczego tylko oni? - oburzył się Snake, wyciągając połamanego Neila spod drzwi.
- Bo on był pierwszy, a ten drugi zgadł hasło, a dla więcej osób nie ma tam miejsca, no. - burczał, zły, że musi udzielać wyjaśnień i odsunął jeden z koców, a my popatrzyliśmy na siebie i w niemym porozumieniu wczołgaliśmy się do środka. O dziwo, było tam więcej miejsca, niż się spodziewaliśmy. W centrum stał stolik, a na nim znajdowały się świece, półmisek z żelkami i wódka. Naokoło rozsiedli się na pluszowych poduchach Ava, Adler i ta jego młodsza siostra, która widziałem wczoraj przelotnie na imprezie.
- Ty jej przemów do rozumu, ja się do tego nie nadaję. - szepnąłem do Scotti'ego i klapłem grzecznie w kącie bazy. Mój wzrok przykuła porzucona na podłodze różowiutka pianka. Wpakowałem ją sobie do buzi.
- ONIE, ON ZJADŁ PANA PIANKĘ!! - zaskomlał Popcorn i z płaczem rzucił się pod stolik.
- Wcale nie, to była tylko ta... No... Iluzja optymogoliczna! - spróbowała ratować sytuację brunetka.
- Jej. - tymczasem Amy zachwyciła się moim przyjacielem, chwyciła go za podbródek i zaczęła smyrać go w kozią bródkę, a on patrzył na nią w zdumieniu, zapewne przerażony taką bliskością. Zachichotałem.
- Too... Ava, przyjaciółko! - zacząłem, widząc, że z psycholka nie będzie żadnego pożytku.
- Co was do mnie sprowadza? - oparła podbródek na złączonych dłoniach.
- Noo... Chcielibyśmy, my, całe Skid Row, żebyś opuściła tę oto tajemną bazę podwyższonego ryzyka i stawiła czoło dorosłym decyzjom. - oznajmiłem patetycznie.
- Po moim trupie. - parsknęła Stallone i odgryzła głowę żelkowego misia.
- Ja też cię o to proszę. - zawołał Mulat.
- Wypchaj się Danielsem! - odgryzła mu się jego bliźniaczka.
- Jak nie podejmiesz decyzji, to w końcu oboje będą zajęci. - próbowałem ją przekonać.
- I święty spokój. - naburmuszyła się, pociągając spory łyk gorzały. Wzdrygnęła się i pociągnęła drugi.
- Czyli nie wybierasz żadnego? - zmarszczyłem brwi.
- Otóż to. - zgodziła się ze mną.
- No dobra... - mruknąłem nieprzekonany. - Hill, wracasz ze mną?
- Nie wiem, czy mi się to uda.... - zachichotał nerwowo, bo młoda Adler zdążyła już przykuć go do siebie kajdankami i smyrała go po włosach.
- Steven! - wrzasnęła nagle, przez co prawie zlałem się w gacie, Scotti zamarł, a Pudel podskoczył, uderzając głową w stolik i wylewając wódkę na brunetkę.
- O kurwa!! - zawyła ona nad straconym trunkiem i opadła twarzą w miskę z żelkami.
- Co się stało, siostrzyczko kochana? - zachlipał Stevie i spojrzał z lękiem na swą małą wersję.
- Zabieramy Karnisza do swojego pokoju. - zaświergotała i wytargała biedaków na zewnątrz.
- Skąd ona wie o tym, że on udaje karnisz? - zdziwiłem się.
- Śledziła nas wszystkich od jakiegoś czasu. - powiedziała zbolałym głosem Ava.
- Szacun. - zagwizdałem i wyczołgałem się na zewnątrz, gdzie czekało na mnie towarzystwo w postaci Spodniostana, Sabo, Todda, Tommy'ego i chrapiącego Vince'a. - Panowie... Ona nie chce żadnego z was. - oznajmiłem im, zwinąłem porzuconą paczkę chipsów i poczłapałem na zewnątrz.
~ Z perspektywy Ozzy'ego
Obudziłem się, bo coś mnie kuło w plecy. To była lodówka. Spałem na jebanej lodówce. Nawet nie zastanawiam się jak. Zlazłem stamtąd. Z trudem, bo trudem, ale zlazłem. I to wprost na łeb Micka. Stęknął i jebnął mnie niewidzialną maczugą, aż poleciałem na drugi koniec kuchni w domu... No tak, nie wiem, w czyim jestem domu. Nie chciało mi się myśleć, więc zapytałem: - Czyj to dom?
Znaczy bardziej wychrypiałem, ale jednak.
- Sixxa chyba. - wymamrotał zmaltretowany Fitz spod stołu.
- O, czyli Kath tu mieszka, czyli lodówka pełna. - ucieszyłem się, dokuśtykałem z powrotem do urządzenia, starannie omijając wrak gitarzysty Motley Crue leżący pod nią i z werwą otworzyłem drzwi. Znowu uderzając Marsa. Jęknął konwulsyjnie, a ja przełknąłem głośno ślinę.
- Nie leży się kopiącego. - zganił mnie Rob z potępiającym wzrokiem, odrywając się na chwilę od swojego zajęcia, to jest lizania ekranu telewizora w salonie. Dla wyjaśnienia: był włączony na programie kulinarnym. Zgłupiałem kompletnie, analizując sens tego powiedzenia.
- Zero szacunku dla starszych. - pożalił się pomrukiem Mick i odczołgał w stronę perkusisty pod stołem.
- Przecież ja jestem od ciebie starszy. - zdziwiłem się szczerze, bo wiedziałem niewiele, jeszcze mniejszej części mojej wiedzy byłem pewien, ale o prawdziwości tego faktu to byłem przekonany.
- Ja jestem pradawnym przybyszem z innej planety! - zagrzmiał gitarzysta, unosząc się, aż popluł Brenta.
- No taki Osbourne to też najprawdopodobniej jest z innej planety. - zadumał się Fitzy, ścierając szamańską ślinę z policzka.
- Co mnie to, ja soczek chciałem! - oburzyłem się, że odwrócili moją uwagę i zanurkowałem w lodówce w poszukiwaniu mojego lekarstwa na suszę w gardle. Znalazłem ze zwycięskim okrzykiem na ustach i dotarłem do stołu, na którym stały szklanki. Teraz tylko nalać i o.
No tak. Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Jebany, ucieka... Prawie jak mój strumień, kiedy usiłuję wysikać się do pisuaru.
- Whatever. - wzruszył ramionami Stradlin siedzący przy stole. Oblałem go soczkiem. Ale skurwesyn, dobry ma ten płaszcz... Tak się zakamuflował, że cholery wcześniej nie zauważyłem... Chyba, że się tu teleportował... Może to przybysz z otchłani piekieł?! Szatanie, obiecuję, że wpadnę na domówkę, ale daj mi pożyć jeszcze z dziesięć lat, co?!
- Chcesz tresowanego psa w promocyjnej cenie? - wyszeptał nagle konspiracyjnie, odchylając poły płaszcza. Z jednej z kieszeni wyglądał na mnie złowrogo dorosły owczarek niemiecki. Zdębiałem.
- Jakim cudem? - zagapił się w to zjawisko Brent.
- Kupuję! - zapiałem z zachwytu i rzuciłem w Izzy'ego rulonem banknotów, a on wypuścił psa, który zawarczał groźnie i pomknął w kierunku perkusisty Skid Row. Ten zapiszczał i wyskoczył przez okno.
~ Z perspektywy Brooklyn
Rozwaliłam się na kanapie, przykładając sobie mrożone frytki do oka... Simmons zrobił mi śliwę, podobno niechcący przypieprzając mi drzwiami. Stęknęłam, zdając sobie sprawę ze swojego losu. Nie dość, że mam kaca po wczorajszej imprezie, obolałe oko, małe dziecko pod opieką, to jeszcze muszę jakoś przeżyć w towarzystwie nienormalnych przyjaciół mojego faceta. Z których część, swoją drogą, stała się też moimi przyjaciółmi, jak np. siedząca obok mnie z butelką piwa zmizerniała Share, Tyler próbujący coś ugotować - z kuchni co jakiś czas dobiegały przekleństwa i eksplozje czy Duff przed telewizorem oglądający jakieś romansidło i ściskający z uczuciem butelkę wódki.
- Wiesz, Allman... - zaczęła basistka.
- Uhm. - odmruknęłam, mając nadzieję, że po prostu chce się zwierzać, a nie oczekuje rozmowy czy jeszcze czego tam przyjaciółki chcą.
- Bo ja to bym chciała, żeby ktoś mnie kochał, tak jak Żyraf kocha czystą. - zachlipała.
- Nie wiem, czy tak silne uczucie między ludźmi jest możliwe. - jęknęłam, patrząc jak nasz blondyś patrzy z miłością zaszklonym wzrokiem na swoją zgrabną butelkę. - A już na pewno nie od Izzy'ego, mała.
No i masz. Bezmyślnie uderzyłam w słaby punkt, bo Pedersen rozszlochała się na dobre.
- Zostawić cię samą na pół godziny, a ty już doprowadzasz ludzi do płaczu. - przewrócił oczami Joe, schodząc po schodach.
- Nie znam się na tym. - machnęłam ze zrezygnowaniem ręką, niechcący uderzając się w drugie oko. NO KURWA. Mój gitarzysta z krzywym uśmiechem zamierzał wejść do kuchni, ale jak tylko zobaczył, co jego najlepszy przyjaciel tam wyprawia, zastosował strategiczny odwrót i usiadł z pewną dozą obawy obok tlenionego basisty. Ten już otwierał usta, by coś do niego powiedzieć, gdy nagle przez taras wpadli do domu zadyszani Roxy wraz z Rudym Narwańcem.
- Cher, kiedy ostatnio miałaś okres? - wydusił z siebie Axl, hiperwentylując.
- Co... - moja przyjaciółka z wrażenia aż przestała ryczeć.
- To jest Share, debilu! - warknął na niego McKagan.
- No mówię przecież! - żachnął się Wiewiór.
- Co cię obchodzi mój okres? - basistka zmarszczyła brwi.
- Bo mi się przypomniało, że przedziurawiłem dla żartu Stradlinowi prezerwatywy, te domowe, bo jak wychodzi, to ma inne, no ale ten, w tym czasie tylko ty u niego byłaś, a raczej nie wydaje mi się, żebyś nosiła ze sobą, no to wychodzi na to, że używaliście tych durszlakowych i... - tu Rose się zapowietrzył, a pałeczkę przejęła Petrucci (tak, gra słów zamierzona).
- No a ja tak sobie to przemyślałam i ty chyba powinnaś dostać okresu, a jakoś nie widzę, żebyś używała podpasek czy tamponów, więc podejrzewam, że wpadliście i chyba trzeba to sprawdzić. - dokończyła przerażona perkusistka. Pedersen, o ile to możliwe, zbladła po tych rewelacjach jeszcze bardziej.
- No spóźnia mi się już jakiś czas.. - wyszeptała łamiącym się głosem.
- Ale jazda.. Będę wujkiem! - Rudy zaskrzeczał i zaczął skakać po całym pokoju, triumfując.
- O nie. - powiedział Duffy. - TO JEST, KURWA, NIESPRAWIEDLIWE!!! Ten socjołopatologiczny debil będzie miał z tobą dziecko???
- Może nie. - zaśmiałam się nerwowo, patrząc pocieszająco na blondynkę.
- No to jestem w dupie. - stwierdziła Share grobowym tonem.
~ Z perspektywy Izzy'ego
No, to ja lubię. Cisza, spokój, ptaszki ćwierkają. Na horyzoncie żadnych zjebów. Życie jak w Madrycie. Nie, żebym był w Madrycie. Ale jednak. Uśmiechając się wewnętrznie, oglądałem telezakupy. Hmm... Może by tak kupić sobie ten ceramiczny nóż...
- Gdzie jest Slash?? - no i szlag trafił spokój, ciszę, bo Ava wpadła jak popierdolona do Hell House.
- A nie wiem, podążaj za wonią Danielsa. - wzruszyłem ramionami i dyskretnie przełączyłem kanał na jakiś muzyczny program, co by nie wyjść na dziwaka. Młoda zaczęła węszyć i po chwili ruszyła w stronę łazienki. Przewróciłem oczami i z obrzydzeniem począłem przypatrywać się wyczynom Poison, mającymi być muzyką, widocznymi na ekranie. W tym momencie do domu wpadli Rose z dziewczyną Baszka i zaczęli coś do mnie bełkotać, ledwo oddychając.
- I dlatego jesteś w cionszy. - wysapał na koniec rudzielec.
- Eskiuz mi? - uniosłem teatralnie jedną brew. - Jestem pewien, że to niemożliwe.
- Nie ty, tylko laska jest z tobą. - warknął Axl. - W tej cionszy. Całej.
- Jaka laska? - aż odstawiłem piwo na kanapę, przez co butelka odbiła się od wystającej sprężyny i rozlała po resztkach materiału.
- No Sh.. - zaczął poirytowany Wiewiór, ale Petrucci tak go walnęła łokciem w brzuch, że aż zaparło mu oddech i zgiął się w pół.
- Sherlocku, nie wiesz, z kim sypiasz? - dokończyła za niego, nieco zmieniając sens jego wypowiedzi.
- Zawsze się zabezpieczam. - pobladłem.
- Nigdy nie ma się 100% pewności. - pouczył mnie Rudy.
- To skąd wiesz, że Beth nie jest w ciąży? - odbiłem piłeczkę, a co. Nie będzie mi tu skrzeczący narwaniec ojcostwa insynuował.
- Błagam cię. - spojrzał na mnie pobłażliwie. - Myślisz, że coś by chciało osiedlić się w jej macicy?
- Fakt, jej charakter to skuteczna antykoncepcja. - musiałem przyznać mu rację.
- O kim mówicie? - zainteresowała się właśnie wychodząca z sypialni pojebaństwa Różowa.
- O Pedersen. - uśmiechnęła się Roxy. Wydałem z siebie przeciągły jęk, a ona zamarła, uświadamiając sobie, że się zdradziła.
- Bo... Skoro już wszystko sobie wyznajemy... - podrapał się po głowie Rose. - To ja zjadłem ostatniego pączka... Podziurawiłem ci gumki... Zepsułem toster...
- Przecież wy nie macie tostera. - zdziwiła się Monkey.
- No właśnie, bo go zepsułem. - przewrócił oczami jej facet.
- ŻE CO??!! - wydarłem się nagle, aż Kudłacz i Stallone wypadli z płaczem z łazienki i wturlali się pod stół w kuchni. - PODZIURAWIŁEŚ MI GUMKI I PRZEZ CIEBIE BĘDĘ MIAŁ DZIECKO Z SHARE??!
- Ja... - wystraszył się Wiewiór. - To nie tak, jak to brzmi...
- A JAK, KURWA?? - poplułem się z wściekłości.
- No... Może to nie twoje dziecko... - próbował ratować sytuację Rudy, ale dostał cios w łeb od perkusistki, aż chlasnął się własnymi włosami po ryjcu.
- A CZYJE, MCKAGANA??! - zabolało mnie, cholera. Nie przywiązuj się, Stradlin, uczucia są ci niepotrzebne...
- Na pewno nie, ona nie widzi świata poza tobą, chociaż z nim na pewno miałaby łatwiej. - westchnęła Roxy. - Zresztą dopiero sprawdza, czy jest w ciąży, nie ma na razie co panikować...
- A jak jest, to co zamierzasz? - zapytała zafascynowana Ava spod stołu. Spojrzałem na nią spod byka. Razem z Hudsonem wgapiali się w nas niczym w scenę z jakiejś durnej opery mydlanej.
- No jak to co? Związek... - odpowiedział za mnie Axl.
- O nie! - zaprotestowałem słabo. - Jedyny związek, jaki uznaję, to Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich!
- Zamierzacie emigrować do Rosji? - wytrzeszczył na mnie oczy Mulat.
- Kurwa, was wszystkich dzisiaj popierdoliło. - opadłem bez sił na mokrą i pachnącą piwem kanapę, ale wystająca sprężyna zakuła mnie w plecy, wrzasnąłem, poderwałem się szybko i poślizgnąłem na piwnej kałuży, lądując gębą w szkle.
~ Z perspektywy Paula
- No i powiedz mi, stary, co ja mam z tym ćpającym dryblasem zrobić? - żalił się Steven ojcu Avy. Obaj siedzieli przy stole kuchennym w naszym domu, ignorując Tylera robiącego armagedon za ich plecami i popijali piwo.
- Tylko nie stary, nie jestem znowu tak dużo od ciebie starszy! A co do tego dzikiego muzyka... Nie mam pojęcia, sam mam z tym problem. - westchnął nostalgicznie Stallone.
- Mówicie o Nikki'm i Tommy'm? - zapytałem konwersacyjnym tonem. Wiecie, chciałem wypaść na równie dojrzałego. Chociaż, wnioskując po spojrzeniach gwiazdorów kina akcji, wałki na głowie chyba mi w tym nie pomagały.
- Ta, a o kim niby? - przewrócił oczami Sylvester.
- Chwila... To więcej rockmanów się za nimi kręci? - Seagal zachował czujność.
- Noo za Avą to ten Todd cały, a na Kath Sidoris się patrzy jak Gene na krew, więc chyba można tak powiedzieć. - pokiwałem głową, bawiąc się puchatym paskiem od mojego fioletowego szlafroka.
- Którzy to? - Rambo zmarszczył groźnie brwi.
- Hmm... A no tak, nie znacie ich jeszcze, nie było ich wczoraj na imprezie. Dziwne. Spisek może jakiś. - wzruszyłem beztrosko ramionami, rozluźniając pasek, przez co szlafrok mi się nagle zsunął, zostawiając mnie przed aktorami odzianego jedynie we futerko na piersi.
- Oooo, a co to za zwierzątko? - zainteresował się nagle wokalista Aerosmith, porzucając patelnię upapraną przez próby zrobienia jajecznicy i pogłaskał mnie po klacie. Jego imiennik pracujący w Hollywood zachichotał.
- Steve, to nie zwierzątko, tylko moje włosy. - nadąsałem się.
- Coo... FUU!!! - Tyler gwałtownie ode mnie odskoczył, kopiąc niechcący krzesło, na którym siedziałem, przez co wywróciłem się na Stallone'a i razem upadliśmy na podłogę. Konkretniej: ja nagi wylądowałem na nim, mając swoje przyrodzenie między jego nogami.
- O ja cię sunę! - zagwizdał Steven.
- Osobiście chyba wolałbym nie widzieć, jak Stanley go posuwa. - zgorszył się Seagal. Zaczerwieniłem się, gdy spojrzałem w gniewne oczy Rocky'ego i w dość niezręczny sposób, podpierając się o jego umięśnione ciało, wstałem. Otrzepałem swoją sierść z resztek jedzenia z podłogi i godnym krokiem wszedłem do salonu, spotykając się ze zdumionym spojrzeniem rodzinki Perry'ego siedzącej na kanapie. Brooklyn zasłoniła Tony'emu oczy, a ja zwiesiłem smętnie głowę i poczłapałem na górę. Niestety, w mojej komnacie rezydowali załamana Pedersen i pocieszający ją Duff.
- Wiesz, zawsze możesz mu powiedzieć, że to moje dziecko. Dla mnie to nie problem, naprawdę. - stwierdził blondyn.
- Przecież to byłoby nie w porządku. - zaprotestowała słabo Share.
- A on to niby potraktował cię w porządku? - oburzył się basista.
- Ech... Masz rację, zgoda. - przytaknęła mu smutna.
- Paul?... - usłyszałem za sobą głos Coopera. - Czemu stoisz tu taki goły?
- Też chciałbym to wiedzieć. - odparłem zażenowany bez odwracania się i wparowałem do swojego pokoju, wypraszając stamtąd nieproszone towarzystwo.
~ Z perspektywy Duffa
- Nie. - powiedział z poważną miną Slash, odkładając nawet na chwilę whisky. Siedzieliśmy w Rainbow.
- Ale co nie? - zdziwiła się Ava.
- Wy oboje: nie. - pokręcił głową. Wymieniliśmy z brunetką zdumione spojrzenia.
- O co ci chodzi? - zmarszczyłem brwi.
- NIE, KURWA! - wydarł się nieoczekiwanie, aż zachłysnąłem się wódką, a jego bliźniaczka wywróciła oczami i szybko zjadła grzybka, którego dał nam Sixx.
- Ej, nie ćpiej wszystkiego sama! - oburzyłem się i wyrwałem jej jednego. Kudłacz zmrużył gniewnie oczy i też zaczął przeżuwać jednego. Choć chyba dwa naraz. Albo mi się w oczach dwoi od alkoholu, nie wiem.
- Więc: ty nie waż mi się wracać do tego pojeba z Motley Crue. - w końcu pogroził palcem Stallone. - A ty: nie wtrącaj się w to, co jest pomiędzy Share a Stradlinem.
- Ale ja go kocham. - zrobiła podkówkę Ava.
- Ja też. - zawtórowałem jej. - Znaczy nie Lee. I nie Izzy'ego.
- Ani Pedersen. - warknął Hudson.
- Skąd możesz to wiedzieć? - żachnąłem się.
- Bo kochasz mnie. - odparł pewnie, a ja się roześmiałem.
- Niezły żart. - zachichotałem, a brunetka spojrzała na mnie z powątpiewaniem. - Bo to żart... co nie?
- Nie. - uśmiechnął się Mulat.
- Dokładnie. - poklepała go czule po czuprynie jego siostra.
- Jak to nie? - już kompletnie się w tym wszystkim pogubiłem.
- Młoda, idź, muszę mu to wytłumaczyć. - westchnął Saul, a ja patrzyłem na nich podejrzliwie.
- Ok. - wzruszyła ramionami Stallone, zabrała resztę grzybków i przesiadła się do stolika, przy którym siedział żywo gestykulujący Rachel i zobojętniały Simmons.
- A więc słuchaj, Dryblasku: zawrzyjmy umowę. Ty wycofasz się z tej całej sprawy z bachorkiem, a ja pomogę ci to zrozumieć. - pochylił się nad stolikiem w moim kierunku.
- Chyba rozumiem ten układ. - pokiwałem głową w zamyśleniu i zbliżyłem swoją twarz do jego. - Chcesz mnie przekonać, że po prostu jestem zazdrosny, ale to nie jest miłość.
- Nie, Duffy, nic nie rozumiesz. - uniósł lekko kąciki warg, po czym powoli pogłaskał mnie dłonią po policzku. Kompletnie osłupiałem. Co on odwala... I nagle delikatnie mnie pocałował, po czym odsunął się z oczekiwaniem w oczach. Mrugnąłem, ale to chyba nie był sen. W tym momencie chyba grzybki zaczęły działać, bo jęknąłem i przelazłem przez stolik, strącając nasze butelki z alkoholem, usiadłem okrakiem na kolanach Slasha i wpiłem się namiętnie w jego usta, co on od razu odwzajemnił.
YO, FUCKERS! :3 Oto pojawiam się z nowym, zapewne nieco zaskakującym rozdziałem. ^^
Czy Ava będzie z Tommy'm, czy z Todd'em? Co Amy zrobiła z Karniszem? Czy Share powie Stradlinowi prawdę? Czy nagłe zbliżenie McKagana i Slasha to efekt grzybków, czy miłość? O tym wszystkim już w następnym odcinku!
5 komentarzy od różnych użytkowników = następny rozdział.
Kocham!! Chce wincyj *-*
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to 🙈💞
UsuńHej :D
OdpowiedzUsuńNo nareszcie! Codziennie wchodziłam na Twojego bloga i desperacko szukałam czegoś nowego, aż wreszcie jest!
To była pozytywna mieszanka: z jednej strony mega śmieszne sytuacje, z drugiej - trochę smutno. Vince to wredota! Ava powinna dać drugą szansę Tommy'emu. Posowali do siebie <3. Intrygująca jest też sprawa Amy i Karnisza, tutaj liczę na Twoją kreatywność (której i tak masz od groma) i dużą porcję beki. Share w CIONSZY? Hm... Interesujące, serio. Ciekawe, czy powie Stradlinowi. No i Slash z Duffem... Yyy? Oby to były grzybki, oby to były grzybki! I zwierzątko Paula! Ooo... Nie potrafię pisać długich komentarzy, ale jak się nauczę, to Ci taki napiszę. Co tu jeszcze dodać? Widać, że jesteś bardzo pogodną osobą z dystansem! Do następnego! :*
~ Agata
A TERAZ ORĘDZIE DO CZYTELNIKÓW:
ZOSTAWCIE KOMENTARZ! TO NIE BOLI, A JEŚLI CZYTACIE, TO CZEMU BY NIE ZROBIĆ PRZYJEMNOŚCI AUTORCE? NO WIDZĘ, A NIE GRZMIĘ... KURDE, KOMENTOWAĆ, ALBO NOGI Z MIEDNICY POWYRYWAM!
DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ :)
To dla mnie ważne , że jest ktoś, dla kogo ta historia jest na tyle ciekawa, że wchodzi tu codziennie. 😃
UsuńŚmiesznie musi tu być - w końcu to Psajko Terapi! xD Co nie przeszkadza w prowadzeniu teoretycznie poważnych wątków. 😉
Owszem, Neil jest wredny jak cholera, ale pytanie, czy ktoś jest miły dla niego?
Wiesz, Avie wciąż zależy na Lee, ale prawie wszyscy jej to odradzają. Zobaczymy, co zrobi. ☺
Jeśli chodzi o to, co się wydarzy między Scottim a siostrą Adlera - nie spodziewajcie się typowego laf story, w końcu wg moich upośledzonych obliczeń on ma tu 21 lat, a Amy jedynie 13.
Cóż, relacja Stradlina i Share do łatwych nie należy. Niby on już wie, ale zawsze jest jakieś wyjście i Pedersen może się wykręcić .
Oj, nie shipujesz Sluffa? :')
Ach te dywany na klacie... są takie menskie
Dziękuję za wszystkie komplementy i groźby w kierunku niewidzialnych czytelników! 💙
Nie ma za co. Komentarze Ci się należą ❤❤❤
Usuń💕
UsuńJak ja się podśmiechiwałam,o luju XD ty,a Karnisz miał wtedy kozią bródkę? *-* Ja nie wiem czemu,ale tak jak nie znoszę wszelkiego zarostu u facetów, tak ta jedna bródka jest taka majestatyczna *-* A z krzykiem trafiłaś idealnie,bo praktycznie zawsze jak wchodzimy do naszej klasy ( polonistyczna ) a na tablicy jest jakaś matma czy co, to że mnie wydobywa się tylko jedno,wielkie,donośne "FUJ." i od razu ktoś to zmazuje xD nie do,mój donośny głos odziedziczony po dziadku pokonuje wszystkich :')
OdpowiedzUsuńA jak czytałam to ostatnie,to świat zwolnił ;-;
Cieszy mnie to, wywoływanie dzikiego ryku śmiechu kończącego się opluciem wszystkiego naokoło tym, co czytelnik akurat miał w buzi, to mój cel. xD
UsuńEmm.. Wydaje mi się, że czasem miał, a czasem golił, zresztą to tylko fanfiction, ono rządzi się własnymi prawami. xD
No widzisz, za dobrze cię znam. xD
Świat zwolnił , bo jesteś przerażona , zaskoczona czy zaintrygowana tym, co się stało między Slashem a Duffem? xD
Hmmm...na początku podczas czytania tego lrzez ten nedojebany mózg przejechał mi tylko taki wielki napis " cooo kurwaaaa..." . Potem owszem,zaczęłam się intrygować. Za to na końcu znowu odezwał się mój niedojebany mózg tym razem po to,żeby przytaczać mi dzikie wizje sytuacji,które mogłyby nastąpić, gdyby Duff był moją ciocią.No wiesz,pierwsze co to ślub. Duff w białej kiecce,Slash w garniaku. Czas na oczepiny. Duff ciepie pustą butelką po wódce zabijając dostawcę pizzy hawajskiej ukrytego w tłumie, Slash ciepie pustą butelką po Danielsie i zabija dostawcę pizzy wegetariańskiej ukrytego w tłumie. Tort. Kroją. Kończy się na tym,że ów torstem dostaje po ryju Adler. Oczywiście ucieszony zaczyna go zlizywać,ale krokodylowi wujka też się tortu zachciało,więc skończyło się na tym,że spanikowany Steve latał przez pół imprezy na około stołów,a gad popierdalał za nim. Kolejne. Niedzielny spacer. Ptaszki wymieniają fugi w dziuplach,słońce opija koniec związku z jebaną puszczalską gwiazdą. Idziemy w czwórkę. Wiesz,Slash w kolorowym sweterku, Duff z trwałą w czerwonej szmince i kiecce w kropki. Jedno trzyma za rękę Adlera,drugie mnie. Za nami popierdala krokodyl. Święta. Gwiazdka wzeszła. Pseudo stół przygotowany. Wszyscy siedzą. Idzie Duff. Z zupą. Barszcz. Niesie. Pierdolnął o zol. Uszka w włosach Slasha. Blondi leży i zwija się z bólu,gdyż upadek wywołany został gwałtownym zetknięciem się małego palce z kurwa jebanym zdradzieckim rogiem komody. Kudłacz próbuje uwolnić się od kluskopodobnych machając jak pojebany łbem w każdą stronę i świniąc wszystko na około. Ava pozbierała wszystkie sztućce i napierdala nimi z zdjęcie Monalisy z marcepanem,a Amy i Steve pod stołem układają biały dom z ości.
UsuńPiękne ❤ Czasem mam wrażenie, że lepiej rozumiesz moich bohaterów niż ja sama. :') Nie obraź się, jakbym kiedyś wykorzystała jakiś pomysł. xD
UsuńNa prawdę? XD nie no, mnie po protu czasem bierze i siedzę śmiejąc się do siebie, bo w mojej głowie pojawiają się takie a nie inne obrazy :') a co do wykorzystywania pomysłów - bier śmiało, dla mnie to zaszczyt, że na coś się to przyda xD
Usuń💞
UsuńZakończenie to dojebałaś porządnie, nie powiem xDD miłość, czy grzybki? - dowiecie się już w następnym odcinku!
OdpowiedzUsuńWiesz, ma się te zapędy dziennikarskie xD
UsuńDawaj nowy ��
OdpowiedzUsuńSpokojnie, dopiero się tworzy. XD
Usuń