Rozdział 6: Last Child

"Take me back to a south Tallahassee 
Down cross the bridge to my sweet sassafrassy 
Can't stand up on my feet in the city 
Got to get back to the real nitty gritty 

Yes sir, No sir 
Don't come close to my 
Home sweet home 
Can't catch no dose 
Of my hot tail poon-tang sweatheart 
Sweathog ready to make a silk purse 
From a J. Paul Getty and his ear 
With a face in a beer 
Home sweet home 

Get out in the field, 
Put the mule in the stable 
Ma, she's a-cookin' 
Put the eats on the table 
Hate's in the city and my love's in the meadow 
Hand's on the plow and my feets in the ghetto"







~ Z perspektywy Todda

   Kolejny dzień w pracy... a przynajmniej powinienem tam być. Tymczasem 

obudziłem się na jakimś zadupiu. Usiadłem i zacząłem zastanawiać się, gdzie

 jestem. Kurwa... jakieś bagno czy ki chuj... Miałem nadzieję, że chociaż granicy

 stanu nie opuściłem. Drapałem się po głowie i nagle zobaczyłem to...






   Zdumiony otworzyłem usta, a to to zbliżało się do mnie. Minęło mnie i pomknęło dalej.

 Co do kurwy... Po chwili z tej samej strony nadpłynął Izzy na Adlerze. 

- Co to było? - zapytałem ich. - I gdzie my jesteśmy?

- Gdzieś za LA. - wyszczerzył się blondasek.

- A to był Axl. Ava wysłała nas na zakupy, żebyśmy zanieśli coś Duffowi, tylko że nie 

mieliśmy kasy. Więc rudy zajebał kalafiory jakiejś emerytce. I nie pytaj, dlaczego 

przebrał się za staruszkę, bo nie wiem. - mruknął Stradlin, odpalając papierosa. - A, no i 

trochę go zniosło, a że nie chcieliśmy biedaczyny zgubić, to ruszyliśmy za nim. 

- A... wiecie, jak wrócić? - zainteresowałem się, ledwo trawiąc jego słowa.

- Eee... - zmieszał się gitarzysta. Zwiesiłem smętnie głowę. - Może Rose będzie wiedział. 

- 'pocieszył' mnie.

- Musimy znaleźć jakąś budkę telefoniczną. - zdecydowałem, podnosząc się. 

- Życzę powodzenia. - uśmiechnął się do mnie Steven. Kurwa... Zdołował mnie jeszcze 

bardziej. Chciałbym mieć takie podejście do życia jak on... Takie to nieświadome i 

szczęśliwe... Westchnąłem głęboko i ze zrezygnowaniem powlokłem się naprzód. Oni 

poszli za mną. Co jakiś czas naokoło nas przebiegał rudy z kalafiorami i znowu znikał. 

- Kurwa... to jakaś pieprzona pustynia. - warknąłem.

- Nie przesadzaj. - machnął ręką uśmiechnięty Izzy.




W tym momencie przed nami przetoczył się wędrujący krzaczek.
- Nic nie mówiłem. - zaśmiał się nerwowo ćpunek. 
O dziwo, udało nam się znaleźć przystanek autobusowy. Usiedliśmy na ziemi, mając nadzieję, że w końcu dostaniemy się z powrotem do Miasta Aniołów. Po około godzinie pojazd przyklekotał się. Wsiedliśmy. Usiadłem i oparłem z ulgą czoło o szybę. Myślałem, że już koniec wrażeń na dziś. Ale nie. Wiewióra w przebraniu latała po całym autobusie, rozpraszając kierowcę. Jak go upomniał, to Axl trzasnął go w łeb tą reklamówką z kalafiorem, przez co tamten zemdlał i ku mojemu niedowierzaniu za kierownicą zasiadł Stradlin. Szybko zapiąłem pasy. Popcorn zobaczył na szybie napis: "Wybij szybę młotkiem", więc wyciągnął to narzędzie zagłady spod siedzenia, uderzył i wyskoczył jak foka na zewnątrz. Szkoda trochę, że nie zobaczył napisu powyżej: "W razie niebezpieczeństwa"... Wokalista wyleciał za nim i razem biegali jak pojebani. Po jakimś czasie atak ADHD chyba im minął i wrócili grzecznie do autobusu. Izz pojechał dalej. Jakimś cudem po godzinie dotarliśmy do miasta. Porzuciliśmy w centrum maszynę wraz z zabitym kierowcą i się rozdzieliliśmy. Oni poszli do Duffa do szpitala, a ja powlokłem się do pracy. 
Wchodzę do sklepu, a tam za ladą pochylony nad gazetą Leo.
- Cześć, bracie! - przywitałem go. A on nic... Podszedłem i pomachałem mu dłonią przed twarzą. Zero reakcji. Pewnie znowu śpi z otwartymi oczami... Swoją drogą, cwana sztuczka, musi mnie kiedyś tego nauczyć. Uśmiechnąłem się, pokiwałem z politowaniem głową i przyczepiłem do bluzki swój identyfikator. Usłyszałem jakiś rumor na zewnątrz. Poszedłem więc sprawdzić, co go spowodowało. Biorąc uprzednio ze sobą łom z magazynu. No co? Bezpieczna okolica to to nie jest. Wychodzę, a na schodkach rozwalona Ava. Chyba była pijana.
- Przyniosłam ci kawę. - zabełkotała. Uśmiechnąłem się. Wyglądała zajebiście. Przysiadłem koło niej i w milczeniu piliśmy ożywczy napój. 
- Ty... jak znalazłeś tą pracę? - zapytała mnie nagle.
- Normalnie, z ogłoszenia w gazecie. - odparłem zdziwiony, że pyta mnie o coś takiego. Zastanowiła się chwilę, po czym wstała i weszła do sklepu. Zainteresowany jej tokiem myślenia poszedłem za nią. 
- Leo... dasz mi tą gazetę? - poprosiła mojego szefa. No i nic.
- On śpi z otwartymi oczami. - wyjaśniłem jej. - Budzi się, jak się zrobi tak. - zakląskałem językiem. Momentalnie zadziałało.
- Władza dla ludu!! - wydarł się wyrwany z objęć Morfeusza Leo, machając gazetą.
- Jej... masz hipisowskie sny. - zauroczyła się dziewczyna. - Pożyczysz mi gazetę? Wydałam już wszystko i mnie nie stać.
- A luuz, bierz! Ja nawet jej nie czytałem, tylko chciałem sprawiać wrażenie mądrego. - powiedział, przekazując jej gazetę. Ucieszyła się i chciała wypaść przez drzwi w sobie tylko znanym kierunku, gdy ją zatrzymałem. 
- Ava! - zawołałem. Odwróciła się. - Wyjdziesz ze mną gdzieś wieczorem?
- Jasne, czemu nie! - wyszczerzyła się, pomachała mi i w końcu wyszła. Przyznaję, to chodziło mi po głowie odkąd ją poznałem. Była niesamowita... Musiałem ją mieć.



~ Z perspektywy Duffa
       Leżałem sobie grzecznie w łóżku i stosowałem się do zaleceń lekarza... Ta, jasne. Jak tylko wyszedł, wyciągnąłem spod poduszki butelkę wódki, którą mi wczoraj przyniósł Nikki. A spod łóżka wyciągnąłem fajkę wodną. Ją dał mi poczciwy Adlerek. No i sobie piłem, popalałem, a tu nagle do pokoju wpada mi Rose przebrany za staruszkę, z siatkami kalafiorów, i zaczyna biegać jak pojebany. Czyli dzień jak co dzień. Zaciągnąłem się dymem jeszcze głębiej, aby odpłynąć. Ale przeszkodził mi w tym Izzy, który wjechał do środka na Stevenie. Westchnąłem. Koniec spokoju. 
- Proszę. - powiedział do mnie dumnie Axl, podając mi reklamówki.
- Eee....dziękuję? - odparłem, niepewnie biorąc od niego te pieprzone kalafiory. Uśmiechnął się do mnie niczym dziecko wręczające świeżo zerwane kwiatki mamie. Przyznaję, że wolałem rudego wiecznie wkurwionego niż wtedy, kiedy miał te swoje odpały, a potem był dziwnie miły. Czułem się nieswojo...No bo jak to tak? 
- Będziem ci towarzyszyć. - oznajmił mi łaskawie Stradlin. Kurwa... jak by im delikatnie dać do zrozumienia, że wolałbym nie?...
- SPIERDALAJCIE! - wrzasnąłem nagle, przez co Wiewióra się popłakała i uciekła.
- Ale dlaczego? - spytał z płaczem Popcorn.
- BO WAS TU KURWA NIE CHCĘ!!! MAM DOŚĆ!!! DAJCIE MI CHOCIAŻ ODPOCZĄĆ PRZEZ TEN CZAS, JAK TU JESTEM NOOO!! - straciłem kontrolę. 
- Będziesz czegoś jeszcze chciał. - mruknął złowieszczo gitarzysta i wyszedł, targając za sobą drżącego od płaczu Pudla. Zrobiło mi się trochę głupio... miałem nadzieję, że Sixx wpadnie z jeszcze jedną butelką, bo mnie chyba rozsadzi.



~ Z perspektywy Slasha

   Spałem sobie na szafce kuchennej, gdy usłyszałem jakiś hałas. Pomachałem Hendrixowi, odjechałem na dinozaurze i obudziłem się. To Sebastian śpiący na krześle wyjebał się razem z nim. Zachichotałem i spróbowałem zleźć, ale dość nieudolnie, bo spadłem. W tym momencie do domu wpadła Ava, już od progu machając zdobytą skądś gazetą. Potknęła się o deskorolkę Adlera i przejechała na niej do kuchni, wywalając się na Bacha. 
I tak sobie kilkanaście minut leżeliśmy na podłodze jęcząc, gdy przyszła Kath. Nic sobie nie robiąc z zastanego widoku, usiadła przy stole i łapiąc się za głowę, oznajmiła: - Musimy znaleźć pracę. No przecież nie będziemy tak wyzyskiwać Motleyów. 
- O, no właśnie w tym celu normalnie legalnie zabrałam gazetę od Leo! - ożywiła się moja bliźniaczka, wstając i podnosząc zmaltretowaną prasę. Położyła ją na stole i rozłożyła na stronie z ogłoszeniami. Niechętnie razem z wokalistą wstaliśmy i dołączyliśmy do dziewczyn. No, bo skoro one postanowiły się ogarnąć, to nie możemy być gorsi, prawda? Przez okno weszli Popcorn i Rose. Rudy był w przebraniu staruszki... Pokręciłem ze zrezygnowaniem głową. A wtedy z włosów wypadł mi różowy marker. 
- O, w sam raz do zakreślania intratnych propozycji! - ucieszyła się Ava, biorąc go.
Skupiliśmy się wszyscy przy stole i zaczęliśmy obrady. W końcu ustaliliśmy, że bierzemy tą robotę, którą dźgniemy mazakiem z zamkniętymi oczami. Oczywiście jako pierwszy wyrwał się Axl. Trafił w...
- Przedszkolanka! - rozpromienił się. My popatrzyliśmy na niego przerażeni. No bo wyobrażacie sobie tego psychola sam na sam z bandą dzieciaków? Sialiby postrach na dzielni... Wiewióra się nami nie przejęła, tylko zaczęła z zadowoloną miną przepisywać numer.  Ok. Dobra, niech próbuje. Nikt mu przecież nie da takiej pracy, on nawet szkoły nie skończył. Jak ja. No ale cicho.
Gazeta i zakreślacz zostały przekazane mi. Raz kozie śmierć. BUM!
- Konserwator powierzchni płaskich. - przeczytałem na głos bez zrozumienia. Dziewczyny zachichotały. - W szkole średniej. 
- Ukośnik będzie cieciem! - wyszczerzył się do mnie Seba. Co kurwa?
- Co kurwa? - powtórzyłem na głos.
- No szkolnym woźnym. - przewróciła oczami Kath. No ekstra. Szczyt moich marzeń. Nadeszła kolej Baszka. Dziabnął. Tylko że cholera trafił w moją rękę, a nie papier. Trzepnąłem go za to w łeb. Spróbował znowu. Tym razem się udało.
- E...TAKSÓWKARZ!!!! - chyba dostał orgazmu. 
- Ty masz w ogóle prawo jazdy? - spytała go z powątpiewaniem Ava. 
- No... - podrapał się zmieszany w głowę. - Z tego co pamiętam, to tak...
- Dobra, teraz ja! - wyrwała mu gazetę agresywna dziewczyna Sixxa. Róż w ruch i... - Zmywak. - burknęła bez entuzjazmu. 
- Mogło być gorzej. - pocieszyła ją moja bliźniaczka. Wzięła od niej gazetę i sama dziabła. Hm... Swoją drogą to chyba trochę głupie, że rozważamy losy swojego życia za pomocą mazaka... no ale dobra. - Szukają pomocy w domu spokojnej starości. - mruknęła Ava. Po chwili namysłu wzruszyła ramionami. - Jakoś to będzie.
Gazetę w końcu przejął Adler. Z dziką radością dźgnął. Tak energicznie, że aż przedziurawił papier. Popatrzył na nas ze zmartwioną miną. Kath jakoś zdołała odczytać trafione ogłoszenie.
- No... magazynier. - powiedziała. Steven się wyszczerzył. Zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle wie, co to słowo znaczy... Mniejsza z tym. Pospisywaliśmy wszyscy numery, dopadliśmy do telefonu i po dzikich walkach, jakoś udało się wszystkim z nas zadzwonić i umówić na rozmowę kwalifikacyjną. 


~ Z perspektywy Rachela

   Leżałem jak zwykle grzecznie rozwalony na kanapie, tylko że było mi zimno, więc schowałem się pod stertą ubrań Nikki'ego. Rozwalał je po całym domu. To całkiem zabawne. Czaicie, otwieracie lodówkę, a tam jakaś kurtka. Śpicie sobie kulturalnie, a budzicie się z jego skarpetami na twarzy. Raz próbowałem wyciągnąć coś z szafy na korytarzu, więc ją otworzyłem i zalała mnie fala ciuszków. Dopiero po godzinie Mick mnie znalazł. 
No, więc sobie leżałem, gdy do domu wróciła Kath z Avą. Wyciągnęły coś z lodówki, pewnie Danielsa, usiadły przy stole w kuchni i zaczęły rozmawiać. Próbowałem oddychać najciszej, jak się dało. No bo jak się nie domyślą, że tu jestem, to mogę się dowiedzieć naprawdę ciekawych rzeczy...
- Ej... jak to właściwie jest pomiędzy tobą a Sixxem? - spytała w pewnym momencie przyjaciółka dziewczyny. Westchnięcie.
- Nie wiem... On nie lubi rozmawiać o uczuciach. Znaczy... unika tego tematu jak ognia. - mruknęła zapytana. - A ty i Tommy? - odbiła piłeczkę.
- E... no, właściwie to... też nie wiem. - przyznała Ava. - Do czegoś między nami doszło tylko raz, a tak to zachowujemy się po prostu jak przyjaciele. No... raz niby wyznał mi miłość, ale to było na żarty.
- Skąd wiesz? - zainteresowała się Kath. - Przecież on wszystko robi na żarty, więc może to było na poważnie?
- Jasne... no nie wiem, nie czuję się jego dziewczyną. - burknęła dziewczyna. - A jak na razie, to wieczorem mam randkę z Kernsem. 
Kath z wrażenia zakrztusiła się alkoholem. 
- Ale jak to?! Co z Lee??
- Słuchaj no... przecież niczego sobie nie obiecywaliśmy.
- Proszę cię, nie idź... Zranisz go.
- Sama mogę o sobie decydować.
-  Kurde... a jakbym z nim porozmawiała i wybadała, co czuje? 
- Niczego to nie zmieni. Nigdy nie będę niczyją własnością.
Ciało mi zdrętwiało. Nie wytrzymałem i zsunąłem się z kanapy. Jebłem twardo o glebę. Wydałem z siebie stłumiony okrzyk.
- Bolan?! - zdenerwowała się Kath. - Podsłuchiwałeś nas!! - oskarżyła mnie.
- Nie, no co ty! Spałem sobie. - skłamałem. Popatrzyła na mnie powątpiewająco. Ava z kolei przewróciła oczami i podała mi jakąś zmaltretowaną gazetę. 
- Pracy sobie poszukaj. - doradziła mi. Wzruszyłem ramionami i wciąż leżąc, wybrałem pierwsze lepsze ogłoszenie. 
- Niańka dla dzieci. No jak dla mnie bomba. - powiedziałem i z bólem dupy wstałem, by powlec się do telefonu i zadzwonić pod podany numer. 



~ Z perspektywy Joe'go

      Nerwowo ściskałem w ręku kartkę papieru, która chyba właśnie miała odmienić moje życie... 


Cześć, Joe.
   Dostałam propozycję pracy w "Kerrang!", więc przyjechałam razem z Małym do Los Angeles. Może nie na stałe, ale na pewno go tutaj wychowam.
    Niczego od Ciebie nie chcę; nie myśl sobie, że chcę Cię wykorzystać. Świetnie radzę sobie sama. Po prostu pomyślałam, że przez te kilka lat może odrobinę dojrzałeś i chciałbyś w końcu zaistnieć w życiu Twojego syna. Jeśli tak, adres masz na kopercie. Zapraszamy.
   Pozdrów Stevena i powiedz mu, że nie, wciąż nie chcę się z nim przespać.

   Trzymaj się,
                  Brooklyn

Ach... Poznaliśmy się sześć lat temu. Zaiskrzyło i bez zbędnych wyznań, po prostu zaczęliśmy być razem. Po jakimś czasie wpadliśmy. Wystraszyłem się, w końcu wiecznie naćpany rockman nie może być dobrym ojcem, nie? No i... zniknąłem z jej życia. Oczywiście, gdyby chciała, mogła mnie bez problemu znaleźć, w końcu jestem sławny. Ale to dziewczyna z honorem. W sumie..to nie za dużo myślałem o dziecku, którego nigdy nie zobaczyłem na oczy. A teraz... tak po prostu pójdę i mu powiem, że jestem jego tatą? Nie wiem, czy to rozsądne... Może lepiej dać im spokój?
- Nie to nie, jej strata. - zaśmiał się Tyler, który cały czas stał za mną i czytał mi przez ramię. - Tylko dlaczego ona, do cholery, nazwała waszego dzieciaka Mały?
Popatrzyłem na niego z niedowierzaniem. Sądząc po wyrazie jego ryja, naprawdę tak myślał. Westchnąłem i poszedłem do swojego pokoju. Musiałem zastanowić się na spokojnie. O ile w tym domu w ogóle się da. Ale nie. Bo oczywiście Alice musiał biegać po schodach z włączoną piłą mechaniczną za Stanleyem na hulajnodze. W ogóle... jak mu udało się jeździć na niej po schodach? Nevermind. Nic nie widziałem, załóżmy. Wszedłem do siebie, chciałem pieprznąć się na łóżko, ale leżał na nim Gene, czytając książkę Stephena Kinga i chichotał z opisanych krwawych wydarzeń. Ze zrezygnowaniem zamknąłem się w łazience, usiadłem na podłodze, oparłem plecami o wannę i wpatrując się w drzwi, zacząłem rozmyślać. 


~ Z perspektywy Richie'go

   Obudziłem się u siebie w pokoju na podłodze. Trochę się zdziwiłem, bo nie byłem przecież wczoraj pijany ani naćpany i wieczorem kładłem się normalnie do łóżka. Spojrzałem z namysłem na wyrko... a tam Bryan. Kurwa, menda mnie zwaliła stamtąd w nocy i sama się położyła. O nie. Ta zniewaga krwi wymaga. Podniosłem się, przesunąłem wzmacniacz tak, aby był tuż koło jego ucha, podkręciłem na maksymalną głośność, podpiąłem do niego gitarę... i BUM! dzika solóweczka. Frajer wrzasnął i z wrażenia spadł. Ja grałem dalej z zadowoloną miną. Popatrzył na mnie z pokrzywdzoną miną. Wyszczerzyłem się do niego, ani na moment nie przerywając. Po chwili do pokoju wpadł Jon, uderzając drzwiami klawiszowca.
- Zapisz to, zapisz, to jest genialne!!! - zaczął drzeć się jak pojebany i chwytając za marker, sam zaczął zapisywać na ścianie nuty, które wypływały spod moich palców. W tym samym momencie z morderczą miną przyczłapał do nas Alec, a za nim Tico wspierający oskarżycielsko ręce na biodrach. - Dlaczego nie wyciągnęliście nas z paki, co? - zapytał Such.
- Ja nic nie wiem. - zdziwił się szczerze David.
- Też nie wiedziałem, że was zgarnęli. - zachichotałem, odkładając gitarę. Bon Jovi milczał. Popatrzyliśmy wszyscy na niego.
- No... trochę szkoda tyle kasy mi było... - uśmiechnął się przepraszająco. Basista wrzasnął, zerwał pochodnię ze ściany (swoją drogą... dlaczego ja miałem jebucką pochodnię na ścianie?) i zaczął ganiać z nią wokalistę. Ten pisnął jak mała dziewczynka i wyleciał na klatkę schodową. Alec za nim. My spojrzeliśmy na siebie rozbawieni i zebraliśmy się pod oknem, by patrzeć, jak pościg przenosi się na ulicę. 

~ Z perspektywy Janet

   Ze znużeniem założyłam swój kelnerski fartuszek i przygotowałam się mentalnie na obsługiwanie durnych klientów. Czy tak trudno zrozumieć, że ja nie jestem od klepania w tyłek, tylko od roznoszenia zamówień? Westchnęłam i weszłam na salę. Podeszłam znudzona do jednego ze stolików w moim rewirze, ale na widok facetów, którzy tam usiedli, od razu humor mi się poprawił.



- Coś panom podać? - wyszczerzyłam się do nich.
- Swe towarzystwo. - zaśmiał się Nikki, klepiąc miejsce obok siebie. Wzruszyłam ramionami i usiadłam. 
- Janet, mogę cię o coś zapytać? - zwrócił się do mnie Tommy. 
- Pewnie. - uśmiechnęłam się. - Pewnie potrzebujesz kobiecego punktu widzenia, hm?
- O, noo. Właśnie. Bo... chodzi mi o Avę. - mruknął zakłopotany, kręcąc alkoholem w butelce. 
- Domyśliliśmy się. - przewrócił oczami Sixx.
- A ty się nie odzywaj, ćwoku! Sam nie mówisz Kath, co czujesz, to skąd ona ma to wiedzieć? Żeby ci czasem nagle nie zniknęła, bo będzie za późno. - odparł poważnie Lee. Basista się nadąsał i obrażony poszedł do kibla. - Bo... ja nie wiem, jak z nią o tym porozmawiać. No wiesz, o związku. - kontynuował perkusista.
- Szczerze i na spokojnie. - doradziłam mu. - Tak po prostu. 
- Ja nie rozumiem, po co o tym mówić. Nie można ze sobą być, tak po prostu? - spytał Nikki, wracając.
- To nie film, tylko życie. - poklepałam go pocieszająco po plecach. - Ale wierzę, że w końcu oboje dacie sobie radę z wyznaniem im uczuć. - zakończyłam rozmowę i wzięłam się w końcu do roboty.


~ Z perspektywy Scotti'ego

   Smarowałem w skupieniu kanapkę masłem orzechowym, gdy na chatę wbił nam Bolan i machając gazetą, oznajmił, że mamy sobie znaleźć pracę. Skwitowałem to wzruszeniem ramion. Kurwa, przez to krzywo mi się posmarowało... Postanowiłem sobie w duchu, że śmieć jeszcze za to zapłaci.
- Ty... a co ty robisz? - zapytał skonsternowany Rachel Snake'a, który przylegał płasko do ściany policzkiem, brzuchem, klatą, no, w ogóle wszystkim, co jest z przodu człowieka i uniesionymi rękoma do góry.
- Kamuflaż... - odszepnął mu gitarzysta. 
- A dobra. - machnął na niego ręką Bolańcio. - No, już, praca sama się nie znajdzie. - rzucił w Roba gazetą. Ten westchnął, otworzył ją, przesunął wzrokiem po tekście, po czym uśmiechnął się i powiedział: - Hmm... mogę robić w mięsnym, czemu nie?.. - spisał numer i poszedł zadzwonić. Rach podał gazetę mi. Popatrzyłem niechętnie na niego, ale na odwal się coś znalazłem.
- Będę bileterem w kinie. Super. - burknąłem, oddzierając kawałek papieru z numerem. Pieprznąłem gazetą w Dave'a. Rozmasował głowę, podniósł ją z podłogi i z zainteresowaniem zaczął przeglądać niepozakreślane ogłoszenia. 
- Oo... potrzebują kogoś do odbierania telefonów w zakładzie pogrzebowym. - uśmiechnął się. Przejął słuchawkę od naszego perkusisty i dyrdnął pod podany numer.


~ Z perspektywy Avy

   Szykowałam się właśnie na spotkanie z Toddem. Taa, szykowałam. Czyli pojadałam sobie Skittlesy razem ze Stevenkiem, opierając na nim nogi i 'czekałam', aż Dammit po mnie przyjdzie. Po bliżej niezidentyfikowanym okresie (w końcu czas jest pojęciem względnym), ktoś zapukał do drzwi. Jaka miła odmiana. Tutaj każdy włazi z buta. Powlokłam się, żeby otworzyć. Nie wpuściłam Kernsa do środka, tylko od razu wyszłam i zamknęłam drzwi za sobą. Możliwe, że miałam takie troszkę wyrzuty sumienia wobec Tommy'ego... Ale mówi się trudno. 
- To gdzie idziemy? - zwróciłam się do chłopaka. 
- Witaj, miło cię widzieć. Pięknie wyglądasz. Och, ja też? Dziękuję. - powiedział wyszczerzony Dammit. Popatrzyłam na niego spod byka i uśmiechnęłam się pod nosem. - Może dziwne miejsce na randkę, ale zabieram cię do zoo.
- Ale super! - ucieszyłam się jak dziecko. Chciałam dotrzeć na miejsce autobusem, ale Toddzio zaprotestował, twierdząc, że od dzisiejszego poranka ma do nich uraz. Pojechaliśmy metrem. Kiedy siedzieliśmy grzecznie, wpadłam na pewien pomysł... zaczęłam wpatrywać się długo i uważnie w jakąś babkę. Kasowałam ją powoli spojrzeniem z góry na dół i z powrotem. Zauważyła to i zaczęła się niepokoić. Tymczasem ja pomału wyciągnęłam krótkofalówkę z kieszeni (zajebaliśmy sobie je ze Slashem od policjantów) i mruknęłam do niej na tyle głośno, by moja 'ofiara' to usłyszała: - Szefie, znalazłam ją.
Baba się przeraziła i wybiegła na najbliższym przystanku. Pomachałam jej wyszczerzona. Kerns się zaśmiał i pocałował mnie w policzek, szepcząc: - Urocza jesteś, wiesz?
Zarumieniłam się i uśmiechnęłam do niego niepewnie, zakładając kosmyk włosów za ucho. W końcu dojechaliśmy. Wysiedliśmy, Dammit kupił nam bilety wstępu i zaczęliśmy zwiedzać. Kiedy byliśmy przy zebrach, ucieszyliśmy się, bo za barierkami zobaczyliśmy Franka w stroju służbowym. Oczywiście jak pojebani przeleźliśmy przez nie i pobiegliśmy do niego. Gadaliśmy przez chwilę o wszystkim i o niczym, aż zainteresowałam się pewną rzeczą...
- Sidoris... A co ty właściwie robisz tu jako opiekun tych McKaganów? - zapytałam, wskazując głową na Duffopodobne żyrafy.
- Głównie to przewalam gówno. - przyznał szczerze Frankie. - Ale jestem opiekunem zebr... Zaraz, to dlaczego oni każą mi się zajmować gnojówką po tych wielkoludach??! - ryknął oburzony. 
- Kiepski temat jak na randkę. - roześmiał się Todd i pociągnął mnie za rękę, żebyśmy poszli dalej.
- Zażądaj podwyżki!!! - doradziłam jeszcze Juniorowi.
Bawiłam się świetnie przez cały wieczór. Poznaliśmy wraz z Kernsem całe terytorium zoo, włażąc tam, gdzie było zabronione. Ciągle się wygłupialiśmy i śmialiśmy. A jeszcze pogapić się na urodziwego chłopaczynę można było... W końcu zamknięto obiekt, więc sobie poszliśmy. Wracaliśmy, trzymając się za ręce i rozmawiając o życiu. Dammit mnie odprowadził, a potem staliśmy na werandzie, gapiąc się sobie w oczy z uśmiechem. Po pewnym czasie schylił się i mnie pocałował, a ja... nie poczułam nic. Chociaż próbowałam, pogłębiając pocałunek. Oderwałam się od niego z przepraszającym uśmiechem, żeby powiedzieć, że nic z tego nie nie będzie, ale zanim to zrobiłam, usłyszałam brzęk tłuczonego szkła. Popatrzyłam na podjazd. Stał tam Tommy i z wściekłą miną się w nas wpatrywał. Cholera...
- To nie tak, jak myślisz. - powiedziałam drżącym głosem, wiedząc, jak beznadziejnie to brzmi. On zaśmiał się drwiąco i odszedł. 








No i oddaję w Wasze ręce rozdział jednak szybciej, niż myślałam. :) 

Tym razem mniej śmiesznie, ale tak jakoś czułam, że powinno tak być. Mam nadzieję, że się podoba. 

Skiddie, Misia - Axl przebrany za staruszkę jest tu specjalnie dla Was. <3

Zapraszam na facebook'owy fanpage bloga: 
https://www.facebook.com/Psycho-Therapy-with-Misunderstood-Fanpage-1279018345445507/?fref=ts

Proszę o komentarze, ponownie. Ich nigdy nie jest za dużo. No weźcie, zostawcie po sobie jakiś ślad, co?

Zaglądajcie co jakiś czas do zakładki BOHATEROWIE, bo niedługo zacznę dodawać kolejne postaci. ;)

To chyba tyle z mojej strony. XD Pewnie posypią się groźby za przerywanie w takim momencie. :'D

Komentarze

  1. Pokochałam Axla staruszkę X'''DDDDDDD.....i wreszcie rozumiem świat Adlercia :') ....z Bolana takiego agenta zrobiłaś XD już sie boje co będzie z tymi dziećmi co to ma je niańczyć XDD....ty zawsze przerwiesz nie w tym momencie :'( weź ty kręć seriale...w serialach tak zawsze jest :'( mendo :3 jestem ciekawa kogo ty tam dodasz :') jak znam ciebie dzięki tym nowym postaciom będzie jeszcze większy rożpiżdziel :') ....ale przecież o to chodzi,nie Mistrzu? ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Axl w wersji staruszkowej zdobył Twoją sympatię. XD
      Adlerkowy świat to piękny świat. :')
      Zaraz tam agent. XD Po prostu był leniwy i ciekawy. ;)
      I tak, on będzie świetną niańką. ^^
      Musiałam się poznęcać i przerwać w takim momencie, hihi. ^^ Spokojnie, niedługo pojawi się dokończenie rozdziału. ;)
      Tak, u mnie chodzi o rozpiździel. <3

      Usuń
  2. JAK TY KOBIETO MOGŁAŚ?!?! JAK SE TERAZ BIEDNY TOMCIO PORADZI W WIELKIM ŚWIECIE?!?! CO TO W OGÓLE JEST?!?! TA ZNIEWAGA KRWI WYMAGA!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. truuudne sprawyyyyyyyyyyyy

      Usuń
    2. No cóż, świat Tommy'ego nie jest taki różowy jak pokój Adlera. :') Ale spokojnie, niedługo dowiecie się, jak sobie poradzi bądź tez nie poradzi. ;)

      Usuń
  3. "Sidoris... A co ty właściwie robisz tu jako opiekun tych McKaganów? - zapytałam, wskazując głową na Duffopodobne żyrafy.
    - Głównie to przewalam gówno. - przyznał szczerze Frankie"
    Fragment który zrobił mi dzień :D

    Co do ogółu to może i mniej śmiesznie ale jakoś tak bardziej życiowo. Zaczynam się obawiać że praca bohaterów będzie przypominała pracę uczestników w "Warsaw Shore" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. <3
      Na wasze szczęście nie oglądam "Warsaw Shore", więc nie zaczerpnę stamtąd inspiracji. :')

      Usuń

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcecie, żeby Rose was wypatrzył przez rolkę od srajtaśmy i nasłał na was Paula na kosiarce, to zostawcie po sobie komentarz. Nawet króciutki. Nawet negatywny. Po prostu żebym wiedziała, że obchodzi was to, co piszę.

Popularne posty z tego bloga

Naleśniki z Nutellą i lodami

Bohaterowie

Rozdział 19: Blame It On The Love Of Rock And Roll