"Cudna Kanada"
No cześć. To znowu ja. Cieszycie się?
Powyżej fotka z czasów, gdy jeszcze mieszkałem w Kanadzie... To pośrodku to Sebek. Wiem, że nie wygląda, ale uwierzcie mi, to on. To w białej piżamce to starszy brat Brenta, z którym się kumplowaliśmy. Szkoda, że nie wyjechał z nami... Ale tak to już w życiu bywa. Chyba zabrakło mu odwagi. Nam nie, więc jesteśmy znacznie bliżej realizacji naszych marzeń niż on.
Czas przytoczyć mój kolejny wiersz. Tym razem jest to poemat opiewający naszą ziemię ojczystą. Wygłosiłem go w pizzerii, wspominając dawne czasy z Bachem i Fitzem. Myles coś tam jojczył, że to dzicz, ale kto by go słuchał. Roxy nasze historyjki się podobały. Oto wspomniany powyżej utwór:
"Cudna Kanada"
Kanado, ojczyzno moja!
Tyś piękna niczym świrnięta zakrętka!
Ktoś zapyta: a cóż to?
A ja odpowiem: włóż to.
Schowaj w swym umyśle
Niczym w skiśniętym maśle.
Proszę, zabierz mnie do domu,
Gdzie dziewczyny są zielone,
A trawniki piękne.
Zwierzyć się nie mam komu,
Bo wszystko to to popierdolone,
I w piwnicy zamknięte.
Gdy ma się psychicznych przyjaciół,
Trzeba ugotować im rosół.
Pyszną zupkę z kurki,
I do tego dać im ogórki.
Wtedy wyzdrowieją, ocipieją i do Kanady cię zabierą.
Oto historia chaotyczna,
Lecz jakże poetyczna.
Wszystko było improwizowane,
I przez to niedojebane.
Brent twierdzi, że mam talent. Hm.. Ja uważam, że po prostu odrobinę sprytu i oczytanie. To wystarczy na takie niewyszukane rymy.
Na dzisiaj ode mnie tyle.
See you soon, bitches!
Komentarze
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcecie, żeby Rose was wypatrzył przez rolkę od srajtaśmy i nasłał na was Paula na kosiarce, to zostawcie po sobie komentarz. Nawet króciutki. Nawet negatywny. Po prostu żebym wiedziała, że obchodzi was to, co piszę.