Rozdział 7: Desperate

"There you go, walking away (..)
But I know, I know you'll be back (...)
Nothing's changed, we'll know when we're closer to love

Aren't we desperate, aren't we afraid
We're just two lost and lonely people, scared to be alone again
Aren't we desperate, aren't we afraid


(...)
We won't change, we won't change until we face our fears
We're alone, even though we are together right now
Love remains, just out of reach somehow


(...)
I know we can make it, take up that look into my eyes
We'll take the future for you and I, yeah!"







~ Z perspektywy Todda

   O co tu chodziło?... Nie wiedziałem, że oni są parą... Co nie znaczy, że gdybym wiedział, to bym się z nią nie umówił. Zawsze dostawałem to, czego chciałem. Koleś odwalił szopkę, a ona chciała za nim pobiec. 
- Tommy, proszę, zaczekaj! - zawołała, ruszając. Chwyciłem ją za łokieć. Popatrzyła na mnie z wściekłą miną. 
- Nie dokończyliśmy. - wysyczałem. 
- Nawet nie zaczęliśmy! - wrzasnęła na mnie, próbując się wyszarpnąć. 
- Czego ty właściwie chcesz, mała? - warknąłem, puszczając ją gwałtownie, przez co prawie się wywaliła. 
- Och... na pewno nie ciebie! Nic nie poczułam, rozumiesz?! Nic! - krzyknęła i płacząc, wbiegła do domu. Prychnąłem. Nie to nie, jej strata. Miałem odejść, gdy ktoś mnie popchnął i spadłem kolanami i dłońmi na chodnik. Wkurwiony odwróciłem się, a wtedy dostałem w mordę. Zacząłem pluć krwią. Zafundowano mi jeszcze kopa w żebra. Upadłem. Usłyszałem, że ktoś odciąga mojego napastnika.
- Vince, zostaw go! - rozkazał Sebastian. 
- Ale on skrzywdził Avę!! - zaprotestował Neil.
- Nie wiemy, co się stało!! Zanim pobijesz go do nieprzytomności, to może się dowiedz, czy było warto, co?! - wykazał się odrobiną rozsądku mój rodak.
- Tłumacz się, szmato! - zażądał wokalista Motleyów, brutalnie mnie podnosząc.
- Spierdalaj! - odepchnąłem go. - Nic jej nie zrobiłem. Byliśmy na randce, teraz się całowaliśmy, ale Lee to zobaczył i zrobił scenę. Poszedł gdzieś, ona chciała za nim biec, i tak dalej. Ot, cała dramatyczna historia. - wyjaśniłem zgorzkniałym tonem Sebkowi. - Nie wiedziałem, że są parą, więc nie uważam, że ten wpierdol mi się należał. - tu zwróciłem się do Vince'a. - I gdyby nie było tu Seby, to bym ci wyszarpał te twoje kłaki. - poinformowałem go i z godnością odszedłem.


~ Z perspektywy Slasha

   Siedziałem sobie z Adlerem oraz Baszkiem, popijając piwko i gadając o tym, że kończy się laba i zaganiają nas do pracy. Nagle mi się znudziło i powiedziałem do Rose'a, który w skupieniu tworzył tekst do nowej piosenki: - Hej Axl! 
- Co? - zapytał, odrywając oczy od kartki.
- Gówno! - wyszczerzyłem się do niego. Popatrzył na mnie z taką miną, że wśród śmiechów reszty postanowiłem zilustrować tą sytuację. O proszę, pięknie.

I tak sobie rżeliśmy, Wiewióra nas ignorowała, aż nagle do domu wpadła zapłakana Ava.
- Ej, co się stało? - zapytałem ją zmartwiony, gdy wtuliła się we mnie i zaczęła moczyć mi koszulkę. 
- Całowałam się z Toddem! - wyjęczała.
- Robił to aż tak źle? - zachichotał Popcorn. Spiorunowałem go wzrokiem. W tym samym czasie z domu wybiegł Neil, a za nim Bach. 
- Uhm... bo wy byliście na czymś w stylu randki, nie? - mruknąłem do niej pytająco. Pokiwała głową. - A ja myślałem, że... no wiesz... że ty jesteś z Tommy'm... - kurde. Nie byłem dobry w pocieszaniu, bo rozpłakała się jeszcze gorzej.
- Bo chyba byłam! Dopóki nie zobaczył mnie z Kernsem.. - zawyła.
- O cholera... - szepnąłem współczująco. 
- Skoro ci zależy na Lee, to po kiego chuja lizałaś się z Toddem? - spytał dziewczynę zdenerwowany Sebek, który właśnie wrócił i ciągnął za sobą opierającego się Vince'a. 
- Daj jej spokój! - stanął w obronie naszej siostry Steven. - Każdemu zdarzają się głupoty. - dodał usprawiedliwiająco. 
- No, tylko szkoda, że ta głupota zraniła Tommy'ego, i przez nią Neil napadł na Dammita, który w sumie nie zrobił nic, czego ona by nie chciała! - burknął Sebastian, wchodząc na górę i trzaskając drzwiami od swojego pokoju. 
- Wszystko zepsułam! - zaszlochała moja bliźniaczka. 
- Nie myśl teraz o tym. - powiedziałem stanowczo i zaprowadziłem ją do pokoju, żeby poszła spać. Wyrwała mi się przed drzwiami i weszła do pomieszczenia zajmowanego przez Lee, z płaczem rzucając się na jego łóżko. Wtuliła się w poduszkę, robiąc coś, co kobiety nazywają 'wdychaniem zapachu ukochanego mężczyzny'. Westchnąłem i ją zostawiłem. Ona w tej chwili potrzebowała tylko jednej osoby... A nie byłem nią ja.


~ Z perspektywy Nikki'ego

   Siedziałem przy stole z kieliszkiem wina w ręce, patrząc z zamyśleniem na śpiącą na kanapie Kath. Hmm... ona nie była dla mnie chwilową przygodą. Musiałem przyznać, że zaczęło mi na niej zależeć. Nie mogłem tego zepsuć. Tommy miał rację, muszę jej w końcu powiedzieć, że nie jest byle kim. Podszedłem do niej z zamiarem obudzenia jej, ale w ostatniej chwili rozmyśliłem się. Wyszedłem na werandę i bujając się na fotelu, zapaliłem papierosa. 


~ Z perspektywy Tommy'ego

   Czego ja się spodziewałem... Że od tego mojego żartobliwego wyznania miłości i jednego pocałunku staniemy się parą?  Ta. Z wściekłością kopnąłem kamyk leżący na drodze, jakby to wszystko było jego winą. Mogłem się nie angażować, teraz by mniej bolało. Szedłem tak już z godzinę, sam nie wiem gdzie i po co. Żeby uciec od tego wszystkiego, to na pewno. Tylko że psychicznie za cholerę się nie dało. Słyszałem, jak za mną wołała, ale nie miałem ochoty na nią patrzeć.. Teraz to najchętniej bym ją zabił. Nie dość, że urządzała sobie romantyczne schadzki z innym pod moim domem, to jeszcze w nim mieszkała, przez co odcięła mi możliwość schowania się przed światem w moim pokoju. Niewiele myśląc, skierowałem się do Motley House. Stanąłem przed drzwiami i zastanawiałem się, czy zapukać. 
- Żebyś jaja tu nie zniósł. - zadrwił uśmiechnięty Nikki siedzący na bujanym fotelu, którego wcześniej nie zauważyłem. Westchnąłem, usiadłem na schodkach i ukryłem twarz w dłoniach. 
- Co jest? - zapytał, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Widziałem, jak Ava całowała się z Toddem. - powiedziałem głucho. 
- Uu... to kiepsko. - 'pocieszył' mnie przyjaciel.
- I powiedziała, że to nie tak, jak myślę. - mruknąłem z bolesnym rozbawieniem. 
- Dałeś się jej wytłumaczyć? - spytał mnie.
- A jak myślisz? Odszedłem bez słowa. Mogłem zrobić aferę, dać w pysk młodemu i z hukiem wywalić ją z domu, ale nie. 
- Hm... chyba naprawdę ją kochasz. - zdziwił się Sixx tym, że nic nie zrobiłem. Uśmiechnąłem się bezradnie i wszedłem do domu. Nie odezwałem się wcale do właśnie budzącej się Kath, tylko od razu powlokłem się do łazienki na górę, pod prysznic. Strumień bieżącej wody zawsze mnie odstresowywał. Stałem, pozwalając, żeby woda zmywała ze mnie wszelkie zmartwienia, gdy usłyszałem głosy pod domem. No tak, okno tego pomieszczenia wychodziło na werandę.
- Gdzie jest Lee? - spytał się kogoś Slash.
- Topi się pod prysznicem. - odpowiedział mu smętnie Nikki. Na to Mulat już nic się nie odezwał, ale wszedł do domu, kierując się na górę. Uniosłem brwi. Ava nie mogła go tu przysłać, to nie jest typ człowieka na posyłki... Zapukał. Zignorowałem go. Młody nie dawał za wygraną i wciąż dobijał się do drzwi. Westchnąłem, wyłączyłem wodę, owinąłem się w pasie ręcznikiem i otworzyłem.
- Czego chcesz? - zapytałem go beznamiętnie.
- Żebyś jej nie skreślał. - odparł prosząco. Popatrzyłem na niego z smutnym uśmiechem.
- A ty co byś zrobił na moim miejscu? - spytałem retorycznie.
- Uhm. No tak. Ale to nie o to tu chodzi. Słuchaj, to wygląda naprawdę paskudnie z twojej perspektywy, ale ja ją znam i wiem, że to po prostu był błąd. - odpowiedział. Nie chciałem tego słuchać. Próbowałem wyminąć go i zamknąć się w moim dawnym pokoju, ale zagrodził mi drogę. - Myślę, że ona przestraszyła się tego, że się w tobie zakochała. Wiesz, ona z tych, co to wolność i swoboda. Czymże jest miłość, jeśli nie uzależnieniem się od drugiej osoby? Chciała sprawdzić, czy potrafi poczuć coś z kimś innym niż ty. Czy nie jest... no wiesz, stracona..
- Dobra, rozumiem, że to twoja przyjaciółka i próbujesz ją usprawiedliwić, i ja cię za to szanuję, ale to niczego nie zmienia. - mruknąłem, siadając na łóżku. - Ona na pewno z tobą o tym nie rozmawiała, więc to wszystko są po prostu domysły. Jedna z wielu opcji.
- Tommy... tylko że ją ja doskonale rozumiem, bo ona jest taka sama jak ja. Nie jest nam łatwo rozmawiać o uczuciach. Znaczy...nikomu nie jest, ale z nas to wręcz trzeba wyduszać. Też bym tak zrobił. No, może pomijając fakt, że teraz wącha twoją pościel i ryczy wniebogłosy.. - kontynuował, opierając się o framugę. Zaciąłem wargi. Teraz to sobie płacze, tak? Mogła pomyśleć wcześniej. Też mam ochotę przez to wszystko wyć. Kudłacz spojrzał na mnie błagalnie. 
- Spokojnie, nie staraj się, nie zamierzam wywalać was z domu. - burknąłem. 
- Ale ja przecież nie dlatego! - oburzył się. 
- Kurwa no! - wybuchłem. - I co, ona mnie zdradza, a ja mam teraz do niej pójść i ją pocieszyć, tak?! Pogłaskać po główce i powiedzieć, że nic się nie stało, tak?! Że to nie jej wina i wszystko będzie dobrze?! Tylko tu cholera jest problem, bo właśnie coś się stało, wiesz?! Złamałem się, rozumiesz?! Po prostu się złamałem... - dokończyłem szeptem, a łzy zaczęły spływać po mojej twarzy. Mulat odetchnął głęboko, wyszedł i zamknął za sobą cicho drzwi. Ja wlazłem pod kołdrę i rozpłakałem się jakby cały świat upadł w gruzach.. Bo przecież upadł. Nawet nie wiem kiedy stała się całym moim światem... 

~ Z perspektywy Franka

   Była taka mini posiadówa na chacie u Mylesa, więc się tam wybrałem. Przywitał mnie następujący widok: 

Odwdzięczyłem się tym samym i usiadłem przy stole. Naprzeciw mnie siedział smętny Todd, gapiąc się z wyrzutem w butelkę wódki.
- Co jest, stary? - klepnął go w ramię Kennedy.
- Gówno. Jedno wielkie gówno. A wszystko przez kobietę. - westchnął Kerns. 
- Tak to już w życiu bywa. - pokiwał głową z udawaną powagą Brent. 
- Tak to już w życiu bywa,
Że ciągle się przegrywa.
Z wielkim bólem, 
Ale nic nie zdarza się cudem.
Nie wiesz, dlaczego tak jest,
A jeszcze pogryzie cię pies.
Życie jest niesprawiedliwe,
A niektóre jego elementy wstydliwe.
Zauroczyłeś się kobietą,
Na którą wszyscy lecą.
No i masz problem,
Bo potraktują cię ogniem.
Ona cię nie wybierze,
A i jeszcze piniondz zabierze.
Zostanie po niej w duszy dziura.
Taka oto historia ponura. - wymyślił wiersz Dammit. 
- Rozumiem, że nie masz ochoty na zwierzenia? - spytał go z troską Myles.
- Ech... Tu nawet nie ma dużo do opowiadania. Byłem na randce z Avą i jak zaczęło się fajnie rozkręcać, to Lee nam przeszkodził. Ona się poryczała, on poszedł z wielkim fochem, a mnie Vince skopał. - mruknął Toddzik.
- Hmm... Nie, żeby coś, ale... VINCE cię skopał? - upewnił się powątpiewajaco Fitz. 
- Zaskoczył mnie i zaatakował od tyłu. - wzruszył ramionami Kerns.
- On jej zrobił aferę o ciebie? A ja myślałem, że są w otwartym związku. - zastanowiłem się głośno.
- Ja tam mu się nie dziwię. - stwierdził Kennedy. - Jak laska tak wygląda, to jej facet zawsze jest o nią zazdrosny. No i sorry Todd, ale uchodzisz za przystojnego, więc Lee faktycznie mógł poczuć się zagrożony.
- Phi. Nie musiał, ona powiedziała, że podczas pocałunku ze mną nic nie poczuła. - burknął Dammit. 
- To tu cię boli. - zachichotał Brent. Toddzio prychnął i rzucił w niego plasterkiem pomidora.


~ Z perspektywy Rachela

   Wbiłem na chatę do skurwieli z mojego zespołu, bo u Sixxa zrobiło się cóś drętwo. Pierwsze, co zobaczyłem, to Snake'a gadającego przez telefon z zacieszem. 


- A z kim on tak? - zapytałem Roba, wskazując głową na gitarzystę.
- A, znowu z babcią Scotti'ego rozmawia. - odpowiedział on, wzruszając ramionami i dalej wydłubywał agrafką pestki z truskawki. 
- Hill... nie martwi cię to? - zwróciłem się do kumpla wiszącego nad oknem.
- A czemu? Przynajmniej ja nie muszę odgrywać troskliwego wnusia. - mruknął Karnisz lekceważąco.
Wzruszyłem ramionami, usiadłem na blacie kuchennym i zacząłem przysłuchiwać się rozmowie.
- No... tak, Agnes, mówiłem mu... ale on nieee... na co to komu... też się o niego martwię... no nie ukrywajmy, jednak on jest trochę dziwny... nic tylko by karnisze udawał... 
Zachichotałem. Scotti popatrzył na mnie bez wyrazu. 
- Hmm... poczekaj, mam kogoś na drugiej linii... No, cześć Jon. Ty niby zrobiłeś coś do jedzenia? Nie przyjdę, tego się nigdy nie da zjeść i zawsze robisz rozpierdziel. Może chłopaki przyjdą. - popatrzył na nas pytająco Sabo. Ja i Affuso pokiwaliśmy ochoczo głowami. - Bolan i Rob zaraz przyjdą. No, nara. Już jestem Ag, to znowu ten Bon Jovi... no wiem, ale wiesz, przyjaciel od czasów piaskownicy...
- Wasz związek jest dziwny. - poinformowałem o swojej opinii Dave'a i razem z perkusistą wyszliśmy na zewnątrz. Skierowaliśmy się w stronę bloku chłopaków. Po jakimś czasie doszliśmy. Wbiegliśmy jak pojebani na górę i wjebaliśmy z buta. Znaczy Affuso z skarpety, bo z tego wszystkiego zapomniał ubrać butów. Richie i Jon siedzący przy stole pomachali nam z uśmiechem. Podeszliśmy, obawiając się odrobinę posiłku przyrządzonego przez wokalistę, ale miło nas zaskoczył. 

- Ty to zrobiłeś? - otworzyłem usta ze zdumienia. Robowi już zaczęła ślinka skapywać. 
- No. - dumnie potwierdził Bon Jovi. 
- Sambora... jadłeś to? - zapytałem gitarzysty, wpatrując się w ten cud.
- Owszem. Smakuje jeszcze lepiej niż wygląda. - wyszczerzył się do mnie, klepiąc się po brzuchu. - I nawet widziałem, jak to robił. Spalił tylko garnek, jak roztapiał czekoladę, ale poza tym wszystko było w porządku. 
- Kim jesteś i co zrobiłeś z Jonem? - zawołałem, potrząsając wokalistą za ramiona. Zachichotał. 
- Aż zapiszę ten wielkopomny dzień w kalendarzu. - oznajmił oficjalnym tonem Richie, mażąc coś po kalendarzu zawieszonym na oknie. No, bo dlaczego kalendarz miał u nich niby wisieć na ścianie, nie? Affuso już dopadł swojej porcji i zaczął to pochłaniać. Ja postanowiłem się delektować... Umm... Niebo w gębie... Poemat... W naleśnikowym nadzieniu co prawda znalazłem paznokcia, ale kto by się tam szczegółów czepiał.


~ Z perspektywy Share

   Wkradłam się do szpitala, żeby odwiedzić Duffa. 
- Co ty tu robisz? - zdziwił się na mój widok.
- Bytuję. - odparłam uduchowionym tonem, siadając w pozycji lotosu obok niego na łóżku. 
- I pewnie zaraz będziesz medytować? - uśmiechnął się do mnie. 
- A następnie lewitować. - dodałam z powagą. 
- Uhm... wiesz, ja też mogę, ale potrzebna mi do takiego stanu wódka. - powiedział mistycznym głosem. Zachichotałam. - Dużo wódki. - uściślił. Bez słowa podałam mu mój otworzony plecak wypełniony butelkami z tym cennym napojem. McKaganowi oczy zaświeciły się na ten widok. I tak zaczęliśmy sobie popijać.

Godzinę później
- Ale popatrz, jaka ta ręka jest śmieszna! - rechotało Duffiątko, patrząc na swoją ciut wielgachną kończynę.
- Ty cały jesteś śmieszny. - parsknęłam śmiechem.
- Ej no. - nadąsał się. 
- No bo jesteś. - upierałam się przy swoim. Przysunęłam się do niego i wzięłam w dwa palce kosmyk jego włosów. - Patrz na te tlenione kudły. Wyglądają jak makaron ugotowany przez Bon Jovi'ego.
Ale Duffik już mnie nie słuchał. Gapił mi się w cycki, które nieopatrznie przysunęłam blisko jego twarzy. 
- Ej zią! - trzepnęłam go oburzona w ucho, czkając. Tym razem zaczął wpatrywać się w moje wargi z... pożądaniem?
- Duffy... wszystko ok? - zapytałam lekko zaniepokojona. Spojrzał mi w oczy, a ja się zarumieniłam. Nagle usiadł, pochylił się i mnie pocałował. Na początku zamarłam, ale dość szybko uznałam, że bardzo, ale to bardzo mi się to wszystko podoba i odwzajemniłam gorączkowo pocałunek. 
- A co się tu wyrabia?? - zawołał zbulwersowany lekarz robiący obchód i patrzący z wściekłością na porozrzucane puste butelki oraz część naszych ubrań. 
- Rekonwalescencja w stylu McKagana. - odparł dumnie Duff, przyciskając mnie do siebie tak, żeby pan doktorek nie zobaczył mojego biustu. Zachichotałam.
 - Proszę natychmiast opuścić szpital! - krzyknął wzburzony lekarz. 
- Dobra no, tylko bez nerw. - mruknął wielkolud i i zaczął się pakować. Ubraliśmy się pod czujnym (i zboczonym) wzrokiem doktorka i wyszliśmy z budynku przez okno, zjeżdżając na linie ze związanych prześcieradeł. Doktorzyna upewnił się, że jesteśmy na zewnątrz i z hukiem zatrzasnął okno, przez co spadliśmy w krzaki.


~ Z perspektywy Kath

   - Czy on... płacze? - zapytałam szeptem Slasha wychodzącego właśnie z pokoju Tommy'ego. 
- Uhm. - mruknął twierdząco Mulat. 
- Kurwa... to przez Avę i Todda, tak? - westchnęłam smutno.
- W sumie to tylko się całowali, ale... wiesz. - odparł, siadając na podłodze przed drzwiami. Osunęłam się po ścianie i ulokowałam naprzeciw niego.
- Wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Mówiłam jej. - pożaliłam się Kudłaczowi, który popatrzył na mnie jak na idiotkę. No tak. Niby ich przyjaźń zaczęła się niedawno, a on już doskonale ją znał i wiedział, że ona zawsze zrobi wszystko po swojemu i zastosuje odwrotność udzielonej jej rady.
- Pomijając; nie wiem, co mam zrobić. Nie mogę patrzeć, jak ona tak cierpi. - spojrzał na mnie prosząco, zapewne mając nadzieję, że ja mu coś doradzę. Oparłam głowę o ścianę i zamknęłam oczy. Przytłoczyło mnie to wszystko. Nie wiedziałam nawet, kogo pójść pocieszać. Byłam trochę zła na moją przyjaciółkę, ale Lee tez od razu mógł powiedzieć, że nie preferuje otwartych związków. W tym momencie usłyszałam ciche kroki. Nikki stanął przed zamkniętymi drzwiami i zaczął się w nie wpatrywać z rozpaczą. 
- Tommy... proszę... mogę wejść? - spytał, pukając. Jako odpowiedź musiało mu wystarczyć głośne chlipnięcie. Sixx mruknął do nas, że to załatwi i wszedł do pokoju swojego bliźniaka.
- Chodźmy się napić. - zaproponował Ukośnik. Wzruszyłam ramionami i poszłam za nim.


~ Z perspektywy Avy

   Płakałam, nie zważając na otoczenie. A raczej na nic poza pościelą Tommy'ego, którą ściskałam kurczowo, wtulając się w nią.
- Hej... no nie płacz już... - wyszeptał Steven, głaszcząc mnie po włosach. Siedział tu ze mną, służąc mi jako podajnik chusteczek i co jakiś czas ponawiał prośby, żebym przestała rozpaczać. Ale ja nie mogłam. Wszystko zepsułam swoją głupotą. Odnosiłam wrażenie, że z durnego uporu zawsze działam tak naprawdę wbrew sobie i robię coś, czego potem żałuję. Przecież gdy tu przyjechałam, najbardziej pragnęłam związku z Lee, a właściwie to był mój jedyny cel. A jak już miałam ku temu sposobność, to się wystraszyłam i odtrąciłam to od siebie. Ja... nie chciałam się zakochać. A jednak stało się. Najbardziej bolało to, że postawiłam się na jego miejscu - wyobraziłam sobie, jak bym się poczuła, gdybym to ja zobaczyła go z inną. Nie mogłam sobie darować.. 
- Ava? - do pokoju zajrzał Nikki. Popatrzył na mnie ze zmartwioną miną. - Kogoś ci przyprowadziłem... - odsunął się i przepuścił Tommy'ego, który wszedł do pokoju ze spuszczoną głową. Zdumiona otworzyłam usta, moje serce wykonało gwałtowny skok, a Adler się uśmiechnął i wyszedł razem z Sixxem. Zostałam sam na sam z perkusistą. Wpatrywałam się w niego z błagalną miną. W końcu na mnie spojrzał. Miał zaczerwienione oczy... 
- Ja... - zaczęliśmy jednocześnie. 
- Ty pierwsza. - uśmiechnął się do mnie.
- Tak bardzo cię przepraszam. - powiedziałam drżącym głosem, siadając na łóżku. On przysiadł obok mnie. - Ja... po prostu nie sądziłam, że... że się zakocham. - dokończyłam szeptem, odwracając głowę. - Chciałam sprawdzić, czy poczuję to samo wobec kogoś innego. 
- I jak? - zapytał cicho, odwracając mnie czule za policzek twarzą do siebie. Utonęłam w jego oczach...
- Nijak. Liczysz się tylko ty... - wyszeptałam i pocałowałam go. Zamarł na chwilę, ale jednak ostrożne odwzajemnił pocałunek. Oderwał się ode mnie.
- Też cię kocham. - powiedział z uśmiechem i wrócił do przerwanej czynności. Zaczęliśmy całować się z namiętnością i miłością. Po jakimś czasie opadliśmy na łóżko. Pieściliśmy się, a nasze ubrania pomału lądowały na podłodze. W końcu Lee we mnie wszedł. Zacisnęłam usta, żeby nie pisnąć z bólu. On zamarł. Popatrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Ty nigdy nie...? - zapytał, a raczej stwierdził szeptem. 
- Jesteś jedyny. - uśmiechnęłam się do niego zachęcająco. Pocałował mnie czule i starał się być delikatniejszy. Kochaliśmy się długo, ale...to był idealny pierwszy raz. Doskonale do siebie pasowaliśmy. Jednocześnie szczytowaliśmy. Po wszystkim leżałam na nim i patrzyłam na niego z uśmiechem, a on, również uśmiechnięty, głaskał mnie po policzku.
- Pamiętasz, jak obiecałem ci, że będę z tobą zawsze? - spytał mnie. Pokiwałam wzruszona głową. - Ja nie łamię obietnic. - mrugnął do mnie. - Nieważne, jak bardzo by się nam psuło, nigdy z ciebie nie zrezygnuję, bo jesteś częścią mnie. 
- Nie chcę żyć bez ciebie. - szepnęłam i przytuliłam go mocno. 



Ugh... Pamiętam, jak pisałam kiedyś, że tu nie będzie żadnych laf story.. XD Wybaczcie mi, jestem tylko kobietą. :')

NAKAZUJĘ Wam włączyć piosenkę, zanim zaczniecie czytać, bo to ona buduje klimat tego rozdziału. :) Przecież, jakby nie patrzeć, bez muzyki to w ogóle nie byłoby tego bloga. <3

Dodaję szybko, ponieważ nie chcę Was trzymać dłużej w niepewności. :*

No i Misia masz, ciesz się, som razem. :D Zadedykuję Ci cały rozdział, a co mi tam. XD

Proszę o komentarze. ;) Co myślicie o tym wszystkim? :) 

Przypominam o facebook'owej stronie, z którą będziecie na bieżąco z wszystkim dotyczącym bloga:
https://www.facebook.com/Psycho-Therapy-with-Misunderstood-Fanpage-1279018345445507/?fref=ts

Swoje 53. urodziny świętuje dziś Share. <3

Komentarze

  1. to...to...to....to piekne jes :'( wzruszyła żem sie :'(

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja się tam cieszę z tego małego "laf story":D Taka mała odmiana w tym całym zamieszaniu, hmmm... a może to ten miłosny wątek stworzy większe zamieszanie...? Sama nie wiem. Mimo wszystko czekam na kolejną odsłonę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. <3
      Czy ten wątek stworzy większe zamieszanie..? Szczerze powiedziawszy, sama nie wiem, ponieważ wszystko piszę spontanicznie i nie mam nigdy pojęcia, jak potoczą się losy bohaterów. XD To wszystko samo bezwiednie ze mnie wychodzi, jak siadam przy klawiaturze bądź kartce i nie do końca to kontroluję. :D

      Usuń
  3. A ja się tam cieszę z tego małego "laf story":D Taka mała odmiana w tym całym zamieszaniu, hmmm... a może to ten miłosny wątek stworzy większe zamieszanie...? Sama nie wiem. Mimo wszystko czekam na kolejną odsłonę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej.
    Ogólnie nie lubię zostawiać spamu...
    Ale ja chciałem Ci tylko napisać, że czytam wszystkie Twoje komentarze, które zostawiasz mi pod "Nigdy nie mów Żegnaj". I chciałam jeszcze napisać, że jest mi naprawdę bardzo miło, że czytasz to opowiadanie...
    Po prostu, dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, dziękuję, że dałaś znać. ;)
      Czytam to opowiadanie, bo jest świetne. Jakiś czas temu przeczytałam "Until The Rain Fall Down", które już w ogóle jest mistrzostwem, ale wtedy nie komentowałam. Jednak obiecuję, że wkrótce będę czytać tą historię jeszcze raz i zostawię pod każdym rozdziałem wyczerpujący komentarz. <3

      Usuń
  5. Hghhhghhh :''(( to są straszne sprawy :''( ale czemu Tommy płacze, ja przez niego też wyję :''( w sumie to nie wiem o co mi chodzi :''(( zdradziła go - ryczę, wróciła do niego - ryczę :''( Skiddie ma rację, trudne sprawyy :''( ale wybaczcie mi, jestem tylko kobietą :''(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, cieszę się, że tak emocjonalnie reagujesz na moje opowiadanie. <3

      Usuń
    2. A ja właśnie nie wiem, czy się cieszę czy się nie cieszę :''(

      Usuń
    3. No ja się cieszę, bo to świadczy dobrze o mnie jako autorce - że jestem w stanie oddziałowywać na czytelników. ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcecie, żeby Rose was wypatrzył przez rolkę od srajtaśmy i nasłał na was Paula na kosiarce, to zostawcie po sobie komentarz. Nawet króciutki. Nawet negatywny. Po prostu żebym wiedziała, że obchodzi was to, co piszę.

Popularne posty z tego bloga

Naleśniki z Nutellą i lodami

Bohaterowie

Rozdział 19: Blame It On The Love Of Rock And Roll