Rozdział 4: I'll Sleep When I'm Dead

"Seven days of saturday 
Is all that I need 
Got no use for Sunday 
'Cause I don't rest in peace 
I don't need no Mondays 
Or the rest of the week 
I spend a lot of time in bed 
But baby I don't like to sleep no

(...)
Gonna live while I'm alive 
I'll sleep when I'm dead 
Till they roll me over 
And lay my bones to rest 
Gonna live while I'm alive 
I'll sleep when I'm dead 

(...)

Better keep your motor running 
'Cause I was built for speed 
This ain't no slumber party 
Got no time for catching z's 
If they say that that ain't healthy 
Well then living's a disease 


We're never gonna die baby 
Come on let me drive you crazy 
We'll make every night another New Year's Eve 

(...)
I was born to live 
You know I wasn't born to die 
But if they party down in heaven 
I'll be sure to be on time 



I feel like I'm exploding 
Going out of my head"






~ Z perspektywy Alice'a

   Kolejna niedziela z życia. Czas iść do kościółka. Zszedłem na dół. Zastałem tam Joe'ego jedzącego śniadanko na parapecie oraz Paula kolorującego w skupieniu z wyciągniętym koniuszkiem języka kolorowankę. Pomachałem im i powiedziałem, że wychodzę. Odmachali mi. Perry z taką werwą, że wypuścił z ręki widelec, który poleciał i uderzył w czoło Stanleya. Zemdlał. Nieprzejęty sytuacją gitarzysta wyjął z szuflady drugi widelec i dalej w skupieniu konsumował swoją jajecznicę. Wzruszyłem ramionami i poszedłem po swój płaszcz. Otwieram szafę, a tam Steven. Wlepił we mnie te swoje gały. Parsknąłem i wywaliłem go za chabety. Wyciągnąłem nakrycie i ubrałem je na siebie.
- Wychodzisz? - zapytał Tyler.
- No. - mruknąłem.
- Zabierz mnie ze sobą, proszę! - poprosił drżącym głosem.
- Dobre. - burknąłem przyzwalająco.
Wyszedłem z domu, a wokalista pohasał za mną. Doszliśmy do kościoła. Znaleźliśmy wolną ławkę i czekaliśmy, aż obok ołtarza zbierze się reszta członków mojego chóru gospel. Po chwili przysiedli się do nas David, jakiś stary hipis, jakiś młody hipis (kojarzyłem ich z wczoraj, ale nie pamiętałem imion), Bolan i Tom. Zobaczyłem, że reszta mojego gospelowego chórku już jest, więc pożegnałem się i poszedłem do nich.


~ Z perspektywy Franka

   Co ja w ogóle robiłem w kościele? No, przyszedłem z chłopakami, ale nie miałem pojęcia, dlaczego. Mniejsza z tym. No więc wzięliśmy udział we mszy. Przyznaję, że chórek gospel Alice'a sprawdzał się całkiem nieźle. W połowie mszy, kiedy ksiądz zaczął chodzić pomiędzy wiernymi i zbierać datki, usłyszałem jak Bryan wmawia siedzącym za nami staruszkom, że jestem Jezusem. Przewróciłem oczami, odwróciłem się do nich i im pomachałem. Chyba zaczęły w to wierzyć. Tymczasem ksiądz podszedł do naszej ławki.
- Uwielbiam te co niedzielne imprezy! - zachwycał się Leo muzyką, ofiarą i kadzidłem. Zwrócił uwagę na tacę, którą podsunął mu pod nos duchowny. Z uśmiechem zgarnął z niej garść banknotów. - Dzięki, stary! - powiedział do skonsternowanego księdza. Tom chichotał, patrząc na staruszki, które odchodziły od spowiedzi i na kolanach przemierzały cały kościół naokoło. Coś mi tu nie grało... Zorientowałem się, że nie ma Rachela. Z niedowierzaniem zobaczyłem go w jednym z konfesjonałów przebranego za księdza. Udzielał tym wszystkim babom spowiedzi... Dobra, to już rozumiem, skąd taka nietypowa pokuta. Tyler tymczasem wyrzucił z górnej nawy organistę i sam zaczął przygrywać na organach "Dream On".  W końcu spotkanie skończyło się i razem z Cooperem wyszliśmy. 


~ Z perspektywy Scotti'ego

   Siedzieliśmy przed naszym garażem i czekaliśmy na Bolanka, który obiecał, że wpadnie na próbę. W końcu wrócił razem z Davidem, który z daleka wrzeszczał już, że robi zdjęcia do albumu pamiątkowego i musimy się tam znaleźć. Wzruszyliśmy ramionami i zaczęliśmy gadać. Staliśmy przy barierce, gdy klawiszowiec rzucił do nas:
- Wyobraźcie sobie, że atakuje was Latający Potwór Spaghetti. Jak reagujecie?
Rach chwycił za barierkę wrzeszcząc, że żywcem go nie weźmie, ja wyciągnąłem z kieszeni walkmana i z radością zacząłem grozić nim i moją pięścią wyimaginowanemu stworowi, a Snake stwierdził, że ma wyjebane i śpiewając "Get The Lead Out" udawał karnisz. W tym momencie Bryan zrobił nam zdjęcie.
W końcu postanowiliśmy wejść do naszego domostwa. Nasz basista od razu pieprznął się na kanapę, zwalając stamtąd Sebastiana, który się nie przejął, tylko leżąc na podłodze czesał swojego nieodłącznego różowego kompana. Rob wpieprzał moje herbatniki. Wkurwiłem się i mu je wyrwałem. Zaczął płakać, więc się wystraszyłem i mu je oddałem. Momentalnie przestał ryczeć i z radością kontynuował konsumpcję moich ciężko wysępionych od Nikki'ego herbatników. Chlipnąłem. David teraz łaził ze swoją kamerą, czekając na coś godnego uwiecznienia. Sabo wsadził pilota do mikrofalówki i ją włączył. To przykuło uwagę naszą i kamery.   
Wyłonił się potwór. Wrzasnęliśmy i uciekliśmy z domu. Affuso to nawet z wrażenia herbatniki zostawił.



~ Z perspektywy Slasha

   W domu nie było nic do żarcia po wczorajszej imprezie, więc postanowiliśmy wybrać się do supermarketu. Mieliśmy wychodzić, kiedy na chatę wjebali nam Skid Row i Bryan, tratując biednego Adlerka. Zaczęli jeden przez drugiego coś pierdolić o zmutowanym potworze z otchłani piekieł, który wykluł się w ich mikrofalówce. Wzruszyliśmy ramionami i zaproponowaliśmy im, żeby poszli z nami. Ochoczo na to przystali. Wyszliśmy. Po drodze dołączyli do nas jeszcze Richie, Jon oraz Kath razem z Nikki'm i Mickiem. Pod sklepem zobaczyliśmy Axla i Duffa, którzy sępili od ludzi kasę na bułki. Zgarnęliśmy ich ze sobą. Ava wzięła wózek, do którego wsiadł Sixx i kazał się wieść. Snake wziął drugi, do którego wsiadł Jon i zaczęli się ścigać. Niestety, na zakręcie Sabo wpadł w poślizg i wyjebał, a wózek z Bon Jovi'm wpadł w ten z basistą Motley Crue, i oba się wywaliły, wyrzucając ich w górę. Ava stała pomiędzy tym wszystkim i chichotała. Pociągnąłem ją za rękę i poszliśmy dalej. Tommy pożyczył deskorolkę od Stevenka i jeździł na niej po sklepie, szukając zupek w proszku. Scotti niechcący zwalił z półki mleko, które się rozwaliło. Lee w to wjechał i z poślizgu wyrżnął w regał z ciasteczkami, wywalając go. Rob się ucieszył z wysypanych przysmaków, usiadł między nimi i zaczął je zjadać. Śmialiśmy i poszliśmy dalej. Duff, Richie i Kath odłączyli się od nas i udali się do działu monopolowego. Bolan, David i Vince też nagle gdzieś zniknęli. Przeczuwałem najgorsze. Tymczasem usłyszeliśmy zamieszanie i zobaczyliśmy, jak jakaś staruszka okłada Rose'a torebką, wrzeszcząc, żeby nigdy więcej nie kradł jej z koszyka ostatniego kalafiora. Rudy zasłaniał się ręką, ale odwrzaskiwał, że kalafiora nie odda. W końcu uciekł, wskakując do wózka jakiejś innej starszej pani. Zachichotaliśmy i poszliśmy dalej. Kiedy przechodziliśmy obok sterty papieru toaletowego, Sebastian wepchnął w nią Popcorna i uciekł, śmiejąc się opętańczo. Biedny blondasek nie mógł wygrzebać się spod opakowań srajtaśmy. Uznaliśmy, że musi w końcu nauczyć się życia i go tam zostawiliśmy. Mars zobaczył porzuconą maszynę do mycia podłóg i wsiadł na nią. Zaczął jeździć po sklepie, wciskając wszystkie guziki po kolei i pozdrawiając innych klientów niczym jakaś miss. Ja i Ava dopadliśmy do pojemników z żelkami na wagę i zaczęliśmy je naciskać, i twierdząc, że te, które wypadną, są za darmo, pochłanialiśmy je garściami. Na horyzoncie pojawił się nam McKagan wiozący na wózku widłowym skrzynki wódki. Za nim biegli Kath i Sambora z wózkami wypełnionymi Jackiem Danielsem. Wyszczerzyliśmy się do siebie z moją bliźniaczką. Nasi przyjaciele wiedzą, co dobre. Postanowiliśmy poszukać Neila. Okazało się, że siedzi na kasie i w fartuszku obsługuje klientów jak gdyby nigdy nic. Wzruszyliśmy ramionami i poszliśmy na dział muzyczny. Zgarnialiśmy do koszyka i pod kurtki pełno winyli z muzyką rockową. Tymczasem ze sklepowego głośnika usłyszeliśmy sygnał oznaczający komunikat. Po chwili odezwali się w nim Rachel i Bryan. Zaczęli opowiadać o zmutowanym potworze z otchłani piekieł, którego ich przyjaciel stworzył w mikrofalówce. Tu już ochroniarz poczuł się zmuszony interweniować. Usłyszeliśmy dźwięki szarpaniny, po czym klawiszowiec zakomunikował, że intruz już jest unieszkodliwiony, a jego przyjaciel wypadł przez okno, więc musi teraz iść go pozbierać, ale że serdecznie zaprasza słuchaczy na kolejną audycję. My tymczasem mijaliśmy półkę z arbuzami. Przystanąłem, bo wpadłem na genialny pomysł. Zaproponowałem go Avie. Na początku się opierała, ale w końcu się zgodziła. Wsunęła jednego arbuza pod bluzkę i udawała, że jest w ciąży. Poszliśmy do kasy, by zapłacić za winyle. Gdy przyszła nasza kolej, podstawiłem mojej przyjaciółce nogę. Upadła brzuchem na podłogę, a arbuz rozprysł się. Wyglądało to, jak gdyby poroniła. Przerażona kasjerka i ludzie za nami w kolejce zaczęli wrzeszczeć. Ava wstała jak gdyby nigdy nic i uśmiechnęła się do mnie. Parsknąłem śmiechem.  Wkurwiona ekspedientka
wezwała policję i wszyscy uciekliśmy. W bezpiecznej odległości skontrolowaliśmy, co mamy do jedzenia. Affuso zabrał pełno ciastek, ale zapowiedział, że ni chuja się z nami nie podzieli, Tommy miał te swoje zupki, Wiewióra kalafiora, my trochę żelek, Duffy, Richie i Kath o dziwo jakoś zajebali ten cały alkohol, z czego oczywiście się ucieszyliśmy, Vince miał jogurty, Pudel zdążył świsnąć wiadro z kiszoną kapustą, a Nikki przytargał pięciokilowy worek cebuli. Uznaliśmy, że to wystarczy i wróciliśmy do domu. 




~ Z perspektywy Ozzy'ego

   Chciałem przeprosić Sharon za to, że znikłem na trzy dni, ale szkoda mi było kasy, więc poszedłem na pobliski cmentarz, żeby zajebać kwiaty z jakiegoś grobu. Uznałem, że to świetny, naprawdę świetny pomysł, gdy znalazłem piękny bukiet. Gdy wychodziłem, zobaczyłem tego młodego, Stradlina czy jakoś tak, jak stał przy kościele, jadł popcorn i czytał z zainteresowaniem nekrologi. Jacy niektórzy są dziwni, to się w głowie nie mieści... Złapałem taryfę i wróciłem do domu. Przeprosiłem Sharon i dałem jej kwiaty. Uśmiechnęła się i znalazła w nich karteczkę... O cholera. Pewnie myślała, że jebłem tam jakiś romantyczny wierszyk... Dyskretnie zerknąłem jej przez ramię, a tam: Nieodżałowanej pamięci najdroższemu Harry'emu. Żona popatrzyła na mnie morderczym wzrokiem, a ja się do niej wyszczerzyłem. Wściekła się i wrzeszcząc, zaczęła mnie bić tymi badylami. Dobra, trochę mi się należało, ale no bez przesady, co to kurwa za przemoc domowa jest, ja się pytam?! Uciekłem przez okno. Złorzecząc pod nosem, poczłapałem smętnie w kierunku domu chłopaków. Kiedy się zbliżałem, zobaczyłem Simmonsa, który robił na trawniku sekcję zwłok żaby. Pokiwałem ze współczuciem głową i wszedłem do środka tego domu wariatów. W kuchni był Stanley, który przepuszczał coś czerwono-zielonego przez blender...
- Co to jest? - zapytałem go.
- Peruwiańska viagra. Trzeba zgnieść żabę i dodać miodu. - odpowiedział, w skupieniu niszcząc biedne stworzenie.
- Potrzebna ci viagra? - wyszczerzył się do niego Tyler, malując sobie paznokcie.
- Nie, ale będę opylać to na bazarku. - odparł nieprzejęty Paul. Zamrugałem szybko. No nic, będę udawał, że nic nie widziałem. Poszedłem do salonu, a tam Perry oglądał teledyski glamowych zespołów na MTV i się z nich chichrał. Westchnąłem i stwierdziłem, iż udam się do łazienki. Wchodzę, a tam Cooper gada z lustrem. Popatrzył na mnie rozkojarzony.
- To źle, że gadam do lustra? - spytał mnie z niepokojem.
- Dopóki nie zacznie ci odpowiadać, to nie jest tak źle. - wzruszyłem ramionami i poszedłem do piwnicy. Wlazłem w półki z konfiturami od babci Stevena i zacząłem je wyjadać.


~ Z perspektywy Brenta

   Było koło 19. Todd skończył już pracę, ja jeszcze nie zacząłem, a Frankie i Myles w niedziele mieli wolne. Spotkaliśmy się więc na pizzy. Przyprowadziłem ze sobą Roxy, a ona z kolei Sebastiana. Miło mi i Dammitowi się z nim wspominało Kanadę. Kennedy stwierdził, że sądząc po naszych opisach, to jakaś dzicz. Wtedy Kerns się ożywił i oznajmił, że wymyślił właśnie wiersz i mamy go posłuchać, bo jak nie, to w dziób.
- Rzecz nosi nazwę: "Cudna Kanada". No, to słuchajta:
Kanado, ojczyzno moja!
Tyś piękna niczym świrnięta zakrętka!
Ktoś zapyta: a cóż to?
A ja odpowiem: włóż to.
Schowaj w swym umyśle
Niczym w skiśniętym maśle.
Proszę, zabierz mnie do domu,
Gdzie dziewczyny są zielone,
A trawniki piękne.
Zwierzyć się nie mam komu,
Bo wszystko to to popierdolone,
I w piwnicy zamknięte.
Gdy ma się psychicznych przyjaciół,
Trzeba ugotować im rosół.
Pyszną zupkę z kurki,
I do tego dać im ogórki.
Wtedy wyzdrowieją, ocipieją i do Kanady cię zabierą.
Oto historia chaotyczna,
Lecz jakże poetyczna.
Wszystko było improwizowane,
I przez to niedojebane.
Dziękuję za uwagę. - nasz artysta się ukłonił, a my zaczęliśmy go oklaskiwać. Jestem fanem jego talentu, nie da się ukryć. Zadowolony Todd otworzył puszkę Pepsi. Tym razem w oko oberwał Myles. Skrzywił się i wbił mu widelec w udo. Syknęliśmy wszyscy, ale Dammit się nie przejął, tylko wyciągnął zakrwawiony sztuciec ze swojej nogi i wbił go z powrotem w kawałek pizzy Kennedy'ego. Ten aż tak oburzył się tym zbeszczeszczeniem świętego jedzenia, że skoczył na niego i zaczęli się bić. Tymczasem my się ewakuowaliśmy z lokalu. Zaproponowałem piknik na przejściu dla pieszych. Dobrze, że Frank miał ze sobą koc. Rozsiedliśmy się, nie zwracając uwagi na trąbiące samochody i zaczęliśmy spożywać pizzę, którą przed ucieczką zabraliśmy.  



~ Z perspektywy Share

   Siedziałam sobie w kuchni z sekcją rytmiczną Bon Jovi na ich chacie. Tico wyglądał słodko, próbując myć naczynia. Muszę przyznać, że fajnie byłoby mieć takiego męża, prawda, dziewczyny? I tak sobie siedzieliśmy, i żartowaliśmy, i Alec wyciągnął lody truskawkowe z zamrażalnika, i zaczęliśmy je jeść, i robiło się nam coraz bardziej wesoło. A potem przyszedł Leo i powiedział, że zjedliśmy jego towar. I że będziemy bulić. Ale my się nie daliśmy. Wrzuciliśmy go do wanny i zaczęliśmy topić. Po chwili nam się znudziło, więc zamknęliśmy go w łazience i wróciliśmy do pysznych lodów. Dobra, wiedzieliśmy, że napakował tam zielska, ale ta wesołość po spożyciu tego... Bezcenne. Wyszliśmy na zewnątrz. Spotkaliśmy pod blokiem Scotti'ego. Jak się domyślacie, udawał karnisz. Ucieszył się do nas, jak jakiś pies. Podeszłam i zaczęłam karmić 

go psimi kabanosami. Szkoda, że nie miał ogona, bo pewnie zacząłby nim machać. Pogłaskałam go jeszcze i sobie poszliśmy. Trafiliśmy do baru, w którym spotkaliśmy Toma, Janet, Jan i Joeya. Ucieszyliśmy się i poczęstowaliśmy ich resztką lodów, które zabraliśmy z domu. Po pół godzinie byli w takim samym nastroju jak my. Uchachani zaczęliśmy tańczyć na parkiecie. Ludzie odsunęli się na bezpieczną odległość i przyglądali nam, śmiejąc się. Gardner i Keifer odpierdalali tango, Tempest z Kuehnemund po prostu się przytulali, kiwając się od niechcenia na boki, co nazywamy wolnym, Such przegonił tancerkę go-go i sam paradował przy rurze, a ja z Torresem padliśmy na podłogę i nakurwialiśmy breakdance'a.


~ Z perspektywy Snake'a

   Szedłem z Jonem do niego na chatę. Na przejściu dla pieszych znaleźliśmy Bastka, więc też go wzięliśmy. Pod blokiem zobaczyliśmy Hilla udającego karnisz.
- A co ty kurwa odpierdalasz zjebie? - wydarł się na niego Seba.
- To co mi się kurwa podoba! - wrzasnął Scotti i zlazł z latarni. 
- Idiota! - pienił się dalej Bach.
- Gównojad! - odpowiedział mu wściekły Karnisz.  
- Genetyczna pomyłka!
- Dziecko specjalnej troski!
- Wędzona makrela!
- Spleśniały ser!
- Pierdoła!
- Zgred!
- Pedał!
- Dziwkarz!
- Chuj!
- Cipa!
- Następnym razem, jak wejdziesz do wanny, to nie zapomnij odkręcić kurka, śmierdzielu!
- Może i śmierdzę, ale w przeciwieństwie do ciebie nie mam bardzo małego penisa, który strzela jebanymi ślepakami i wygląda jak zmutowany węgorz z kosmosu!
Tu już Sebastiana zatkało. Parsknęliśmy śmiechem. Obrażony Hill odwrócił się na pięcie i wszedł na górę. Chichrając, ja i Bon Jovi poszliśmy za nim. Sebek zaklął pod nosem i powiedział, że zmywa się do domu. Tymczasem my na mieszkaniu znaleźliśmy Leo w wannie. Spał pod wodą, ale oddychał, bo bulgotało. Zostawiliśmy go w spokoju i mieliśmy zamiar się przekimać, gdy zadzwonił telefon. Jon odebrał. Okazało się, że Tico, Alec, Share, Tom, Jan, Joey i Janet są w areszcie. Zgarnęli ich za włam do najdroższego hotelu w mieście i napaść na ochroniarza. Podobno wywieźli go w wózku pralniczym i wrzucili do basenu. Następnie Keifer zaczął wrzeszczeć: "Uwolnić orkę!!" i próbował wyłowić go siecią rybacką, którą opchnął mu Such. Tymczasem Pedersen uruchomiła filtr i wciągnęło biednego pracownika ochrony. Wykryli jeszcze, że są upaleni. Ale że mogą wyjść za kaucją. Bon Jovi poinformował policjanta, że niech oni sobie tam przekimają, bo on nie będzie wydawać kasy na takie bzdury, i że i tak przecież to z pieniędzy podatników, więc on nie czuje się zobowiązany. I żeby nie dzwonił do ludzi w środku nocy, bo zadzwoni po policję. Popatrzyłem na niego niedowierzająco, po czym machnąłem ręką i poszedłem spać na kanapie. 






Kolejny rozdział dobiegł końca. :) Przyznaję, że podoba mi się o wiele bardziej niż poprzedni. ^^ A jakie są wasze opinie? Zapraszam do komentowania! ;)

Skiddie, chciałaś więcej Karnisza, to masz. :*

Tak, wiem, na gifie z arbuzowym wypadkiem to nie nasi bohaterzy, ale chciałam wam to zwizualizować. XD

BRR, standardowo: wiersz Todda dedykuję Tobie. :3



Komentarze

  1. CUDO! KARNISZ! CUDO! KARNISZ! KARNISZ! KARNISZ! ....W ŻYCIU SIE TAK Z KARNISZA NIE CIESZYŁAM! :3 ........KARNISZ! .......no i oczywiście świetny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tym razem jesteś zadowolona z ilości wzmianek o Scottim. :D Dziękuję. <3

      Usuń
  2. Kocham wiersze Todda <3 Duuużo weny i z niecierpliwością czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim: dziękuję bardzo za komentarz. <3 Od razu się ciepło na serduchu robi. ^^
      Co do wierszy Todda: piszę je kompletnie spontanicznie i od niechcenia, więc cieszy mnie, że przypadają Wam do gustu. :D
      Wena na szczęście nigdy mnie nie opuszcza. XD Nie będziesz musiała szczególnie długo czekać, pewnie pod koniec tygodnia coś się pojawi. ;)

      Usuń
  3. 49 yr old Help Desk Operator Luce Croote, hailing from Cumberland enjoys watching movies like "Awakening, The" and Cabaret. Took a trip to Phoenix Islands Protected Area and drives a Ferrari 250 SWB Berlinetta. tutaj jest jego komentarz

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcecie, żeby Rose was wypatrzył przez rolkę od srajtaśmy i nasłał na was Paula na kosiarce, to zostawcie po sobie komentarz. Nawet króciutki. Nawet negatywny. Po prostu żebym wiedziała, że obchodzi was to, co piszę.

Popularne posty z tego bloga

Naleśniki z Nutellą i lodami

Bohaterowie

Rozdział 19: Blame It On The Love Of Rock And Roll