Rozdział 10: Rock The Night
"I've gone through changes
I've gone through pain
But there's not enough reason for me to go insane
I know the feeling, just when it grows
I'm in a rage up from my head down to my toes.
I've gone through pain
But there's not enough reason for me to go insane
I know the feeling, just when it grows
I'm in a rage up from my head down to my toes.
(...)
You know it ain't easy
When you don't know what you want.
What do you want?
You want to..
When you don't know what you want.
What do you want?
You want to..
Rock now, rock the night
'Til early in the morning light
Rock now, rock the night
Oou, oou..
Rock now, Rock the night
You'd better believe it's right.
Rock now, Rock the night
Ooo, oou..
'Til early in the morning light
Rock now, rock the night
Oou, oou..
Rock now, Rock the night
You'd better believe it's right.
Rock now, Rock the night
Ooo, oou..
I know my limit
Just what it takes
Just what it takes
(...)
Sometimes it's easy
Sometimes so tough
But just have one thing clear
I can't get enough."
Sometimes so tough
But just have one thing clear
I can't get enough."
~ Z perspektywy Richie'go
Obudziłem się chyba twarzą na stole. No nie wiem no, bo nic nie widziałem, nie
pamiętałem, gdzie jestem, ale czułem, że słonko przygrzewa...
- O Hendrixie, oślepłem! - zacząłem płakać, wznosząc rozpaczliwie ramiona ku górze.
- Wcale nie, idioto. Masz ręcznik na głowie. - usłyszałem głos Share, a po chwili ktoś mi
ściągnął to chujostwo.
- No i świat znowu jest piękny. - mruknąłem zadowolony, podziwiając odsłonięty brzuch
Brooklyn drzemiącej na podłodze.
- Chyba mam kaca stulecia. - jęknął Affuso leżący w lodówce pośród parówek.
- Młody jesteś, życia jeszcze nie znasz. - stęknął Steven, spadając razem z bochenkami
chleba z półki.
- Kobieto, wstawaj! - zawołała Pedersen do blondynki z podniesioną do połowy koszulką. -
Twój pierwszy dzień w pracy, a ty jak jakaś alkoholiczka przyjdziesz!
- Daj mi spokój... - zabełkotała kobieta, zasłaniając sobie uszy.
- No i przypominam, że zostawiłaś swojego syna pod opieką Rachela i o nim zapomniałaś.
- zachichotała basistka. Brook momentalnie zerwała się na równe nogi i jak poparzona
wybiegła ze sklepu na ratunek dziecku.
- Ja ci pomogę, w końcu jestem wujkiem Małego! - krzyknął ofiarnie Tyler i chciał wybiec,
ale odbił się od szyby. - Tylko najpierw może otworzę drzwi. - burknął, podnosząc się z
podłogi. W końcu w sklepie zostaliśmy tylko my, młodzi i beztroscy muzycy.
- Dałbyś kabanoska. - powiedziałem do Roba, a on chwilę pomacał ręką produkty, na
których leżał, po czym wygrzebał spod dupy jedno opakowanie i mi je rzucił. Wzruszyłem
ramionami, otworzyłem je i ugryzłem kawałek, popijając resztkami wódki. No przecież
trzeba pozbyć się kaca, a wyznawałem zasadę zabijania klina klinem. Jak wszyscy w
naszym światku.
~ Z perspektywy Vince'a
Z zażenowaniem i politowaniem przyglądałem się, jak Tommy i Nikki
zajmują się tym małym gówniarzem, bo Rachelowi się wzięło przysnęło.
- No, Tony, teraz trzymaj. - powiedział do niego Sixx, podając mu
swój bas. - Dajesz, tak jak cię uczyłem.
Młody pokiwał poważnie głową, powtórzył chwyt, który zaprezentował
mu basista i... zaczął walić instrumentem o podłogę, żeby go
rozjebać.
- One tak szybko dojrzewają... - chlipnął wzruszony Lee.
Westchnąłem. Świetni z nich opiekunowie, nie ma co.
- Czy wy musicie od rana uczyć go takich hałasujących czynności? -
zapytał Slash, schodząc z góry i trzymając się za głowę.
- Stary, wszystko, co potrafimy, robi hałas. - wyszczerzył się do
niego Nikki.
- Zwłaszcza twoje pierdy. - zachichotał perkusista.
- Spieprzaj! - roześmiał się Sixx, zwalając go z kanapy.
- Gdzie jest Avaaa? - zajęczał płaczliwie Adler, spadając przy
okazji ze schodów. - Nie ma mi teraz kto zawiązywać butów...
- No u nas na chacie jest. - mruknął basista, zerkając kątem oka na
swojego bliźniaka, który nagle zmarkotniał.
- Dawaj te sznurówki. - westchnąłem do Steve'a i mu je zawiązałem.
Litość mnie wzięła no.
- Kurwa, dość! - wrzasnął nagle Tommy, przez co wystraszony szybko
podniosłem głowę, uderzając nią Popcorna w jaja. Pisnął i osunął
się na podłogę. - Ja muszę w końcu sobie wszystko wyjaśnić z tą
kobietą no! Ona przecież doprowadzi mnie na skraj wytrzymałości
nerwowej! Tak nie może być! - wrzeszczał dalej Lee i wypadł z domu,
zapominając ubrać spodnie. Popatrzyliśmy po sobie z Nikkim lekko
zaniepokojeni.
- No... chłopak ma te swoje 22 lata, chyba nie zrobi nic głupiego...
- wzruszył ramionami Sixx.
- Ty chyba sam nie wierzysz w to, co mówisz... Tommy! To Tommy!
Tommy Lee! - powiedziałem do basisty jak do idioty.
- Nie pozwalają już ludziom być optymistami. - obraził się na mnie
i wyszedł z domu. Odetchnąłem i poszedłem za nim. Co prawda
zostawienie Mulata i Pudla samych w domu z dzieckiem nie było
rozsądne, ale...
No Tommy no!
~ Z perspektywy Avy
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - zapytała mnie z powątpiewaniem Kath.
- Jasne. - wyszczerzyłam się do niej.
- No dobra no... - westchnęła moja przyjaciółka. - To próba numer jeden.
Obudziłem się chyba twarzą na stole. No nie wiem no, bo nic nie widziałem, nie
pamiętałem, gdzie jestem, ale czułem, że słonko przygrzewa...
- O Hendrixie, oślepłem! - zacząłem płakać, wznosząc rozpaczliwie ramiona ku górze.
- Wcale nie, idioto. Masz ręcznik na głowie. - usłyszałem głos Share, a po chwili ktoś mi
ściągnął to chujostwo.
- No i świat znowu jest piękny. - mruknąłem zadowolony, podziwiając odsłonięty brzuch
Brooklyn drzemiącej na podłodze.
- Chyba mam kaca stulecia. - jęknął Affuso leżący w lodówce pośród parówek.
- Młody jesteś, życia jeszcze nie znasz. - stęknął Steven, spadając razem z bochenkami
chleba z półki.
- Kobieto, wstawaj! - zawołała Pedersen do blondynki z podniesioną do połowy koszulką. -
Twój pierwszy dzień w pracy, a ty jak jakaś alkoholiczka przyjdziesz!
- Daj mi spokój... - zabełkotała kobieta, zasłaniając sobie uszy.
- No i przypominam, że zostawiłaś swojego syna pod opieką Rachela i o nim zapomniałaś.
- zachichotała basistka. Brook momentalnie zerwała się na równe nogi i jak poparzona
wybiegła ze sklepu na ratunek dziecku.
- Ja ci pomogę, w końcu jestem wujkiem Małego! - krzyknął ofiarnie Tyler i chciał wybiec,
ale odbił się od szyby. - Tylko najpierw może otworzę drzwi. - burknął, podnosząc się z
podłogi. W końcu w sklepie zostaliśmy tylko my, młodzi i beztroscy muzycy.
- Dałbyś kabanoska. - powiedziałem do Roba, a on chwilę pomacał ręką produkty, na
których leżał, po czym wygrzebał spod dupy jedno opakowanie i mi je rzucił. Wzruszyłem
ramionami, otworzyłem je i ugryzłem kawałek, popijając resztkami wódki. No przecież
trzeba pozbyć się kaca, a wyznawałem zasadę zabijania klina klinem. Jak wszyscy w
naszym światku.
~ Z perspektywy Vince'a
Z zażenowaniem i politowaniem przyglądałem się, jak Tommy i Nikki
zajmują się tym małym gówniarzem, bo Rachelowi się wzięło przysnęło.
- No, Tony, teraz trzymaj. - powiedział do niego Sixx, podając mu
swój bas. - Dajesz, tak jak cię uczyłem.
Młody pokiwał poważnie głową, powtórzył chwyt, który zaprezentował
mu basista i... zaczął walić instrumentem o podłogę, żeby go
rozjebać.
- One tak szybko dojrzewają... - chlipnął wzruszony Lee.
Westchnąłem. Świetni z nich opiekunowie, nie ma co.
- Czy wy musicie od rana uczyć go takich hałasujących czynności? -
zapytał Slash, schodząc z góry i trzymając się za głowę.
- Stary, wszystko, co potrafimy, robi hałas. - wyszczerzył się do
niego Nikki.
- Zwłaszcza twoje pierdy. - zachichotał perkusista.
- Spieprzaj! - roześmiał się Sixx, zwalając go z kanapy.
- Gdzie jest Avaaa? - zajęczał płaczliwie Adler, spadając przy
okazji ze schodów. - Nie ma mi teraz kto zawiązywać butów...
- No u nas na chacie jest. - mruknął basista, zerkając kątem oka na
swojego bliźniaka, który nagle zmarkotniał.
- Dawaj te sznurówki. - westchnąłem do Steve'a i mu je zawiązałem.
Litość mnie wzięła no.
- Kurwa, dość! - wrzasnął nagle Tommy, przez co wystraszony szybko
podniosłem głowę, uderzając nią Popcorna w jaja. Pisnął i osunął
się na podłogę. - Ja muszę w końcu sobie wszystko wyjaśnić z tą
kobietą no! Ona przecież doprowadzi mnie na skraj wytrzymałości
nerwowej! Tak nie może być! - wrzeszczał dalej Lee i wypadł z domu,
zapominając ubrać spodnie. Popatrzyliśmy po sobie z Nikkim lekko
zaniepokojeni.
- No... chłopak ma te swoje 22 lata, chyba nie zrobi nic głupiego...
- wzruszył ramionami Sixx.
- Ty chyba sam nie wierzysz w to, co mówisz... Tommy! To Tommy!
Tommy Lee! - powiedziałem do basisty jak do idioty.
- Nie pozwalają już ludziom być optymistami. - obraził się na mnie
i wyszedł z domu. Odetchnąłem i poszedłem za nim. Co prawda
zostawienie Mulata i Pudla samych w domu z dzieckiem nie było
rozsądne, ale...
No Tommy no!
~ Z perspektywy Avy
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - zapytała mnie z powątpiewaniem Kath.
- Jasne. - wyszczerzyłam się do niej.
- No dobra no... - westchnęła moja przyjaciółka. - To próba numer jeden.
Wróciła do mnie i zapytała: - Ale po co nam ten krzakowy kamuflaż no?
- Nie pierdol, jest super. - zachichotałam. - Tylko nie chce mi się na piechotę zapieprzać do Todda...
- Weź rolki, a ja mogę wziąć rower Nikki'ego. - wzruszyła ramionami brunetka. Jak powiedziała, tak zrobiłyśmy.
- Jeszcze taczki. - przypomniałam sobie.
- Na co ci taczki? - popatrzyła na mnie zatrwożona Kath.
- Taczki to podstawa. A jak będziemy musiały przewieźć zwłoki? Czy ja ci muszę tłumaczyć takie oczywistości? - poklepałam ją po czole.
- Na taką psychopatyczną wyprawę to ty powinnaś zabrać ze sobą Slasha, a nie mnie. - burknęła.
- W sumie to możemy po niego wstąpić! - uśmiechnęłam się promiennie. W końcu Kath wsiadła na swój pojazd, ja założyłam rolki, wzięłam taczki i jechałyśmy sobie tak przez ulice Los Angeles: ona na rowerze ciągnie mnie na rolkach, a ja holuję jeszcze jedną ręką taczki. Nie mówiąc już o tym, że obie byłyśmy przebrane za krzaki i śpiewałyśmy sobie nową piosenkę Gunsów, "Welcome To The Jungle". Powiem, że wzbudzałyśmy wśród przechodniów niemałą sensację. Jakoś udało nam się dotrzeć pod mój (?) dom. Trochę się bałam konfrontacji z Lee, ale uznałam, że przecież mnie nie pozna. Ku mojemu szczęściu, nie było go. Znaczy, jasne, wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała mu wszystko wyjaśnić, ale wolałam jednak to odrobinę odwlec w czasie. Tak czy siak zastałyśmy tylko śpiącego sobie smacznie Rachela z wielkim, realistycznym, namalowanym kutasem na czole (ach te zdolności plastyczne Slasha...).
- Jesuuuu, atak krzaczorów!!! - usłyszałyśmy wrzask Adlerka. Odwróciłyśmy się i zobaczyłyśmy, jak panikuje i zasłania oczy ręką.
- To, że ty nic nie widzisz, nie znaczy, że inni cię nie widzą. - zachichotał Mulat, grzebiąc w lodówce. - A ta roślinność to po co tu? - zwrócił się do nas.
- Idioci... To przecież ja i Kath! - przewróciłam oczami. Chwyciłam go za ramię, zaprowadziłam do swojego pokoju i zorganizowałam mu szybkie przebranie. Następnie w pełnym rynsztunku zeszliśmy na dół.
- Arab z kałasznikowem? - popatrzyła na nas niedowierzająco moja przyjaciółka.
- Nie pierdol, będzie super! - uśmiechnęłam się do niej promiennie.
- Właściwie nie wiem, co planujemy, ale jestem za! - krzyknął entuzjastycznie gitarzysta i wybiegł z domu.
- Stevenku, masz tu Bolanka, baw się grzecznie i czekaj, aż ktoś dorosły wróci. - powiedziała Kath do Popcorna i wyszła. Pomachałam mu i poszłam śladem przyjaciół. Wróciłyśmy do poprzedniego układu jazdy, z tym, że teraz w taczkach siedział Kudłacz. No i jechaliśmy sobie kulturalnie, wyjąc "Welcome...". W końcu dotarliśmy pod domostwo Kernsa.
- To co teraz? - zapytał mnie mój bliźniak.
- Ty zabezpieczasz tyły, a my włazimy na drzewo. Tylko pamiętajcie: pełna konspiracja. - szepnęłam do towarzyszy zbrodni i przystąpiliśmy do realizacji planu. My wspięłyśmy się na drzewo, bo przecież krzak wchodzący na drzewo to zwyczajny widok, a Slash stał pod naszą kryjówką i mierzył kałasznikowem we wszystko, co się rusza.
- Widzę go: jest w sypialni. - mruknęła do mnie Kath, patrząc przez rolkę od srajtaśmy pożyczoną od Axla. Kiwnęłam głową na znak zrozumienia i przemieściłam się pod okno do wspomnianego pomieszczenia, a następnie wtoczyłam się do środka niczym te wędrujące krzaczory w westernach. Moja logika była taka: no bo czy ktoś podejrzewa krzaki o cokolwiek? Nie, a już zwłaszcza Dammit, który siedział na łóżku. Podniósł głowę znad swojego basu, popatrzył na mnie i się ucieszył.
- Na świętego Presleya, zawsze takiego chciałem! - wykrzyknął radośnie, porzucił instrument i podniósł mnie, a następnie zaniósł na dół, do salonu. Położył mnie na podłodze, pobiegł po młotek i gwoździe, szybko wbił jeden nad kominkiem i powiesił mnie na honorowym miejscu. Odszedł dwa kroki w tył i zaczął podziwiać swoją nową zdobycz, a ja tymczasem sprytnie wyślizgnęłam się z przebrania. Zeskoczyłam z kominka i stanęłam przed zaskoczonym Toddem.
- No cześć. - wyszczerzyłam się do niego.
- Heej... - zaśmiał się nerwowo i cofnął jak najdalej ode mnie. No pięknie, uznał mnie za psychopatkę. Kompletnie nie wiem czemu...
- Chciałam z tobą wszystko ostatecznie zakończyć. - oznajmiłam oficjalnie.
- Nie no, nie rób mi tego... - poprosił Kerns, patrząc mi błagalnie w oczy.
- Na co ci taka psycholka jak ja? - spytałam pobłażająco. - Pasuję do świata Tommy'ego, a nie twojego.
- Tylko że nasze światy często się przeplatają. - westchnął Dammit. - I tak będzie już zawsze, w końcu rockowa scena muzyczna i te sprawy...
- Ja to wszystko wiem. Ale nie mogę grać na dwa fronty no. - jęknęłam. - Nie możemy po prostu się kumplować, bez żadnego aspektu seksualnego?
- Przecież mi nie chodzi tylko o seks! - żachnął się Todd. - Zakochałem się w tobie.
- Nie. - cofnęłam się przerażona, wpadając plecami w ścianę.
- Tak. - szepnął, podchodząc blisko mnie. Zadrżałam. Pochylił się i mnie pocałował, przyciskając do ściany. Znowu to samo... Tak trudno mi było mu się oprzeć...
~ Z perspektywy Franka
- Wanda, zostaw to! - darł się Myles. - No co za baba no... Mówię: zostaw tego kaktusa, to nie jest do jedzenia!
Poirytowana panda zareagowała rzuceniem w niego ową rośliną.
- Chyba nie mam odpowiedniego autorytetu jako wychowawca. - westchnął Kennedy i zaczął wyciągać sobie igły z ręki. Zachichotałem i poklepałem zwierzaka po głowie w ramach pochwały.
- Tatuś jest z ciebie dumny. - zaświergotałem do Wandy i dałem jej chrupka kukurydzianego. Odgryzła pół, a resztę przykleiła mi do czoła.
- Jestem jednorożcem! - ucieszyłem się i w podskokach zacząłem przemierzać pokój.
- Frankie, nie, żeby coś... - mruknął Myles. - Ale... OGARNIJ SIĘ, DO KURWY NĘDZY!!
- No nie pluj się, mamuśka. - mrugnąłem do niego i wpadłem w regał z książkami. Zasypały mnie i poraniły, cholery jedne.
- Za jakie grzechy? - wyjęczał Kennedy, waląc głową o ścianę. Tymczasem nasza dziewczynka odkryła, jak otwiera się okno i właśnie w połowie z niego zwisała. Rzuciłem się szybko i złapałem ją w ostatnim momencie.
- Wanda, dość tego! Marsz do swojego pokoju! - rozgniewał się wokalista i wskazał ręką na drzwi. Biedna panda zasmuciła się, spuściła głowę i wykonała jego rozkaz.
- Rodzicielstwo nie jest łatwe. - westchnąłem, sprzątając książki.
- Dlaczego wyrzucasz je przez okno?! - wrzasnął Myles, spostrzegając, co robię. Z namysłem spojrzałem na swoje ręce, a potem na okno.
- No... bo pomyliło mi się z szafką. - powiedziałem markotnie. Kennedy zamrugał gwałtownie, głęboko odetchnął, wziął jakiś karton i poszedł na dół pozbierać książki.
~ Z perspektywy Slasha
'Oho...' - pomyślałem sobie, gdy zobaczyłem zmierzającego w naszym kierunku wściekłego Tommy'ego, a w pewnej odległości za nim poirytowanych Nikki'ego i Vince'a.
- Kath! - szepnąłem do dziewczyny siedzącej na drzewie, która z zainteresowaniem oglądała przez 'lornetkę' Rose'a, co dzieje się w domu Todda.
- Co? - burknęła.
- Patrz, kto idzie!
Spuściła swoje paczadełko w dół i spojrzała w stronę, którą wskazałem jej nerwowym kiwnięciem głowy.
- O kurwa! - zaklęła. - Trzeba ich czymś zająć, bo tam w środku romansik się rozkręca.
Zeskoczyła z drzewa, wsiadła na rower, mi kazała wsiąść na bagażnik i pojechaliśmy powitać chłopaków, śpiewając "Welcome To The Jungle".
- Kath? - zachichotał jej chłopak, podziwiając nasz kamuflaż.
- Co robicie pod domem Kernsa? - zmrużył podejrzliwie oczy Lee.
- Eee... - zająknąłem się. - No... ratujemy delfiny!
- Nic głupszego nie dało się wymyślić? - syknęła do mnie kącikiem ust dziewczyna. Wzruszyłem ramionami.
- W jaki niby sposób i dlaczego tutaj? - przepytywał nas dalej perkusista.
- Ratujemy to ratujemy, na chuj drążyć temat?! - wrzasnąłem.
- Właśnie, co z ciebie zrobił się taki Sherlock Holmes? - obraziła się Kath.
- Gdzie Ava? - chlipnął niespodziewanie.
- Eee... kto? - bąknąłem głupio. Popatrzył na mnie jak na idiotę.
- Jest u niego? - westchnął Neil.
- I po cholerę się wtrącasz?! - krzyknęła dziewczyna i wjechała w niego rowerem. Sixx padł ze śmiechu na trawę i nie mógł się uspokoić.
- Idę tam! - oznajmił stanowczo Tommy, zmierzając zdecydowanym krokiem po podjeździe. Kath porzuciła maltretowanie blond wokalisty i szybko popedałowała, by go wyprzedzić. Zajechała mu drogę, driftując, przez co wypadłem z bagażnika, wpadając na brzuchu do chaty Dammita.
- Nie możesz tam wejść! - stwierdziła płaczliwie moja towarzyszka, próbując go przejechać, ale perkusista nad nią przeskoczył i wylądował telemarkiem obok mnie. Oboje jednocześnie spojrzeliśmy na scenę rozgrywającą się w salonie: obściskujących się Avę i Todda. Westchnąłem, a Tommy zamarł. Tamci w końcu się od siebie odkleili i spojrzeli na nas przerażeni.
- Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy. - powiedziałem cicho do mojej bliźniaczki.
- Chciałaś z nim "porozmawiać", tak??! - wkurwił się Lee, wstając.
- Ja... Przepraszam. - wyszeptała zawstydzona dziewczyna.
- I tyle masz mi do powiedzenia?! - naskoczył na nią perkusista.
- A chcesz słuchać moich wyjaśnień? - spojrzała na niego z nadzieją.
- Nie bardzo. - warknął jej chłopak. - Ale z tobą muszę porozmawiać. - uśmiechnął się szyderczo do Kernsa i rzucił się na niego.
- Nie! - krzyknęła Ava i spróbowała ich rozdzielić, ale ci w najlepsze prali się po mordach. Popatrzyła na mnie błagalnie. Podniosłem się pomału i zacząłem analizować, czy dałbym radę, ale gdy już dochodziłem do wniosku, że obaj są wyżsi ode mnie i nie warto ryzykować, do domu wjechała Kath na rowerze, a za nią podążali Nikki i Vince. Ogarnęli szybko, co się dzieje i wbiegli między okładających się i krwawiących amantów. Sixx unieruchomił oszalałego z gniewu Tommy'ego, a Neil przytrzymał za ramiona wyrywającego się Dammita. Ja i moja towarzyszka z konspiracji popatrzyliśmy z wyrzutem na Avę.
- Idziemy. - mruknął Nikki i wyprowadził swojego bliźniaka. Vince odepchnął od siebie Todda i poszedł za nimi. Kath westchnęła i pojechała również za nimi. Tymczasem na próg wrócił się Sixx.
- Wybieraj: idziesz z nami albo zostajesz tu z nim. - warknął do załamanej dziewczyny. Ona spojrzała na unikającego jej wzroku Kernsa, po czym bez słowa wyminęła lidera Motley Crue i wyszła na zewnątrz. Zacisnął usta i też odszedł, pozostawiając mnie samego z Dammitem.
- No, stary... - wymamrotałem do niego, drapiąc się zmieszany po karku. - Przykro mi. Ale nie przywiązuj się w ten sposób do kobiety, zwłaszcza zajętej, bo to zawsze przynosi ból. - udzieliłem mu rady poniewczasie i opuściłem jego dom. Na podwórku ujrzałem następujący widok: Lee z wściekłością kopał pień drzewa, obok niego na trawie siedziała Ava z twarzą ukrytą w dłoniach, Nikki stał naprzeciwko i patrzył na nich z nieprzeniknioną miną, a Kath na rowerze goniła Neila naokoło tej całej gromadki. Podszedłem do nich powoli. Stanąłem obok Sixxa. Spojrzał na mnie.
- Zabierz ich do domu. - burknął i sobie poszedł, ciągnąc swoją dziewczynę za bagażnik roweru.
- Załatwcie to u siebie i między sobą, co? - zwróciłem się spokojnie do naszych Romea i Julii. Perkusista zostawił biedne, niczemu winne drzewko i ruszył gwałtownie w kierunku naszej chatki. Moja siostrzyczka wstała i popatrzyła za nim ze łzami w oczach. Serce mi się krajało... Objąłem ją i poszliśmy razem za jej rozżalonym chłopakiem. Za nami z rękami w kieszeniach spodni kroczył wokalista Motleyów.
~ Z perspektywy Roxy
- No, a raz przywiązaliśmy listonosza do drzewa, zakneblowaliśmy go, umalowaliśmy końskim łajnem i biegaliśmy naokoło, śpiewając piosenki Black Sabbath. - zachichotała Agnes. Już od godziny z zafascynowaniem słuchałam jej wspomnień dotyczących pomysłowych metod wychowawczych wobec Scotti'ego i Caroline.
- Należało mu się, skoro franca przyniosła rachunki. - roześmiał się Sebastian.
- O ty ziemniaku głupi. - mruknął do niego wiszący nad oknem Hill.
- Zamknij się, młocie niedojebany. - warknął Bach w odpowiedzi.
- Ty krowo z Alabamy.
- Ty chujku!
- Ty omlecie!
- Ty Hamlecie!
- Ty filecie!
- Ty w galarecie!
- Ty na chabecie!
- Ty na sedesie!
- Przynajmniej jestem ucywilizowanym przedstawicielem gatunku ludzkiego wykazującym zdolności korzystania z wynalazku umożliwiającego godne oddanie strawionego pokarmu. - zakończył spór gitarzysta.
W tym momencie do domu wtoczył się wyraźnie "wczorajszy" Rob. Nie zwracając na nikogo uwagi, poczłapał do kąta pod ścianą i rzucił się na swój materac. Tylko nie wiedział, że tam spała siostra Scotti'ego...
- Aaa! - wrzasnęła ona, jak przystało na kogoś, na kogo spada nagle wysoki i dość dobrze zbudowany koleś.
- Kobieto, daj żyć, kaca mam. - zajęczał on i rozlokował się wygodnie obok niej.
- Co ty, zamierzasz tu spać?! - oburzyła się Caroline.
- No chyba, jestem u siebie. - żachnął się Affuso.
- To nasz perkusista. - wyjaśnił dziewczynie uśmiechnięty Sebek.
- Czy to go uprawnia do pakowania mi się do łóżka?! - bulwersowała się dalej blondynka.
- O przepraszam cię bardzo, ale to moje posłanko i sama w nim na mnie czekałaś. - mruknął Rob z policzkiem przytkniętym do poduszki.
- Wcale nie czekałam! - zaprotestowała.
- Jasne. I tak wiem, że jesteś moją fanką.
- Ja cię nawet nie znam!
- To starsza siostra Scotti'ego jest. - szepnęłam wyjaśniająco do kolegi po fachu.
- Co? Kiedy? - zapytał tępo Affuso.
- Wczoraj. A tu jego babcia. - odpowiedział mu Seba, wskazując na Agnes. Robcio podniósł głowę i popatrzył na starszą panią. Ona mu pomachała. Zamrugał i z powrotem opadł twarzą na poduszkę.
- Łatwo akceptuje rzeczywistość. - wzruszył ramionami Hill w odpowiedzi na pełne niedowierzania spojrzenie Caroline. Perkusista zachrapał.
- Nie mogę wstać, przygniótł mi nogi. - sarknęła siostra gitarzysty.
- Zwykle leżące pod nim panienki nie narzekają. - uśmiechnął się wrednie jej brat.
- A spadaj. - warknęła i rzuciła w niego wygrzebanym spomiędzy materaca a ściany batonikiem. Wyglądało to na co najmniej roczną połówkę Snickersa i musiało być twarde, bo Scotti zarwał w oko i spadł znad okna na swój wzmacniacz. Chyba zemdlał.
- Gdzie jest Snake? - przypomniało mi się nagle.
- Nie wrócił wczoraj na noc. - zasmuciła się babcia.
- Jakby wiedział, że przyjedziesz, to na pewno by się zjawił. - pocieszyłam ją.
Nagle zadzwonił telefon. Bastek powlókł się odebrać.
- Haluuu?... No siema, Eniu!... Tak, Dave, wiem, że to ty, tak tylko mi się powiedziało... Że gdzie jesteś?!... No ale za co cię zamknęli?... Napadliście na bank??!... Kto ci dał siekierę?!... Pięknie, wszystko powiem Alice'owi, zobaczysz... Ty, ale ja nie mam kasy na kaucję no... Weź do Jona zadzwoń... Prawo jednego telefonu... No dobra, to ja do niego zadzwonię... Aha, prawie żem zapomniał: babcia i siostra Scotti'ego przyjechały i tutaj zamieszkały. To cześć. - mój chłopak odłożył słuchawkę i wykręcił numer domowy Bon Jovi.
~ Z perspektywy Joeya
Obudziłem się goły w pokoju Torresa. Zakląłem, mając nadzieję, że nie doszło do czegoś, co by wystawiało moją heteroseksualność na próbę. Zwlokłem się z łóżka i poszedłem do kuchni, gdzie Tico jadł płatki śniadaniowe prosto z pudełka i popijał je kawą.
- Cześć. - przywitałem się, siadając przy stole. Podniósł na powitanie jedną rękę, wysypując płatki na podłogę. Nagle zadzwonił telefon. Perkusista odłożył swoje śniadanko i odebrał.
- Aaoo? - powiedział z pełnymi ustami. - O eść... Ae oo?... Aec?... Aan?... Uwa... Obra, aebię asę od óżka Ona... Uhm... Ara.
Zdziwiło mnie, że zrozumiałem wszystko, co powiedział. Przełknął w końcu jedzonko i zwrócił się do mnie: - David, Such, Tom, Sabo i Leo są w areszcie. Mam zamiar wyciągnąć spod łóżka Jona jego pinionszki i ich wyciągnąć.
- Zawsze możesz wezwać na pomoc Paula. - zachichotałem do swych wspomnień. Torres przewrócił oczami i poszedł do pokoju Bon Jovi'ego. W tym momencie do domu wpadł właśnie okradany wokalista, pchając w wózku inwalidzkim Samborę.
- Skąd to masz? - zapytałem go.
- To z Perth Amboy. - odparł Jon, wskazując na machającego mi Ryśka. - A to ktoś zostawił na dole. - rzekł, wskazując na wózek.
- Ty degeneruchu ty. - skarcił go Tico, chowając za sobą jego pieniądze.
- Ruchu ruchu i dziecko w brzuchu, a potem popylasz w fartuchu! - ożywił się Bon Jovi i zaczął biegać dziko po salonie.
- Co z nim jest nie tak? - westchnął Richie.
- Nie wiem, ale udowadnia, że New Jersey to stan umysłu. - mruknął perkusista, wychodząc z mieszkania.
~ Z perspektywy Joe'go
- Błagam cię, powiedz, że Tony jest tutaj. - jęknęła Brooklyn, wpadając nam do domu. Popatrzyłem po sobie z moimi towarzyszami z kanapy, to jest Cooperem i Osbourne'm.
- Nie ma i nie było go tu. - odparłem nieco zaskoczony. Po chwili pewna myśl zaświtała mi w głowie... - Zgubiłaś go?!
- Nie... ale zostawiłam go wczoraj przed południem z Bolanem, a potem trochę mi się zabalowało i wychodzi na to, że już doba minęła... - stęknęła. - U nas ich nie ma, w dawnym i obecnym domu Rachela też nie... Nie wiem, gdzie ich szukać...
- Nie panikuj, mała. Pewnie są u Tommy'ego. Chodź, zaprowadzę cię tam. - wstałem i ciągnąc ją za rękę, wyprowadziłem na zewnątrz. Szliśmy w milczeniu, aż w końcu doszliśmy do celu. Postanowiłem wejść bez pukania. Ujrzeliśmy śpiącego przed telewizorem opiekuna naszego syna z penisem namalowanym na czole oraz Anthony'ego, który rzucał żelkami w powietrze, a Adler skakał i łapał je buzią, jak pies.
- Jesteście tu sami?! - przeraziła się Allman.
- No... tak. Ale spokojnie, zająłem się Małym i nawet posprzątaliśmy. - wyszczerzył się do niej Stevenek. Tymczasem ja wszedłem do kuchni i z zainteresowaniem obserwowałem to, co dzieje się w zmywarce. Następnie poszedłem do łazienki i z namysłem przyglądałem się pralce.
- Pomyliłeś zmywarkę z pralką. - poinformowałem Popcorna, wchodząc z powrotem do salonu, bowiem perkusista do urządzenia kuchennego powrzucał ubrania, a w pralce tłukły się właśnie naczynia.
- Wiedziałem, że coś za dobrze mi idzie. - zasmucił się on. Brook westchnęła i bez słowa wyszła, zabierając ze sobą Młodego, a ja zastanawiałem się, czy by nie zostać i przypilnować nierozgarniętego blondaska... Stwierdziłem, że mi się nie chce, ale postanowiłem go czymś zająć. Wyciągnąłem z kuchennej szuflady łyżkę i podałem mu ją.
- Błyszczy... - zachwycił się Pudel i z zafascynowaniem ją podziwiał. Uśmiechnąłem się i wyszedłem.
~ Z perspektywy Axla
- Bosze Bosze Boszeeenkooo!! Jak mogłaś zdradzić mnie z Cyyygaaaneeem? - śpiewał pod prysznicem McKagan, doprowadzając mnie do szału.
- ZAMKNIJ, KURWA, TEN KRZYWY RYJ!!! - wydarłem się, rzucając z wściekłością szklanką o ścianę.
- Wyluuzuuj. - powiedział do mnie uśmiechnięty Izzy, brzdąkając coś na swojej gitarze.
- Nie! - naskoczyłem na niego. - Nie da się przy was!
- Weź idź gdzieś się rozładuj; nie wiem, może coś zaruchaj. - doradził mi Stradlin.
- Ale ja nie chcę. Pragnę miłości... - powiedziałem cicho, aż mój przyjaciel z wrażenia wypluł piwo, które właśnie pił.
- Nie pierdol. - zaśmiał się nerwowo.
- Naprawdę. - tupnąłem nogą, upierając się przy swoim.
- W Los Angeles cholernie ciężko jest znaleźć żonę. - podzielił się ze mną swoją mądrością życiową owinięty w pasie ręcznikiem Duff, który wyszedł z łazienki.
- Chuj z tym. Idę jakąś sobie upolować. - warknąłem i wylazłem z domu przez okno. Zeskoczyłem na coś miękkiego.
- Zabić mnie skurwielu chcesz?! - krzyknęło to coś z bólu i mnie z siebie zepchnęło, przez co wylądowałem dupą w krzakach i zobaczyłem, że to Share.
- Co tu robisz? - zdziwiłem się.
- Wcale nie podglądam Duffika, co to, to nie. - zmieszała się.
- Już wiem... Podglądasz mnie. - domyśliłem się i mrugnąłem do niej.
- Nieprawda! - zaczęła energicznie kręcić głową.
- Ależ tak, kochanie. - mruknąłem do niej z łobuzerskim uśmiechem.
- Kurwa... No, skoro stawiasz mnie w takiej sytuacji, to jestem zmuszona przyznać się, że podglądałam Izza. - westchnęła Pedersen.
Spojrzałem na nią z wredną miną i zawołałem głośno: - Izzy, złapałem twoją cichą wielbicielkę na gorącym uczynku!
Wywołany przyjaciel wyjrzał przez okno.
- Że niby Share? - przewrócił oczami.
-A co, gdyby to była prawda? - zainteresowała się basistka.
- To pewnie bym się z tobą bzyknął. - wzruszył Stradlin ramionami i zapalił papierosa.
- Rudy ma rację, weź mnie! - napaliła się Pedersen i szybko wstała.
- No dobra, chodź. - kiwnął na nią palcem Izzy i poszedł w stronę swojego pokoju. Dziewczyna momentalnie wdrapała się do środka i pobiegła za nim w podskokach. Nie minęła nawet minuta, kiedy jego łóżko już zaczęło trzeszczeć, a oni sami jęczeć z rozkoszy. Mlasnąłem i wygrzebałem się jakoś z tych krzaków. Tymczasem w oknie stanęli Duffy i jego pretensje.
- Dlaczego mi to zrobiłeś no? To ja chciałem pierwszy się z nią przespać. - zbulwersował się.
- Z Królem Zajebistości nie wygrasz. - zachichotałem, pomachałem mu i sobie poszedłem.
~ Z perspektywy Paula
- Czy pani w ogóle wie, z kim ma do czynienia?! - wrzeszczał Gene na bibliotekarkę.
- Tak, mam i właśnie dlatego nie wynajmę panu i pańskiemu zespołowi tego budynku. Pracuję tu od 20 lat i przywiązałam się do tego miejsca, więc nie życzę sobie, żeby moc rock'n'rolla to wszystko zaprzepaściła. - odparła stanowczo babka, ściągając okulary i wycierając z nich ślinę basisty.
- Ale pani no... - zajęczałem. - Nie będziemy robić w tym teledysku nic takiego...
- Tak? I może jeszcze mam uwierzyć, że będziecie tu po prostu siedzieć i czytać książki? - popatrzyła na mnie ze zwątpieniem.
- Nawet odłożymy je na miejsce. - wyszczerzyłem się do niej. Wzniosła oczy ku górze i wróciła do przekładania kart. Zmierzyłem ją uważnie wzrokiem i stwierdziłem, że ma gdzieś tak ponad 40 lat. Uznałem, że się poświęcę. - Hmm... Szanowna pani... Przypuszczam, że poza tą biblioteką nie ma pani żadnego życia... A gdybyśmy poszli na układ, że pani zaryzykuje i udostępni nam pani ten budynek, a któryś z nas spędzi z panią noc?... - wymruczałem jej do ucha. Zadrżała, a Simmons paskudnie się skrzywił.
- W sumie... - szepnęła, lustrując moje krocze. Demon pobiegł szybko do kosza na śmieci i zwymiotował.
- No, to jak? - uśmiechnąłem się uwodzicielsko.
- Ach... Zgadzam się... - paniusia się na mnie wyraźnie napaliła.
- Dobra, to robimy tak, że jutro biblioteka jest nasza przez cały dzień, a w nocy przyjdę do twojego mieszkanka i zabiorę cię ponad gwiazdy... - powiedziałem do niej cicho, mrugnąłem i wyszedłem, ciągnąc za sobą Gene'a.
~ Z perspektywy Tommy'ego
Wparowałem wściekły do domu i od razu skierowałem się do mojego pokoju. Usiadłem na łóżku i drżącymi z nerwów palcami zapaliłem papierosa. Wciągałem szybko i gwałtownie dym, przez co gdy do środka weszła Ava, wypaliłem już połowę. Przełknęła głośno ślinę i zamknęła za sobą drzwi. Usiadła powoli obok mnie i położyła mi dłoń na plecach.
- Nie. Dotykaj. Mnie. - wysyczałem. Zadrżała i zabrała rękę. - Czego ty właściwie chcesz, co?
- Ciebie. - wyszeptała.
- Tak? Nie rozśmieszaj mnie. Może chodziło o to, że jestem gwiazdą rocka, a tak naprawdę mnie nie kochasz, co? - zarzuciłem jej.
- Nie, Tommy, wcale nie... Słuchaj, może na początku było tak, że widziałam w tobie tylko rockmana, ale pokochałam ciebie jako człowieka. - powiedziała cicho, spuszczając wzrok na swoje kolana.
- Nie wierzę. Nie wierzę, że mnie kochasz. Gdyby tak było, nie latałabyś ciągle do innego. - mruknąłem, gapiąc się uparcie w ścianę.
- Ja... Pogubiłam się, przepraszam... - zaczęła płakać. Nie chciałem na nią patrzeć.
- A może tobie chodzi tylko o pieniądze? - zapytałem wkurwiony. Zamarła.
- Nie waż się tak o mnie nawet myśleć. - warknęła przez zaciśnięte zęby. Zaskoczony jej nagłą zmianą nastroju, spojrzałem na nią. Dostrzegłem ogromny ból i gniew w jej oczach. - Ale może to wszystko nie miało sensu. - wstała i chciała wyjść.
- Zaufałem ci! - ryknąłem, gdy otwierała drzwi. Zatrzymała się na progu. Popatrzyła na mnie przez ramię.
- Wiem. Dlatego czuję się podle. - wymamrotała.
- Wykorzystałaś to. - jęknąłem, czując, że zbiera mi się na płacz.
- Nie... Ja chciałam to zakończyć, ale nie miałam wystarczająco silnej woli... - spróbowała wyjaśnić.
- Świetnie. Na szczęście ja mam bardzo dużo silnej woli, żeby to zakończyć. - parsknąłem, patrząc w bok.
- Tommy, nie... Proszę... - wyrzuciła z siebie płaczliwym tonem.
- Wynoś się. - burknąłem. - Nie chcę cię widzieć więcej na oczy. Jesteś zwykłą dziwką.
Zerknąłem kątem oka na jej reakcję. Płakała bezgłośnie, patrząc na mnie z rozpaczą. Odetchnęła głęboko, spojrzała na mnie ostatni raz i opuściła pokój, w którym przeżyliśmy razem najcudowniejsze dni w życiu... Położyłem się plecami na łóżku i spróbowałem oczyścić mój umysł z jakichkolwiek myśli.
~ Z perspektywy Rachela
Obudziłem się i usłyszałem smutną rozmową między naszymi Psychical Twins.
- I co, tak po prostu z ciebie zrezygnował? - nie mógł uwierzyć Slash.
- Tak. Właściwie to mu się nie dziwię. - odparła zapłakana Ava.
- Ale... nie wyprowadzaj się, nie zostawiaj nas, proszę... - jęknął Kudłacz.
- Muszę. To jego dom, a on nie chce mnie znać. - chlipnęła.
- On to mówił w gniewie, przestań... Zostań, a jutro porozmawiacie, jak już emocje trochę opadną... - błagał ją dalej Ukośnik.
- Nie. Mam swój honor. - odparła cicho dziewczyna, przyciągając do salonu swoją walizkę. - Mimo, że jestem zwykłą dziwką...
- On tak powiedział?! - wściekł się gitarzysta.
- Daj spokój, czułbyś się tak samo na jego miejscu. - przytrzymała go za ramię bliźniaczka.
- Słuchaj... Ja nie będę ci mówił, co masz robić, ale... Pamiętaj, że jeśli kochasz dwie osoby, to powinnaś wybrać tą drugą, bo gdybyś naprawdę kochała tą pierwszą, nigdy byś się nie zakochała w tej drugiej. - mruknął Mulat.
- Ja... Za wcześnie na takie decyzje... - spuściła głowę Ava. - Myślisz, że chłopaki przyjmą mnie na jakiś czas w Hell House?
- Pewnie... Wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć. Ale wiesz co? Ja i Adler wyprowadzamy się stąd razem z tobą. - zadecydował chłopak.
- Nie, zostańcie, tu macie lepiej... - zaprotestowała dziewczyna.
- Nie, już postanowione. Gdybym teraz zobaczył Lee, to pewnie bym go rozszarpał, a wiem, że gdybym go skrzywdził, to tak, jakbym zranił ciebie.. - wymamrotał Slash, a Ava rozpłakała się już na dobre i w niego wtuliła. W tym momencie z ogródka wrócił Steve.
- Hej, czemu płaczecie? - zmartwił się, podszedł do nich i też się przytulił.
- Popcorn, idź i spakuj mnie i siebie, dobra? Wracamy do Hell House. - zwrócił się do niego Kudłacz.
- Szkoda, tu było fajnie. Ale rozumiem. - odparł blondasek i poszedł na górę po ich rzeczy. Dosłownie po pięciu minutach wrócił z dwoma wypchanymi reklamówkami i obejmując się, wyszli w trójkę, opuszczając to miejsce na zawsze...
Dziękuję za te ponad 3500 wyświetleń. ^^
Swoje 54. urodziny obchodzi dziś nasz Król Zajebistości, Izzy Stradlin. <3 Sto lat, zdolny skurczybyku. :3
Mam nadzieję, że rozdział wzbudził w Was emocje. :D
Blood Red Rachel, dziękuję Ci za akcję z krzakowym kamuflażem, którą razem wymyśliłyśmy z milion lat temu. XD Dedykuję Ci ją oraz całą scenkę pod domem Todda; mam nadzieję, że się podoba. ;)
Skiddie, Karnisz i Adlerek są, nie za dużo, ale chyba zawsze to lepsze niż nic, co? :) Dedykuję Ci wszystkie momenty z nimi. :>
Aniu, a Tobie zadedykuję finalną akcję między Avą a Tommy'm. Cieszysz się z rezultatu ich rozmowy? :')
Myślę, że objętościowo jest tego sporo, przynajmniej takie odnoszę wrażenie, a i jakościowo też chyba jest całkiem dobrze, nie? A Wy co myślicie? :) Anonimie, który to czytasz: Ty też zostaw po sobie komentarz. :)
Kasiu G., a Tobie zadedykuję ostatnią scenę, bo lubisz, jak czasem jest tu poważnie. ;)
Z mojej strony to chyba tyle... Uprzedzam, że zaczynam pracę nad kolejną zakładką, więc kolejna odsłona tej historii może pojawić się dopiero za jakiś czas. :)
Oczywiście,dziękuję <3 :') Jestem ciekawa coś ty znowu wymysliła :')
OdpowiedzUsuńNo już widzisz, co wymyśliłam. XD
UsuńTAAKK!! :DDDDD NARRESZCIE!! :DDDDD
OdpowiedzUsuńTak właśnie myślałam, że to po twojej myśli. XD
UsuńIdealnie wręcz, bo ta kobieta zaczyna mnie wkurwiać :') tylko powiedz, że tak zostanie *-*
OdpowiedzUsuńGrunt, że wzbudza jakieś gorące uczucia. :'D
UsuńO tego nie mogę powiedzieć, musisz czekać. XD
:((( ranisz mnie
UsuńTo ty mnie ranisz. :'( Chcesz, żeby Tommy pozbył się miłości swojego życia. :( I nawet jeśli nie będą razem, to mnie boli to, że ciebie to cieszy. :c
UsuńZły człowieku ty X'D
A mnie boli ta kobieta :c i Todd :c ale ona bardziej :cc nie jestem zła, tylko boląca :ccc
UsuńA wiesz, jaka ja dopiero jestem boląca? Wiesz, jak ja to wszystko przeżywam? XD
Usuń