Rozdział 9: Die For You

"A hundred numbers on my wall
Some with names I sometimes call
(...)

A thousand hours all alone
(...)

Sometimes I shake my head
And laugh to myself
I'd like to start again with somebody else
I'm like a broken toy forgotten on the shelf

(...)

A million memories flood my brain
Drown my sorrow
Kill my pain
(...)

All my neighbors scream for quiet at my door
Shattered glass and torn up photos on the floor
(...)
These cuts are deep but you plead innocent
Are you hell or are you heaven-sent
You're much to cold to know how much
You meant to me, yeah

A billion tear drops fallen from my eyes
But it's just a joke now
And I'm laughing at your lies
You make me hard as rock and now I realize"



~ Z perspektywy Adlera

   
   Siedzieliśmy całym zespołem w budynku wytwórni Geffen. Mieliśmy omawiać ewentualną współpracę. Nadszedł moment decyzji, czy podpisujemy umowę. Axl podpisał z pewnym uśmiechem, Izzy trochę się wahał, ale w końcu łaskawie skrobnął na kartce swoje nazwisko, Duff próbował coś tam czytać z mądrą miną, ale jednak po chwili sobie odpuścił i maznął swoją godność, a Slash uszczypnął się w rękę, żeby sprawdzić, czy to nie sen. Okazało się, że nie, więc z uśmiechem dopisał się pod spodem. Teraz wszyscy popatrzyli wyczekująco na mnie. Ja spojrzałem naprzeciwko, aby się dowiedzieć, co o tym myśli mój tęczowy jednorożec z Krainy Kotów. Był na nie, więc podpisałem. Nie będzie mi zwierzak mówił, jak mam żyć. 


- Będziemy kurwa gwiazdami! - wydarł się triumfalnie Mulat, gdy już wyszliśmy na zewnątrz.
- No. - mruknął "z entuzjazmem" Stradlin.
- Nie ma innej opcji. - stwierdził kategorycznie Rose.
- Mam wrażenie, że o czymś zapomniałem... - podrapał się z namysłem po głowie McKagan.
- Ej chuje! - wydarłem się płaczliwie, bo utknąłem w drzwiach obrotowych.
- No! Wiedziałem, że o czymś zapomniałem! - ucieszył się rozwikłaniem zagadki basista i mnie uwolnił. 
- Ja to chyba jestem wam w ogóle niepotrzebny. - pociągnąłem nosem.
- Nieprawda. - oburzył się Kudłacz. 
- To dlaczego ciągle o mnie zapominacie albo przypominacie sobie dopiero na końcu? - spytałem z wyrzutem.
- To nie tak... my po prostu zostawiamy najlepsze na koniec! - wyplątał się z sytuacji z radością Duffy. Rudy i Król Zajebistości popatrzyli na niego jak na idiotę. 
- No właśnie! A to, że raz jak jechaliśmy do Seattle i zatrzymaliśmy się na stacji, a ty poszedłeś się odlać, i o tobie zapomnieliśmy i sobie odjechaliśmy, to o niczym nie świadczy. - poklepał mnie pocieszająco po plecach Ukośnik. 
- Żeby to było raz.. - chlipnąłem.
- Znaczy.. no jak na plaży cię zakopaliśmy w piasku, a potem wyleciało nam to z głowy i sobie poszliśmy, to przecież nic takiego... - uśmiechnął się do mnie przepraszająco Duffik.
- Ta. Dobrze, że był przypływ, to spłukało ze mnie piasek i mogłem się wygrzebać. - burknąłem obrażony. - Ale to przecież nie wszystko!!
- No dobra no.. Mówisz o tym razie, kiedy dosypaliśmy ci środków nasennych do piwa, a potem zapomnieliśmy cię obudzić i pojechaliśmy na koncert bez ciebie? - pocierał się po brodzie zmieszany gitarzysta.
- To było mega. - wyszczerzył się Izz. - Przypomnieliśmy sobie dopiero, jak rozstawiliśmy perkusję, a ciebie za nią nie było. 
- A jak Wiewiór zamknął mnie w pralce, a wy to widzieliście, ale mnie stamtąd nie uwolniliście, a potem zapomnieliście i mnie wypraliście??! - wyrzucałem z siebie wszystkie żale.
- No Steven no... - Duff zrobił minę smutnego psiaczka.
- On chyba czuje się niedowartościowany. - przewrócił oczami wokalista.
- Ale trochę racji ma... nikogo innego nie wrzucasz do kontenera na śmieci.. - stwierdził zamyślony Izzy.
- Sam się prosił. - wzruszył ramionami Axl.
- On tylko powiedział do ciebie: "Cześć". - zmarszczył czoło gitarzysta rytmiczny.
- No a śmietnik tak kusząco sobie stał obok... - rozmarzył się Rose.
- Dobra, pora to zmienić! Jesteśmy zespołem i wszyscy są sobie równi. - oznajmił stanowczo McKagan. - Wszyscy. - dodał z naciskiem, patrząc na Rudzielca.
- Ale ja nie jestem 'wszyscy'. - zaprotestował Rudy.
- Kurwa no!! - wyszedł z siebie basista i przerzucił sobie gwałtownie Wiewiórę przez ramię. Zaniósł go do najbliższego kontenera i z wściekłością wrzucił naszego lidera do środka. Roześmialiśmy się. Jakby tego było mało, Dryblas jeszcze kopnął z całą siłą w śmietnik, przez co ten się wywrócił i w naszą stronę popłynęła góra odpadów z wokalistą na czele. Axl zatrzymał się głową na nodze Stradlina.
- Ej, znalazłem kostkę od Hendrixa. - powiedział i podał zdobycz Slashowi. 



~ Z perspektywy Sebastiana

   Siedząc przy kuchennym stole, wpatrywałem się z namysłem w mój różowy kubek wypełniony kakałkiem.
- Bo ci wystygnie. - powiedział Vince, który stał na korytarzu przed lustrem i robił sobie makijaż. Wzruszyłem ramionami. Po chwili do kuchni weszła Ava w koszuli Tommy'ego. Wyciągnęła z lodówki sok i usiadła naprzeciw mnie.
- Masz mi to wszystko za złe, co? - uśmiechnęła się smutno, patrząc na mnie.
- No... tak. Bo zraniłaś moich dwóch przyjaciół. Jednego przepraszasz już dwie noce, słychać to bardzo głośno i wyraźnie w całym domu. Ale z drugim nie raczyłaś nawet porozmawiać. Mierzi mnie to. - oznajmiłem z przekąsem.
- Ach... Wiem, że powinnam z nim porozmawiać i obiecuję, że to zrobię... Tylko nie umiem się do tego zabrać. - westchnęła, patrząc za okno.
- Tylko nie zapraszaj go tutaj. Nie ścierpię gnoja. - warknął Neil, podkręcając rzęsy.
- Vince... On ci nic nie zrobił! - skarciła go dziewczyna.
- Ugh... No niby tak, ale i tak go tu nie chcę. Lee tym bardziej, a to jego dom, więc raczej powinnaś się z nim spotkać na neutralnym gruncie. - doradził jej wokalista.
- Uch... i jeszcze muszę wyjaśnić Tommy'emu, dlaczego chcę się spotkać z Toddem... Rozmowy, rozmowy i rozmowy... Wszyscy chcą mnie dobić. - jęknęła Ava i położyła się twarzą na stole.
- Ja naprawdę nie rozumiem, czemu większość osób nie umie i nie lubi rozmawiać o uczuciach. - zastanowiłem się na głos.
- Hmm... My jako muzycy mamy o tyle lepiej, że zawsze możemy przekazać to poprzez piosenkę. - powiedział Neil, odkładając błyszczyk i siadając obok nas.
- To nawet znaczy więcej niż słowa... - zamyśliłem się.
I drop a coin and watch it fall
Tryin' to get connected to you... - usłyszeliśmy nagle.This is the longest night on my own
Lying here thinking of you...
Baby, I could have been someone
I could have been something
It would have been nothing to die for you
Baby, you're going to need me
You'd better believe me
It would have been easy to die for you

Just another night to get through
Well, I couldn't stand to see your pictures anymore...

- Co... - zająknęła się Ava i otworzyła okno. Na podjeździe siedział Kerns z gitarą i sobie to śpiewał.. 

patrząc wprost na nią. Uśmiechnął się do niej krzywo, wstał i powoli odszedł. 

- Mówiłem... - burknął pod nosem Vince, gapiąc się uparcie w stół. 

Dziewczynie łzy zamigotały w oczach. Osunęła się i oparła plecami o szafkę pod zlewem. 

Siedzieliśmy tak w trójkę milcząc i zastanawiając się, czego właściwie byliśmy właśnie świadkami, 

gdy ktoś wszedł do domu. 

- Hej, zrobię wam coś do jedzenia! - przywitał nas Jon i bezceremonialnie zaczął wyciągać sprzęt

kuchenny oraz owoce z miski. - O, sałatkę owocową wam zrobię! - ucieszył się. Wpakował wszystko
do miksera i go włączył... Tylko coś poszło nie tak, bo wybuchło. Maszyna wraz z zawartością i 
Bon Jovi'm zaczęła dymić. Po chwili osłupienia wokalista wzruszył ramionami i przesypał owocki do
miski. Postawił ją przede mną i uśmiechnął się zachęcająco. Popatrzyłem na sałatkę z lekkim 
przestrachem. Ku mojemu szczęściu do pomieszczenia wszedł Lee i zgarnął spalone owoce dla siebie. Wyciągnął łyżkę z szuflady i rozpoczął konsumpcję. Przegryzł pierwszą porcję - strasznie zachrzęściło. 
- Mm... Jakie świeże... I chrupiące... - pochwalił Jona. Ten się rozpromienił i z wrażenia strącił mój kubek ze stołu. 
- Potworze ty... - wysyczałem. 


~ Z perspektywy Share

   Muszę przyznać, że gdy rano zaspana weszłam do kuchni, zastałam uroczy widok. Janet siedziała na kolanach Rachela i karmiła go orzeszkami. Uśmiechnęłam się do nich i zaczęłam przygotowywać sobie kawę.
- Będę się musiał zbierać pomału do pracy. - powiedział Bolan.
- No trudno. - westchnęła Gardner.
- Mogę iść z tobą? - zapytałam prosząco.
- A po co? - zdziwił się.
- Chcę zobaczyć, jaki z ciebie nianiek. - wyszczerzyłam się do niego. Przewrócił oczami i zgodził się. Pół godziny później hasaliśmy już sobie wesoło w kierunku domu pracodawczyni basisty. Po drodze wyjebałam się z dziesięć razy, ale w końcu dotarliśmy. Rach uznał, że może wejść bez pukania i wbił radośnie do środka. Chciałam pójść jego śladem, ale potknęłam się o próg i runęłam jak długa tuż przed dość młodą blondynką.
- Brooklyn jestem, miło poznać. - roześmiała się.
- A ja Share. - mruknęłam z uśmiechem, podnosząc się i podając jej rękę.
- Rachel, zajmij się Anthony'm, albo go gdzieś zabierz, to już jak uważasz, a ja idę zgubić się na zakupach. - westchnęła.
- Jak chcesz, to mogę służyć ci za przewodnika. - zaofiarowałam się.
- Och, z chęcią skorzystam! - ucieszyła się na moją propozycję. Zostawiłyśmy Małego pod opieką Bolanka i wyszłyśmy.
- To czego dusza pragnie? - zwróciłam się do kobiety.
- Nie dusza, a ciało: coś bym na obiad kupiła. - stwierdziła.
- To mięsny. - zdecydowałam i poprowadziłam ją w odpowiednim kierunku. Wchodzimy, a tam za ladą Rob w różowym fartuszku wpieprza szynkę.
- O kurwa! - parsknęłam śmiechem i zaczęłam zwijać się w spazmach na podłodze.
- O co chodzi? - zdziwiła się blondynka.
- Śmiej się, śmiej, Pedersen, ale rabatu ci nie dam. - burknął obrażony, czym spowodował u mnie jeszcze większy atak głupawki.
- To wy się znacie? - zainteresowała się Brook.
- Tak. - wystękałam, ocierając załzawione kąciki oczu. - To Rob, kumpel z zespołu Bolana, a to Brooklyn, matka dziecka, którym Rachel się opiekuje. - przestawiłam ich sobie.
- O Hendrixie Wszechmocny... Ciągle natrafiam na muzyków. - westchnęła kobieta i zaczęła wybierać wędliny.
- Też gram w zespole rockowym. - uprzedziłam ją. Sapnęła i zaczęła narzekać na swój los, a Affuso próbował wypełniać sumiennie swoje obowiązki, jednak użycie maszyny do krojenia najwyraźniej przerastało jego możliwości. Męczył się biedny, aż w końcu kawałek mięsa, z którym się szamotał, wyskoczył przez witrynę. Popatrzył za nim skonsternowany.
- Przecież to było mrożone. - zachichotałam. - Ty w ogóle wiesz, co robisz?
- Nie. - przyznał on smętnie. W tym momencie do sklepu wszedł wokalista Aerosmith, trzymając w ręku schab.
- Chyba coś ci uciekło. - zawołał do Roba i rzucił mu jego zgubę. Po chwili jego uwagę przykuła Brooklyn.
- Allman?! No nie wierzę! - wrzasnął entuzjastycznie i ją wyściskał. 
- Musimy opić wasze spotkanie po latach! - krzyknął wesoło Sambora, który wyczołgał się nagle spod lady. Powiesił na drzwiach tabliczkę 'Zamknięte', przyniósł z magazynu skrzynkę wódki i zaczęliśmy pić, przegryzając sobie kiełbasą.


~ Z perspektywy Nikki'ego

   Siedziałem na blacie kuchennym i z zainteresowaniem przyglądałem się temu, co rozgrywało się w moim salonie. Rachel udawał ślimaka z kupką moich ubrań na plecach, a ten dzieciak, którym się zajmuje, Tony, śmiał się z niego i klaskał. Urocze.
- Fajnie by było mieć taką rodzinkę. - uśmiechnąłem się do Micka. On z wrażenia aż upuścił butelkę wody, którą właśnie wyciągał z lodówki.
- No nie wierzę... Nikki Sixx chce się ustabilizować? - popatrzył na mnie z powątpiewaniem.
- Czemu by nie? - wzruszyłem ramionami. - Chyba już najwyższa pora..
- Odszczekaj to! - wrzasnął nagle gitarzysta i zaczął mną potrząsać za ramiona. Zachichotałem. 
- Co tu się dzieje? - zapytała ze śmiechem Kath, która właśnie schodziła po schodach. 
- Nic. - zagwizdałem niewinnie. 
- Znam to twoje nic. - mruknęła z pobłażaniem i napiła się z porzuconej przez Marsa butelki. 
- Bo on chce mieć z tobą dzi... - zaczął Mick, ale wepchnąłem mu szybko jabłko do gęby, żeby nie dokończył. 
- Nie wnikam. - westchnęła moja dziewczyna i poszła dołączyć się do Bolana i Młodego. Usiadła przy nich i zaproponowała nową zabawę. Przystali na nią, więc wkrótce na parkiecie zalśnił piękny pentagram z ketchupu. Patrzyłem na nich z wzruszeniem, gdy zaczęli wzywać piekielne moce...


~ Z perspektywy Davida

   - Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł... - mruknąłem.
- Nie pękaj, stary! - poklepał mnie pocieszająco po plecach Leo. - To świetny pomysł!
- Ale w sumie... Po co to robimy, skoro mamy pieniądze? - zastanowił się głośno Alec.
- No... Wy macie, ale my nie bardzo... - burknął Tom, patrząc na nas oskarżycielsko. 
- Jakoś to będzie! - stwierdził wesoło Sabo.  - To wbijamy na raz... dwa... trzy!!
Obciągnęliśmy twarze kominiarkami i wpadliśmy gwałtownie do środka. 
- Ręce do góry! - zaczął wrzeszczeć Keifer, machając w stronę pracowniczki banku swoją bronią.
- Proszę pana... ale to banan.. - powiedziała zdegustowana, patrząc na niego jak na wariata.
- A to jest kurwa napad! - krzyknął Such i zajebał ochroniarzowi, przez co ten stracił przytomność. 
- Jak się otwiera ten sejf?!.. - wystękał Leo, ściskając rozpaczliwie ramionami metalową skrzynkę.
- To jest lodówka. - westchnął Snake. - I może spróbuj pociągnąć za klamkę? 
Hipis ostrożnie zastosował się do rady naszego kumpla i udało się. 
- Ktoś chce mrożoną herbatkę? - zapytał z uśmiechem, wyciągając cenne butelki ze środka.
- Ja chcę piniondze na wzmacniacz Marshalla!! - zawył Dave i rozjebał siekierą najbliższą kasę. Wszędzie zaczęły fruwać banknoty. Pochwyciłem je w siatkę na motyle pożyczoną od Franka i radośnie wybiegłem na zewnątrz.


~ Z perspektywy  Alice'a

   Ehm... No i po co ja właziłem do pokoju Stanleya? Mogłem pozostawać w 

błogiej nieświadomości, jak on sobie to wszystko urządził, ale nie... Zachciało mi się 

odwiedzać współlokatorów... Nigdy więcej. Nigdy.



- Czemu zawdzięczam twoją wizytę w mojej komnacie? - zapytał mnie wesoło Paul.
- Mojej głupocie. - westchnąłem. - Chciałem się zintegrować... 
- Zapraszam. - wyszczerzył się i poklepał zapraszająco łóżko.
- Nie o taką integrację mi chodzi. - wystraszyłem się i uciekłem. Na schodach wpadłem na Gene'a i stoczyliśmy się razem na dół, wypadając przez drzwi wyjściowe wprost na właśnie wchodzącego Ozzy'ego.
- Co kurwa?! - wrzasnął, trzymając się za obolałe czoło.
- Różnie to w życiu bywa. - wzruszył ramionami Simmons, wygrzebał się spod nas i wrócił do domu. 
- Nudzi mi się. - jęknąłem.
- To się rozbierz i pilnuj ubrań. - burknął Osbourne, zepchnął mnie z siebie i wstał. 
- Ech... nikt mnie nie rozumie. - westchnąłem. 
- Może nie mówisz po angielsku? - parsknął on.
- A idź pan w chuj. - mruknąłem obrażony, wstałem i wkładając ręce w kieszenie, odszedłem w bliżej nieokreślonym kierunku. 


~ Z perspektywy Brenta

   Właśnie szykowaliśmy się na występ, kiedy zorientowaliśmy się, że Frankie nam gdzieś nawiał. Teraz lataliśmy rozgorączkowani po backstage'u, szukając młodego. 
- No i co to będzie? - lamentował Todd, prawie płacząc. 
- Ej, znalazłem go! - zawołał wesoło Myles. Podążyliśmy do niego i zobaczyliśmy naszego gitarzystę śpiącego sobie smacznie w szafie. 


- Cwaniak. - zachichotałem. 
- Wstawaj, chujku! - wrzasnął Kerns i kopnął w tą prowizoryczną garderobę, przez co wywaliła się z hukiem. 
- Jeszcze pięć minut, mamo... - powiedział zaspany Sidoris, wtulając się w moją kurtkę. 
- Coś nie w sosie jesteś... - mruknął Kennedy do Dammita. - Trzeba to zmienić! - krzyknął radośnie, wyciągając z kieszeni buteleczkę sosu do hamburgerów i  sikając nim w niego. Basista się wściekł i zaczął go gonić. 
- Tylko my jesteśmy normalni. - pożaliłem się pogrążonemu we śnie Juniorowi. Po chwili namysłu wetknąłem mu pałeczki do dziurek w nosie.


~ Z perspektywy Scotti'ego

   Babcia mi powiedziała, że przyjeżdża się nami zająć. No i co ja teraz zrobię? Jak ja powiem chłopakom, że przeze mnie zwala im się na głowę stara baba? Chociaż... no tak. Ona w dupie ma troskę o mnie, pewnie robi to dla Snake'a... Jak żyć no? No jak no? Jak to tak? Nie no... 
Poszedłem na przystanek ją odebrać. Przyjechała razem z moją starszą siostrą. Oczywiście nie mogły normalnie ze mną pójść do naszej szopy, a skąd... Musiały po drodze zajmować się tym, co zwykle...


I weź tu żyj człowieku. Całe życie z pojebami...Ale gdybyście się zastanawiali, czemu czasem mi odwala, to wiedzcie, że z racji rodziców pracujących na dwóch etatach to właśnie ta kobieta mnie wychowała. Dziękuję za uwagę. 
W końcu jakoś dotarliśmy do domu. Zamówiliśmy pizzę i czekaliśmy na Sabo, żeby zrobić mu niespodziankę. 


~ Z perspektywy Tico

   Razem z Joey'em i Jan biegaliśmy nago po ulicy. O, patrzcie na kogo się natknęliśmy. Chyba nieco zdegustował ich nasz widok...




- Czemu? - zapytał skrzywiony Joe.

- Żeby uwolnić się z niewolniczych pęt ubrań! - wykrzyknąłem, hasając naokoło nich.

- W sumie śmieszna ta wasza faza. - uśmiechnął się chytrze Steven. - A uprawiacie... wolną miłość?

- O tak. - rozmarzyła się gitarzystka, kładąc się na namiastce trawnika i zakładając ręce za głowę.

 Tyler zlustrował ją uważnie wzrokiem, po czym podszedł, usiadł obok niej i zaczął wodzić palcem 

po jej brzuchu. Dziewczyna wyraźnie zadrżała z podniecenia, ale nic nie robiła, czekając na kolejny 

ruch wokalisty.

- Dzieci nie powinny czegoś takiego oglądać. - mruknął do nas Perry, po czym machnąwszy ręką na 

zajętego przyjaciela, spuścił wzrok na swoje buty i odszedł z pochyloną głową. Zabawne, że nazwał 

nas dziećmi, skoro sam szedł tak, by nie nadepnąć linii między kostkami 

chodnikowymi...Wzruszyłem ramionami i miałem zamiar wesoło sobie odbiec, zresztą uczyniłem 

kilka pierwszych kroków, ale przypomniałem sobie o istnieniu Tempesta, który siedział smutny na 

krawężniku, pociągając nosem, a to dlatego, że się o niego potknąłem. Znaczy smutny był zanim na 

niego wpadłem, ale teraz jeszcze bardziej, bo wbiłem mu kolano w żebra.

- Przepraszam. - zmitygowałem się, szybko wstając i wyciągając ku niemu dłoń.

- Wszystko mi jedno... - westchnął rozczarowany, zerkając kątem oka na Kuehnemund i Stevena.

- Nie przejmuj się; ona nie wie, co straciła. - pocieszyłem go, dostrzegając nagle w nim piękno...

- No nic... nie można mieć w życiu wszystkiego. - uśmiechnął się niemrawo. - To chodźmy gdzieś. -

 powiedział, ciągnąc mnie za dłoń. Zrobiło mi się gorąco, a na policzkach wykwitły rumieńce...

- Gdzie tylko chcesz... - wyszeptałem zauroczony. Zaśmiał się, myśląc, że żartuję. Jaki on miał cudny

 śmiech... No i wpadłem. Znaczy nie, że się zakochałem, tylko do otwartej studzienki kanalizacyjnej.



~ Z perspektywy Tommy'ego

   Chyba mogę powiedzieć, że nie widziałem świata poza Avą. Potrafiłem gapić się na nią 

godzinami... i nigdy nie było mi dość.

- Mówią, że miłość zaczyna się wtedy, gdy mając kobietę w łóżku, wolisz się na nią patrzeć, zamiast

 uprawiać seks. - uśmiechnęła się do mnie znad czytanej książki. Zerknąłem na tytuł: "Wielkie 

nadzieje" Charlesa Dickensa.

- O nie. Zaczyna się wtedy, gdy ona na twoje "Znamy się?" odpowiada arogancko: "Nie, ale zawsze 

możemy się poznać." - zachichotałem. - I niekoniecznie wolę ci się bezczynnie przyglądać...

Przewróciła oczami, śmiejąc się. Po chwili spoważniała.

- Tommy... muszę porozmawiać z Toddem. - powiedziała. Spiąłem się, ale robiłem dobrą minę do złej gry.

- Ach tak? - mruknąłem lekceważąco.

- No... nie byłam wobec niego w porządku i powinnam go przeprosić. - wyjaśniła, mrużąc badawczo

 oczy. Czekała na moją reakcję.

- Przecież nie musisz się mnie pytać o pozwolenie. - wzruszyłem ramionami z wymuszonym uśmiechem.
- I nie pytam. Informuję cię tylko, żebyś się nie martwił, że poszłam do niego w jakimś innym celu. - 

odpowiedziała, zamykając książkę.

- Ufam ci. - stwierdziłem, kładąc się na poduszce i zamykając oczy.

- No ja myślę. - wyszeptała słodko, pocałowawszy mój policzek, po czym wstała i opuściła pokój,

zostawiając mnie sam na sam z niespokojnymi myślami... i dziwnymi malowidłami na ścianie autorstwa naszych współlokatorów.


~ Z perspektywy Avy

   Wyciągnęłam od Roxy adres Kernsa i trochę zdenerwowana poszłam z nim porozmawiać.

 Stanąwszy pod odpowiednimi drzwiami, zapukałam. Po minucie się otworzyły, ukazując nieco 

zaskoczonego moim widokiem chłopaka. Uniósł brew i gdy otworzyłam usta, by coś powiedzieć, 

zamknął mi przed nosem. Mogłam się tego spodziewać.

- Todd, chcę porozmawiać! - krzyknęłam prosząco.

- Ale ja nie chcę! - odwrzasnął z głębi mieszkania.

- No to mamy konflikt interesów. - burknęłam i sama sobie pozwoliłam wejść do środka. W kuchni 

ujrzałam siedzących przy stole Dammita i Coopera.

- To ty zainspirowałaś go do napisania tej genialnej piosenki? - zwrócił się do mnie Alice.

- Tej, którą śpiewałeś mi dzisiaj pod domem? - zapytałam Kernsa. Zacisnął usta i pokiwał twierdząco 

głową. - No to tak. - odpowiedziałam wokaliście.

- Stary, błagam, sprzedaj mi ją. - wyjęczał zniecierpliwiony Cooper. Widocznie negocjacje trwały już

 od jakiegoś czasu.

- Pod warunkiem, że wraz z nią zabierzesz ode mnie te wszystkie emocje. - mruknął Todd, patrząc w bok.
- Nie potrafię. - westchnął Alice. 

- Wróć do mnie za pięć lat. Może wtedy już się od tego wszystkiego uwolnię. - powiedział Dammit, 

chowając głowę pod ręcznikiem. Był spocony, jak gdyby dopiero co grał koncert.

- No i wrócę. - obiecał wokalista, ściskając jego rękę, a chwilę potem już go nie było.

- Przepraszam. To wszystko moja wina. - wyszeptałam.

- Naprawdę nic...? - spytał cicho Kerns.

- Ja... Wybacz, kocham tylko jego... Fantastycznie spędziłam z tobą czas, a pocałunek był świetny

 technicznie, tylko że nie wzbudził we mnie żadnych emocji... Byłam podła, że cię wykorzystałam,

 żeby sprawdzić własne uczucia... - popatrzyłam na niego przepraszająco.

- No. - burknął obrażony. Ok, miał prawo strzelić focha. Popatrzył na mnie uważnie, po czym dodał: -

 Uhm... A nie pomyślałaś, że to nie tylko zraniona duma? Że może mi na tobie zależy?

Przełknęłam głośno ślinę i głęboko odetchnęłam. Starałam się nie pokazać po sobie, że

 odwzajemniam jego uczucia. Bo... taka była prawda. To nie tak, że nic nie poczułam. Po prostu 

wybrałam Tommy'ego. Absolutnie nie żałowałam swojej decyzji, jednak ciężko mi było udawać

 przed Dammitem, że nie jest dla mnie kimś więcej niż tylko kumplem.

- Ja... - zaczęłam z bólem w oczach, ale nie dane mi było rozwinąć tej wypowiedzi, ponieważ Todd 

namiętnie mnie pocałował. Tym razem moje kolana zmiękły i poddałam się jego woli, a przede

 wszystkim zmysłom kierującym ciałem...


~ Z perspektywy Kath

   Wpatrywałam się w stojącą w otwartych drzwiach Avę i zastanawiało mnie, czy ona kiedykolwiek

 nauczy się rozumu.. 

- Jak to: prawie przespałaś się z Toddem? - zapytałam cicho, żeby oglądający telewizję Nikki tego nie usłyszał.

- Normalnie. Lecę na niego. - jęknęła. Westchnęłam i wpuściłam ją do środka. Usiadłyśmy przy

 kuchennym stole.

- A Tommy? - syknęłam z wyrzutem.

- Powiedział, że mi ufa.. Jak ja mu teraz spojrzę w oczy? - ukryła twarz w dłoniach.

- Nie wiem, kochana, ale sama sobie nawarzyłaś tego piwa. - nie kryłam swej złości. W tym

 momencie zadzwonił telefon. Basista zwlókł się z kanapy i odebrał.

- Uhm... No cześć, Slash... Tak, kopsnę ci działkę... Nie, nie musisz dawać mi kasy... Nie, nie wiem,

 gdzie jest Izzy... Nie, nie wiem, gdzie jest wódka Duffa... Steven, oddaj mu słuchawkę... Że co z 

Lee? Jak to zwinął się w kłębek, płacze i słucha Doorsów?... Ale przecież Ava jest u nas, a nie u 

Kernsa... Weź mu to powiedz, co?... Ej, daj mi go najlepiej do telefonu... Kurwa, Adler, mówiłem,

 żebyś nie zabierał słuchawki Slashowi... Tommy? No, A jest u nas i chyba zostaje na noc... Nie 

wiem, zapytam. - przysłonił na chwilę telefon dłonią i zwrócił się do mojej przyjaciółki: - Zostajesz u

 nas na noc? - Ava pokiwała twierdząco głową. - A on może tu przyjść? - tym razem dziewczyna 

pokręciła głową. - Chyba chce od ciebie odpocząć czy coś w tym stylu... - powiedział z powrotem do

 słuchawki. - A ja wiem? Może ją wymęczyłeś... Nie, skąd, wcale się nie nabijam... Popcorn, oddaj 

ten telefon... Nie, nie widziałem twojego jednorożca... A nie, czekaj... Chyba właśnie rozjebał się na

 szybie... Brachu, no nie moja wina, że blondasek się rozbeczał... Sam się prosił noo... Hmm... W 

sumie to mogę do was przyjść, bo skoro A zostaje, to nici z seksu... No, to zaraz będę. - w końcu się

 rozłączył, a ja chichotałam. Pocałował mnie z uśmiechem na pożegnanie i wyszedł, zostawiając mi 

na głowie zagubioną w swych uczuciach przyjaciółkę. 




Cześć kochani. ^^ Dziękuję za te ponad 3000 wyświetleń. <3 A także za dwa pierwsze krytyczne komentarze. ;)

Ze względu na owe krytyczne opinie uznałam, że napiszę kilka zdań na ten temat. Po pierwsze i

 najważniejsze: JESZCZE SIĘ TAKI NIE NARODZIŁ, KTÓRY BY WSZYSTKIM 

DOGODZIŁ. XD 

Te banalne zdania, jakimi tą całą historię opisuję, to świadomy zabieg artystyczny. Bawi mnie

 taki styl pisania i kieruję bloga do osób, które mają podobne poczucie humoru do mojego. :) 

Normalnie piszę w całkiem inny sposób, ale to jest akurat tu nieważne. Nie będę tego zmieniać,

 ponieważ to nie jest brane przeze mnie na poważnie i nikt nie powinien tego tak traktować. Ja 

tu po prostu się bawię i jeśli Ty też, to fajnie. Jak nie, zostaw negatywny komentarz, ale nie 

wypominaj mi, że to się nie nadaje do publikacji.  Dziękuję za uwagę.


Skiddie, proszę, specjalnie dla Ciebie całe "~ Z perspektywy Adlera". :* 



Blood Red Rachel, Tobie dedykuję rozmowę telefoniczną Nikki'ego, scenkę z Frankiem śpiącym w szafie oraz akcję babci Scotti'ego. :') Pozwoliłam sobie wykorzystać uzyskany od Ciebie gif z Sebusiem i pomysł z Bolankiem jako ślimakiem. :'D Dziękuję Ci za te wszystkie instagramowe komentarze, dzięki którym przychodzą mi do głowy takie poronione pomysły jak napad na bank. X'D

Zachęcam do zapoznania się z zakładką 'Kącik poezji Dammita': http://psychotherapywithmisunderstood.blogspot.com/p/kacik-poezji-dammita_22.html
Niedługo powinna powstać kolejna. ;)

Zakładka 'BOHATEROWIE' znowu jest zaktualizowana, zapraszam do uzupełnienia informacji. ;) 

Jeśli jesteście moimi czytelnikami, koniecznie polubcie na Facebook'u blogową stronkę, z którą bez problemu będziecie na bieżąco: https://www.facebook.com/Psycho-Therapy-with-Misunderstood-Fanpage-1279018345445507/?fref=ts

48. lat kończy dziś Mr. Sebastian Bach! <3 Wszystkiego najlepszego krejzolu! :3

Jak tam wrażenia po pierwszym reuniononowym występie Gunsów? :) U mnie całkiem pozytywne. ^^

Zapraszam do zostawienia po sobie śladu - nie, nie nasrania, tylko wystukania kilku słówek o tym tekście. :D




Komentarze

  1. JEEEEEEEEEEEEEEEJ ^^ Dziękuję <3 czudne to było ^^ szkoda mi tego Adlercia :c no a co do tego wywodu na temat negatywów...jak ja sie kurwa ucieszyłam,że jest ktoś tak nienormalny jak ja :') kocham cię :')

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pfuuuu ! nie Adlercia! Tempesta! xD

      Usuń
    2. Dziękuję. <3
      No, biedny Joey. :') Ale może znajdzie miłość z kimś innym... ;)
      Też się ucieszyłam, że jest ktoś taki nienormalny jak ja (czyli ty). XD

      Usuń
    3. <3 <3 <3 <3 <3 <3 :')

      Usuń
  2. Uwielbiam twojego bloga!
    Nie wiem skąd bierzesz pomysły, ale są rewelacyjne*.*
    A myślałam,że nic mnie już nie zaskoczy XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. <3 Cieszy mnie, że się podoba. :) Też nie wiem, jak można mieć tak chorą wyobraźnię, żeby rodziła takie pomysły. :')

      Usuń
  3. Ja zakochałam się w stylu jakim pisany jest ten blog. Od samego początku czytając kolejne części niejednokrotnie miewam ataki śmiechu ale cieszę się z tego że momentami robi się całkiem poważnie. A jak ktoś krytykuje to jak napisany jest blog to najwidoczniej jest zbyt wąski w rozumie żeby pojąć że tu chodzi o fun :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. <3 Cieszę się, że dla Ciebie wszystko jest zrozumiałe, bo to oznacza, że to nie jest tak, że nie potrafię zobrazować słowami tego, co mam na myśli. ;) I mam nadzieję, że wciąż będzie Cię ta historia bawiła i wciągała, niezależnie od tego, ile jeszcze potrwa, ale raczej jeszcze BARDZO długo. :D

      Usuń
  4. Ja zakochałam się w stylu jakim pisany jest ten blog. Od samego początku czytając kolejne części niejednokrotnie miewam ataki śmiechu ale cieszę się z tego że momentami robi się całkiem poważnie. A jak ktoś krytykuje to jak napisany jest blog to najwidoczniej jest zbyt wąski w rozumie żeby pojąć że tu chodzi o fun :D

    OdpowiedzUsuń
  5. 1. Mniejszej czcionki nie było? xDD
    2. No co Ava znowu kuźwa?!?! Ja pieprze, ja tego nie wytrzymam :''''( jakie to podłe :''((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Jest mniejsza. XDD A tak serio, jestem zjebem technicznym i musiałam taką dać, bo mi przycinało ogonki liter z wersów. :')
      2. A któż zrozumie kobietę?... :P Musisz wytrzymać i poczekać na dalsze wyjaśnienie sytuacji. ;) Podłe, albo zagubione... No ale to już miej własną ocenę postaci. :)

      Usuń
    2. Ale skoro Ci to tak przeszkadzało, to wróciłam do rozwiązania z poprzednich rozdziałów, czyli odstępów, które powodują, że tekst na komórkach dziwnie się wyświetla. :')

      Usuń
    3. To w ogóle było wredne i chamskie :''(( może nie ze strony Avy, ale ze strony Todda (tym razem, bo poprzednim faktycznie Avy) bosz, prawie jak w telenoweli xd

      Usuń
    4. Hm.. Czy ja wiem, czy Todd jest winny? No bo co niby on zrobił złego? Że walczy o uczucia dziewczyny, na której mu zależy? Przecież nie jest przyjacielem Tommy'ego, więc to nie jest jakaś zdrada z jego strony. No i wciąż do niczego nie zmusza Avy. To ona okłamała i jego, i Lee, że wcale jej na Kernsie nie zależy.

      Usuń

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcecie, żeby Rose was wypatrzył przez rolkę od srajtaśmy i nasłał na was Paula na kosiarce, to zostawcie po sobie komentarz. Nawet króciutki. Nawet negatywny. Po prostu żebym wiedziała, że obchodzi was to, co piszę.

Popularne posty z tego bloga

Naleśniki z Nutellą i lodami

Bohaterowie

Rozdział 19: Blame It On The Love Of Rock And Roll